Wałęsa pod przysięgą
Treść
Nie milkną spory związane z obchodami 25. rocznicy powstania pierwszej "Solidarności". Podczas wczorajszego uroczystego posiedzenia Sejmu część ław poselskich świeciła pustką. W odpowiedzi na zarzuty swoich byłych kolegów z okresu strajków sierpniowych Lech Wałęsa przysiągł z trybuny sejmowej, że w "Solidarności" nie było zdrady.
- Pod sztandarem pierwszej "Solidarności" skupiły się wszystkie grupy społeczne. To był klucz do sukcesu - podkreślił Lech Wałęsa w przemówieniu przed posłami i senatorami, którzy zebrali się na wspólnym posiedzeniu, by uczcić 25. rocznicę powstania "Solidarności". Wcześniej zebrani obejrzeli film przypominający początki "Solidarności", dziś zwanej powszechnie - pierwszą "Solidarnością". Za stołem prezydialnym zasiedli: pierwszy marszałek Sejmu wybrany w demokratycznych wyborach Wiesław Chrzanowski i... postkomunista Włodzimierz Cimoszewicz, obecny marszałek i kandydat SLD na prezydenta. W prezydium zajął też miejsce pierwszy marszałek Senatu prof. Andrzej Stelmachowski. Solidarnościowych marszałków parlamentarzyści przywitali brawami.
Wśród obecnych na sali sejmowej zabrakło przedstawicieli Ruchu Patriotycznego Antoniego Macierewicza, którzy dzień wcześniej zorganizowali własne, alternatywne obchody rocznicowe z udziałem legendarnej przywódczyni protestu stoczniowców - Anny Walentynowicz i Krzysztofa Wyszkowskiego. Głównym powodem zignorowania przez tę partię uroczystości oficjalnych był fakt dopuszczenia do współprowadzenia obrad postkomunisty Cimoszewicza. Nieobecna była także większość posłów Ligi Polskich Rodzin, którą na sali reprezentowali tylko szef klubu Marek Kotlinowski, Zygmunt Wrzodak i Anna Sobecka.
- Uważałem, że w dniu dzisiejszym oddajemy hołd wszystkim tym, którzy walczyli o wolną Polskę - od żołnierzy Września, przez Armię Krajową i tych z lasu, poprzez Poznań '56, Ursus, Radom, Gdańsk 1980... Idea "Solidarności" nie może być personifikowana w jednej osobie, która próbuje nadać ton tym obchodom - powiedział Kotlinowski. Wrzodak oświadczył dziennikarzom, iż został na sali, by patrzeć w oczy Wałęsie, gdy ten będzie kłamał. Większość posłów LPR wyszła z sali dlatego, że marszałek Cimoszewicz nie dopuścił, by w tym dniu zabrali głos także inni, poza Wałęsą, liderzy pierwszej "Solidarności".
- Wobec Boga oświadczam, że żadna zdrada nie miała miejsca - zaklinał się tymczasem z trybuny sejmowej Lech Wałęsa. Opinie swoich dawnych współpracowników z okresu strajków sierpniowych i pierwszej "Solidarności" - Walentynowicz, Gwiazdy, Wyszkowskiego, o swojej agenturalnej przeszłości Wałęsa skwitował określeniem "bzdurnych teorii". Nad obradami Okrągłego Stołu, które w ocenie jego adwersarzy stanowiły kulminację "zdrady Lecha", Wałęsa prześlizgnął się w swoim wystąpieniu chyłkiem, bez peanów, wspominając jedynie o zawartym tam "lichym kompromisie".
- Na rewolucję nie mieliśmy szans, a ewolucja dawała przewagę siłom starego reżimu - tak były prezydent tłumaczył powstanie po solidarnościowym zrywie swoistej PRL-bis. Napiętnował błędy tzw. transformacji [okres błędów i wypaczeń? - przyp. red.], ale jego zdaniem, "wszystko da się naprawić".
- Dziś otwieramy epokę globalizacji, która sama z siebie nie jest ani dobra, ani zła, zależy co w niej zmieścimy. Polska będzie w niej obecna intelektem przyszłych pokoleń - zakończył Lech Wałęsa.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2005-08-30
Autor: ab