W TVP panuje destrukcja decyzyjna
Treść
Z wiceprzewodniczącym Rady Nadzorczej TVP Robertem Rynkunem-Wernerem rozmawia Małgorzata Goss
Wszedł Pan do Rady Nadzorczej TVP jako człowiek z zewnątrz, prawnik, bez związków z mediami. Co najbardziej Pana uderzyło, gdy zjawił się Pan na Woronicza?
- Bałagan organizacyjny. Brak jasno sprecyzowanych zasad, metod, procedur działania różnych pionów i działów TVP. Oczywiście jest struktura organizacyjna, ale w rzeczywistości nie funkcjonuje ona, tak jak należy, nie wiadomo, kto za co odpowiada, kompetencje się zazębiają, nie ma możliwości wyegzekwowania pewnych rzeczy, które w normalnej komercyjnej firmie - a TVP jest w gruncie rzeczy także firmą komercyjną - muszą być do wyegzekwowania. TVP żyje nie tylko z abonamentu, ale i z reklam. Jeżeli się chce pozyskać reklamę, a więc pieniądze, to trzeba robić dobry program, bo nikt nie przyjdzie się reklamować, jak nie będzie dobrej oglądalności.
Oczywiście, a poza tym - gdy obraca się tak dużymi pieniędzmi, w części publicznymi...
- W potężnej części publicznymi...
...muszą być przejrzyste kryteria ich wydawania.
- Dlatego bałagan mnie zaskoczył.
Był powołany nowy zarząd, nowy prezes - mówię o panu Wildsteinie. Nie sprawdził się? Pan był wnioskodawcą odwołania Wildsteina.
- Z Wildsteinem wiązaliśmy duże nadzieje, przypomnę, że został powołany jednogłośnie przez radę nadzorczą. Tymczasem po miesiącu jego działania - a właściwie antydziałania - widać było, że nic z tego nie będzie. Żeby było jasne - to nie była wina tylko samego Wildsteina, lecz całego zarządu. Na te stanowiska nie zostali odpowiednio dobrani ludzie. Nie znają się na zarządzaniu i myślę, że nie chcą się poznać, panuje swego rodzaju destrukcja decyzyjna, nie mają wspólnej wizji, nie wiedzą, dokąd zmierzają.
Na czym polega ta "destrukcja decyzyjna" - jak Pan to nazwał.
- Jeśli mamy pięciu członków zarządu, to każdy z nich stanowi własne państwo w państwie, jest przekonany, że w tym swoim państwie jest najważniejszy, i nie dopuszcza innych do swojej sfery wpływów. Zarząd nie planuje i nie działa zespołowo, lecz każdy indywidualnie.
A może to nie jest kwestia źle dobranych ludzi, tylko sposobu ich powoływania, zdominowanego przez wpływy polityczne?
- To nie jest kwestia polityki czy polityków, choć często pada zarzut, że TVP jest zbyt upolityczniona. Polityk, jeśli chce dobrze wypaść, powinien powołać fachowca, który "zmontuje" dobry zespół, który z kolei będzie robił dobrą telewizję.
Dlaczego Wildstein się nie nadawał? Był słabym organizatorem, nie był fachowcem?
- Wildstein zderzył się z działalnością destrukcyjną innych osób, nie wymieniajmy ich teraz z nazwiska, co spowodowało, że natrafił na opór materii.
Czy to była destrukcja ze strony osób nowo powołanych, czy ze strony starego układu?
- Z obu stron. Można powiedzieć, że miał całą materię przeciwko sobie. Jego winą było to, że nie potrafił rozmawiać z ludźmi. Nie potrafił stworzyć zespołu. Nie potrafił do nich dotrzeć. Można zrozumieć, że są nieraz sprzeczne interesy, ale trzeba rozmawiać, przedstawiać propozycje.
Jutro rada będzie wybierała nowego prezesa. Czy według Pana potrzebny jest ktoś bardziej koncyliacyjny od poprzedniego?
- Tak, ale jednocześnie człowiek, który ma wizję i potrafi pociągnąć za sobą ludzi. Szef z prawdziwego zdarzenia, który wie, czego chce, a nie człowiek miotany od ściany do ściany, który sam ze sobą ma problemy emocjonalne i obraża się za najmniejszą krytykę. Procedurę formalną przeszło trzech kandydatów - pełniący obowiązki prezes Andrzej Urbański, Dariusz Zawiślak i Andrzej Szmak. Rada nadzorcza wyłoniła te nazwiska spośród jedenastu zgłoszonych kandydatów. Pozostali nie złożyli wszystkich wymaganych dokumentów. Przesłuchanie tych trzech kandydatów odbędzie się 3 kwietnia, a dzień później rada powinna wybrać prezesa TVP.
Żeby wybrać, rada musi ustalić wspólne kryteria wyboru. Czy jest zgoda w radzie co do zasad?
- Jedyną wspólną zasadą jest dobro firmy, ale kategoria "dobra firmy" nie została wypracowana w szczegółach. Na "dobro firmy" składa się wiele elementów, w tym dobry program, co przekłada się na wskaźniki oglądalności, dochodowość, kwestia wizerunku, kierunki rozwoju...
