Przejdź do treści
Przejdź do stopki

W prezydencie widzimy sprzymierzeńca

Treść

Z Wojciechem Jaranowskim, rzecznikiem Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania
NSZZ "Solidarność", rozmawia Anna Ambroziak

Strona rządowa od kilku miesięcy obiecuje nauczycielom poprawę warunków pracy i płacy. Czy Związek satysfakcjonują takie deklaracje?
- To, co proponuje nam od jakiegoś czasu rząd, to ciągle stanowczo za mało. Propozycje w rodzaju 4x5, czyli podwyżka płac w ciągu czterech półroczy o pięć procent, to nie jest to, o co nam chodzi. W porównaniu z innymi grupami budżetówki, jak sędziowie czy lekarze, taka podwyżka nie daje na pewno satysfakcji z wykonywanego zawodu. Nasz Związek domaga się co najmniej 20-procentowej podwyżki od września br. i takiej samej podwyżki od stycznia przyszłego roku.
Uważamy, że nasza praca jest na tyle odpowiedzialna, iż na takie podwyżki zasługujemy. Praca nauczyciela wymaga przecież ciągłego zaangażowania w edukację dzieci i młodzieży. Poza tym to nie tylko przekazywanie wiedzy, ale również wychowywanie przyszłych pokoleń. A przecież dzisiaj są naprawdę duże trudności, jeśli chodzi o zachowanie dyscypliny w szkołach. Obecnie w szkołach jest wiele agresji i to powoduje, że nasza praca jest cięższa niż 20 czy 30 lat temu. To nie tylko praca w szkole, ale również ciężka praca w domu - przygotowanie się do lekcji czy sprawdzenie zeszytów zajmuje niemało czasu. Dlatego tak konsekwentnie trwamy przy naszych postulatach zwiększenia płac i nieobarczania nas dodatkowymi godzinami pracy.
A zobaczmy, co robi rząd. Z jednej strony, ogranicza nam się możliwości odejścia na wcześniejszą emeryturę, z drugiej - zwiększa nam się czas pracy. My nie mówimy, że nie możemy siedzieć w pracy po godzinach lekcyjnych - proszę bardzo. To, co robimy w domu, możemy robić równie dobrze w szkołach - ale niech dyrekcja zapewni nam do tego odpowiednie zaplecze: osobne komputery czy osobne gabinety. Na razie nie ma na to warunków. Trzeba więc dać nauczycielom dobre warunki pracy i godną płacę. Wtedy możemy więcej pracować.

Na razie pensum ma zostać zwiększone o godzinę.
- Zwiększenie godzin pracy sukcesywnie od września br. o jedną godzinę poróżni środowisko. W myśl propozycji rządu nauczyciele w szkołach ponadgimnazjalnych mieliby pracować po 18 godzin tygodniowo, z kolei nauczyciele w podstawówkach i gimnazjach o godzinę więcej. To bezsensowna komplikacja. Domagamy się rzetelnego zbadania czasu pracy, odpowiedniego wynagrodzenia, dopiero wtedy możemy mówić o jakimkolwiek podniesieniu pensum.

W spór między stroną rządową a związkami zawodowymi nauczycieli zaangażował się prezydent Lech Kaczyński. Przystał on na apel nauczycieli i zapowiedział zorganizowanie oświatowego okrągłego stołu. Czego po tych spotkaniach środowisko nauczycielskie się spodziewa?
- My, jako "Solidarność", już lipcu br. rozmawialiśmy z Kancelarią Prezydenta - jest wola włączenia się Kancelarii w sprawy oświatowe. Oczekujemy zwołania grupy roboczej z udziałem Związku i przeprowadzenia debaty na tematy oświatowe. Mamy też cichą nadzieję, że prezydent Kaczyński zawetuje emerytury pomostowe, jeżeli nas tam nie będzie, nas, to znaczy takich grup społecznych, które takie wcześniejsze emerytury miały, a więc: nauczyciele, kolejarze, górnicy. Poza tym pan prezydent dał nam już sygnał, że nie podobają mu się zmiany proponowane przez rząd dotyczące ustawy o systemie oświaty. Konkretnie chodzi tu o przekazanie kompetencji kuratorów do jednostek samorządu terytorialnego. Zmniejsza to uprawnienia kuratorów sprawujących dotychczas rządowy nadzór nad szkołami. To samorząd sam decydowałby o charakterze szkoły czy też jej likwidacji bez możliwości weta ze strony kuratora. Może wtedy dojść do sytuacji, że samorząd stwierdzi, iż szkoła np. w danej wsi jest z jakiegoś powodu niepotrzebna i postanowi ją zamknąć, a dzieci będą zmuszone do dojeżdżania do innej, często odległej placówki. Wówczas nauczyciele będą tracić etaty. Szacujemy, że może to dotyczyć nawet 100 tys. nauczycieli.

Ministerstwo Edukacji Narodowej twierdzi, że ma na to radę: chodzi o planowaną reformę obniżenia wieku rozpoczęcia obowiązku szkolnego. Według resortu, do szkół będzie trafiać więcej dzieci, w związku z tym nauczycielom nie grożą zwolnienia.
- To jest kolejna bzdura. Rząd mówi, że jeżeli sześciolatek będzie w pierwszej klasie, to będzie więcej dzieci w szkołach, a nauczyciele będą mieli więcej etatów. My twierdzimy, że podniesienie pensum nie będzie grozić zwolnieniami nauczycielom w klasach 1-3, czyli w klasach nauczania początkowego. Będzie tak, gdyż te dzieci, które dotychczas nie chodziły do przedszkoli, pójdą w wieku sześciu lat do szkoły na równi z tymi, które w przedszkolu były. Co innego z tzw. przedmiotowcami, czyli nauczycielami historii czy geografii i biologii. W ich przypadku zwiększenie pensum doprowadzi do redukcji etatów w szkołach. A w konsekwencji do dezintegracji środowiska nauczycieli. Dyrektor za zgodą samorządu może zadecydować o zwiększeniu pensum jednemu nauczycielowi historii, a jednocześnie zredukuje etat innemu historykowi. Poza tym jeżeli chodzi o obniżenie wieku szkolnego, to dochodzi jeszcze aspekt psychologiczny. Trzeba sobie zadać np. pytanie, jak będzie sprawdzana gotowość 6-latków do rozpoczęcia nauki w szkole.

Jakie kroki podejmie Związek, jeżeli postulaty dotyczące przywrócenia wcześniejszych emerytur czy zwiększenia wynagrodzeń nie zostaną uwzględnione?
- Jeżeli rząd nie podejmie w tym kierunku stosownych kroków, to na pewno nie obędzie się bez dalszych protestów, tylko jeszcze nie wiemy, w jakiej formie miałyby one być przeprowadzane. Łatwo skóry nie sprzedamy. Naprawdę nie mamy nic do stracenia, aby powalczyć o szacunek dla naszej pracy i o godną za nią zapłatę. Na razie mimo wszystko mamy ciągle nadzieję, że rząd wycofa się z tych niekorzystnych dla nas zmian.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-09-05

Autor: wa