W Oziersku dojrzewa drugi Czarnobyl
Treść
W 2004 roku Zjednoczenie Produkcyjne Majak w Oziersku (położonym na północ od Czelabińska na Syberii) dopuściło się nielegalnego wyrzucenia ponad 60 mln m sześc. odpadów radioaktywnych do pobliskiej rzeki. Prokuratura Uralskiego Okręgu Federalnego, która doszła do takiego wniosku, poinformowała również, że w wodach rzeki Tieczy "skrajnie wzrósł poziom radioaktywności".
Majak jest jednym z największych rosyjskich ośrodków przerabiających materiały promieniotwórcze. Obsługuje kolską, nowoworoneską i biełojarską elektrownię atomową. Przerabia również paliwo jądrowe z atomowych okrętów podwodnych, a także... przysyłane z innych krajów.
Rosyjscy ekolodzy z organizacji Ekozaszczita, którzy 30 marca skierowali doniesienie do prokuratury, od wielu lat biją na alarm: Majak doprowadził do katastrofy ekologicznej porównywalnej z czarnobylską. W piśmie napisali, że za zgodą federalnych organów wwieziono do firmy dodatkowo 60 ton przerobionego paliwa jądrowego z elektrowni atomowych w Bułgarii i Ukrainy. Ekozaszczita cytuje wypowiedź zastępcy prokuratora generalnego, który ustalił, że "w 2004 roku zakład dopuścił się nielegalnego wyrzucenia ponad 60 mln m sześc. odpadów do środowiska naturalnego".
Tymczasem w ubiegłą sobotę szef Federalnej Agencji ds. Energetyki Atomowej FR Aleksandr Rumiancew rozpoczął lobbing na rzecz zakładu-truciciela, który jego zdaniem "w kwestii zrzutów przemysłowych ściśle przestrzega funkcjonującego prawa". Według Rumiancewa, chodzi tu o "zrzuty wód technicznych", których limit w bieżącym roku nie został przekroczony. W ciągu roku planowano "zrzucić" (tj. wylać wprost do rzeki Tieczy) 1 mln 200 tys. m sześc. "wód technicznych", "podczas gdy my zrzuciliśmy około 900 tys." - tłumaczył Rumiancew agencji NEWSru.com.
Według Olgi Podosienowej, szefa Uralskiego Związku Ekologicznego (wypowiedź dla NTV), kombinat chemiczny w Oziersku jest "najbrudniejszym zakładem planety, tj. jedynym przedsiębiorstwem, które ciekłe odpady radioaktywne wyrzuca do wód powierzchniowych". Zdaniem rosyjskich mediów, przeprowadzone ekspertyzy wykazały już, że skażone wody Tieczy trafiają do innych rzek i zbiorników wodnych i wpadają do Oceanu Arktycznego.
W 1957 r., gdy tworzono tam pierwszą rosyjską bombę atomową, w Oziersku doszło również do pierwszej na świecie katastrofy jądrowej. Silny wybuch rozniósł wokół wodę ze sztucznego jeziora z odpadami radioaktywnymi. Chmura radioaktywna pokryła wówczas 23 tys. km kwadratowych powierzchni. Pierwszymi ofiarami wybuchu byli żołnierze wojsk wewnętrznych, którzy ochraniali obiekt. Mieszkańcy pobliskich wiosek umierają z powodu tamtej katastrofy do dzisiaj - poinformowała telewizja NTV. 10 lat później radioaktywny pył z wysychającego jeziora napromieniował dodatkowo 40 tys. ludzi.
Miejscowi skarżą się, że młodzi umierają tam "z marszu". Na "terytorium małych dawek napromieniowania" - jak w oficjalnej terminologii określa się pozostające w pobliżu kombinatu cztery wioski - w ciągu ostatnich 40 lat z 700 mieszkających tam ludzi aż 250 umarło na raka.
Oficjalne dane są utajnione. Nad brzegiem skażonej rzeki Tieczy mieszka kilka tysięcy mieszkańców. Na ich przesiedlenie nie ma pieniędzy, a za poddawanie stałemu napromieniowaniu swojej krwi mieszkańcy dostają od państwa po 200 rubli miesięcznie.
Tej wiosny tamtejsi mieszkańcy ze strachem obserwują przybór wód. Jeżeli skażone zbiorniki wodne wystąpią z brzegów, to dojdzie do kolejnej katastrofy ekologicznej, której skutki już dzisiaj można przewidzieć.
Waldemar Moszkowski
"Nasz Dziennik" 2005-04-26
Autor: ab