A misja?
- Misja też. Ale nie fetyszyzujmy tego pojęcia. Misja to także dobry program.
Czy misja telewizji publicznej jest na ważnym miejscu, czy raczej na szarym końcu wśród kryteriów przyjętych przez radę nadzorczą?
- Misja jest na ważnym miejscu, ale nie wiem, czy będzie czynnikiem decydującym o wyborze prezesa
Decydujące będzie przedstawienie koncepcji działania firmy we wszystkich aspektach, a więc organizacyjnym, kadrowym, wizerunkowym itd.
Co TVP najbardziej dolega: brak pieniędzy, przerost zatrudnienia, skostnienie, zła organizacja, upolitycznienie czy niezrozumienie misji?
- Zła organizacja. Brak procedur, np. jasnych procedur zlecania produkcji zewnętrznej. Przetargi, jeśli są organizowane, to na dosyć dziwnych zasadach. Często te same firmy - cztery czy pięć takich firm - robią całą produkcję zewnętrzną, a inni producenci, choć przedstawiają ciekawe oferty, nie mają szans na kontrakt. Brak ścieżki kariery dla pracowników. Od lat jest tak, że każda zmiana warty to zarazem wymiana pracowników.
Poczucie niestabilności i niejasność reguł powodują, że dziennikarze muszą się podczepiać pod jakiś polityczny czy towarzyski układ, żeby przetrwać...
- Bardzo często decydują kryteria polityczne czy towarzyskie, a nie merytoryczne. To zupełnie bez sensu.
Skoro tyle lat ta firma tak działała, to jak sobie Pan wyobraża, że nagle się teraz zmieni?
- Jestem przekonany, że można to z tymi ludźmi zrobić, tylko trzeba im pokazać cel. Jeżeli nikt z zarządu tego nie robi i zamiast reformować TVP, myśli o sobie, to mamy takie skutki, jak widać. Jestem w kontakcie z wieloma pracownikami spółki, ze związkami zawodowymi. To są wspaniali ludzie, przy ich pomocy można to zrobić. Często są gotowi do wielkich poświęceń, pod warunkiem, że będą wiedzieli, w jakim kierunku wszystko zmierza. Niektórzy poświęcili telewizji całe życie.
Widz tylko płaci abonament, ale na TVP nie ma wpływu. Słabe filmy, zalew seriali, ambitniejsze dzieła i najciekawsze programy emitowane nocą, serwisy informacyjne identyczne jak w TVN - zawsze pięć takich samych newsów, wykreowanych, a nie najważniejszych.
- To wynika z tego, że nie myśli się merytorycznie - co naprawdę było tego dnia najważniejsze, lecz - co byłoby politycznie wskazane, aby pokazać. Instytucja kolegium redakcyjnego nie funkcjonuje, a jeśli, to na chorych zasadach. Co zaś do wyścigu z telewizjami komercyjnymi - to w obecnych czasach nie uciekniemy od tego, trochę tej komercji musi być w TVP.
W takim wyścigu TVP zawsze będzie krok w tyle. W czym powinna rywalizować z telewizją komercyjną?
- Przede wszystkim powinna być inna, a więc dawać widzom wybór.
A jak to się dzieje, że do programów publicystycznych wciąż zapraszane jest wąskie grono stale tych samych, dyżurnych redaktorów?
- To ja pani powiem. Jeżeli dla dyrektor programu pierwszego, po powrocie ze zwolnienia, najważniejsza rzeczą jest - kto prowadzi jaki program i w jaki strój jest ubrany, a nie sprawy merytoryczne - co się wydarzyło, czym się trzeba zająć - to nie dziwmy się, że program jest taki, a nie inny. To jest właśnie mentalność ludzi, którzy przychodzą na stanowiska i sądzą, że są panami świata. Nie ma co ukrywać, że o obsadzie najwyższych stanowisk decyduje konsensus polityczny i w politycznym pakiecie wchodzą do TVP ludzie, którzy nigdy nie powinni się tam znaleźć. Jeśli to ma się zmienić, nowy prezes musiałby potrafić wywalczyć sobie pewną niezależność. Powinien być rozliczany z oglądalności i z oglądalności powinien rozliczać swoich współpracowników. Oglądalność, a więc głos widzów, jest jednym z podstawowych kryteriów, które może zrównoważyć wpływy polityczne.
Mówił Pan, że współpraca w ramach zarządu TVP układała się dotąd niezbyt dobrze. Czy przy wyborze nowego prezesa rada nadzorcza będzie brała pod uwagę, czy jest on w stanie współpracować z resztą zarządu?
- Może też rozważyć możliwo
ść zmniejszenia zarządu do trzech osób. Moim zdaniem, zarząd pięcioosobowy jest zbyt liczny. Powinien być mniejszy, a za to - sprawniejszy. Nie chodzi o to, że jest trzech koalicjantów. Bez względu na kwestie polityczne sprawniejszy zarząd powinien liczyć trzy osoby, które potrafią ze sobą współpracować.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-04-02
Autor: wa