Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wahali się do końca

Treść

Wszyscy politycy lewicy nie ukrywali, że mają dylemat, na kogo zagłosować w wyborach prezydenckich po tym, jak wycofał się Włodzimierz Cimoszewicz. Naturalnym kandydatem wydawałby się Marek Borowski, ale komuniści nie mogą mu zapomnieć, że to właśnie on przyczynił się do rozbicia SLD.

Z uwagi na niską frekwencję Marek Borowski z SdPl może liczyć na dość duże, jak na jego partię, poparcie. Przypomnijmy, że w wyborach do parlamentu Socjaldemokracja Polska uzyskała 3,89 proc. głosów i nie przekroczyła progu. W wyborach prezydenckich Borowski może jednak liczyć na większe poparcie, gdyż "jedyny kandydat lewicy" Włodzimierz Cimoszewicz wycofał się przed wyborami. Sam zainteresowany zauważa, że chociaż wynik można przewidzieć na podstawie sondaży, to oczekiwaniu na ostateczny wynik zawsze towarzyszą emocje. Borowski uważa, że poparcie dla niego powinno wynieść ok. 8 proc.
Z kolei były premier Leszek Miller powiedział po głosowaniu, że nie miał problemu z wyborem kandydata. - Głosowałem na swojego długoletniego współpracownika Marka Borowskiego, mimo że rozbił on SLD - powiedział. Dodał, że miałby wątpliwości, na kogo oddać głos, gdyby żył Daniel Podrzycki. - Żałuję, że Włodzimierz Cimoszewicz zrezygnował z kandydowania, bo miałby szansę - stwierdził Miller. Również obecny lider SLD Wojciech Olejniczak przyznał, że zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami w wyborach prezydenckich zagłosował na Marka Borowskiego. - To kandydat, który jest najbliższej, jeśli chodzi o moje poglądy. A trzeba było zagłosować zgodnie z sumieniem i poglądami. Trudno, abym oddał głos na innego kandydata - powiedział po wyjściu z lokalu wyborczego. Zauważył, że wybory byłyby ciekawsze, gdyby startował w nich Włodzimierz Cimoszewicz. - Brak Cimoszewicza powoduje m.in., że będzie mniejsza frekwencja. Po drugie, emocje byłyby większe, bo byłaby bardziej wyrazista walka między prawicą a lewicą - dodał. Wszyscy byli jednomyślni - zarówno kandydat, jak i jego lewicowi koledzy - że dojdzie do drugiej tury wyborów, bo żaden kandydat nie otrzyma ponad 50-proc. poparcia.
Socjologowie są zgodni, że elektorat lewicowy może czuć się zagubiony. - Elektorat doznał dużego rozczarowania w tych wyborach prezydenckich, ponieważ faworyt, na którego ta część ludzi - ludzi w dużym stopniu dawniej związanych z PZPR-em - postawiła, zrezygnował przed bitwą. Spowodowało to duże frustracje - twierdzi dr Mieczysław Ryba z KUL. Podkreśla, że nawet ostatnie zachowanie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który starał się przerzucić te sympatie na Marka Borowskiego, niewiele dało. - Zbyt dużo nerwowych ruchów, które powstały w obszarze właśnie tego elektoratu, może spowodować, że rzeczywiście część pójdzie głosować na Borowskiego, ale też duża część być może zagłosuje na Tuska, a spora część może po prostu nie pójść do wyborów, uznawszy, że w dużym stopniu została oszukana - przekonuje dr Ryba. Jego zdaniem, wszystkie trzy scenariusze są możliwe i być może wszystkie trzy będą równie prawdopodobnie w sensie rozkładu tych głosów. - Część pójdzie na Borowskiego, część pójdzie na Tuska - ze względu na to, że jest to postać medialnie przypominająca czy kreująca się na analogiczną postać Kwaśniewskiego, który ten elektorat zawsze wybierał, a część sfrustrowanych osób, które doznały jednak ogromnego zawodu na skutek dezercji Cimoszewicza, może pozostać w domach - podkreśla nasz rozmówca.
Dotychczas elektorat lewicy zawsze karnie chodził na wybory, zapewniając stabilne poparcie SLD. Zapewne tak samo będzie i tym razem, gdyż afery, w których biorą udział politycy lewicy, temu elektoratowi po prostu nie przeszkadzają.
Robert Popielewicz

"Nasz Dziennik" 2005-10-10

Autor: mj