Przejdź do treści
Przejdź do stopki

W niedzielę I Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym

Treść

Z ks. abp. Raphaelem Cheenathem SVD, ordynariuszem Cuttack-Bhubaneswar w Indiach, rozmawia Maria Popielewicz
Chrześcijanie w Orisie w ciągu minionych dwóch lat doświadczyli ogromnego prześladowania. Jak dzisiaj wygląda ich sytuacja?
- To, co nas spotkało, było ogromną tragedią. Trzeba przypomnieć, że zostaliśmy zaatakowani dwukrotnie. Pierwszy atak miał miejsce w Boże Narodzenie 2007 roku, drugi rozpoczął się dzień po śmierci Swamiego Laxmananady Saraswatiego, który został zamordowany 23 sierpnia 2008 roku przez maoistów. W wyniku tych dwóch ataków 50 tys. chrześcijan musiało opuścić swoje domy i uciekać. Ponad 50 osób zostało zamordowanych, do tego kolejnych 20 osób jest wciąż uznawanych za zaginione. Część z tych, którzy musieli uciekać, ukryła się w lasach, część udała się do innych stanów i około 25 tys. znalazło schronienie w obozach dla uchodźców. Obecnie obozy są zamknięte, a ludzie zostali zmuszeni do powrotu do swoich wiosek. Jednak ich domy zostały albo zniszczone, albo doszczętnie ograbione przez hinduistycznych ekstremistów. W dodatku istnieje ogromna obawa przed powrotem do domu, bo napastnicy są ciągle wolni i w większości przypadków stawiają powracającym chrześcijanom ultimatum: "Jeśli nie zostaniesz hinduistą, zginiesz albo zniszczymy twój dom". Co więcej, jest wobec nich stosowany swoistego rodzaju bojkot - nie mogą zbierać drewna na opał, nie mogą pobierać wody ze studni, a także nie mogą liczyć na pomoc sąsiadów hinduistów. Ludzie więc mają wielkie obawy przed powrotem, ale na razie jest spokojnie w Orisie. Podobnie w dwóch sąsiednich stanach, gdzie doszło do pogromów.
Czy uważa Ksiądz Arcybiskup, że sytuacja w Orisie pokazała, iż potrzeba wzmożonego dialogu Kościoła z hinduizmem?
- Słabym punktem działalności chrześcijan w Indiach jest brak kontaktu ze zwykłymi ludźmi wyznającymi hinduizm. Społeczności hinduistyczne są bardzo zżyte i dlatego bardzo trudno jest utrzymywać chrześcijanom przyjazne relacje z sąsiadami, dotyczy to także muzułmanów. Teraz potrzeba obudzenia Kościoła w Orisie, w całych Indiach. To, co się stało, mówi nam dzisiaj: "Obudźcie się, nadszedł czas, by chrześcijanie stali się bardziej zintegrowani ze społeczeństwem hinduistycznym". Chrześcijanie są zdecydowaną mniejszością w Indiach. Hinduiści stanowią większość, wśród nich około 10-15 procent to ekstremiści, ale oni obecnie są najbardziej wpływową grupą w społeczeństwie. Swoją pełną nienawiści wobec chrześcijan, a także wobec muzułmanów, ideologię przelewają na zwykłych ludzi. Każą im nienawidzić wyznawców Chrystusa. To, czego nie zrobiliśmy, a powinniśmy byli zrobić, to fakt, że nie poszliśmy do tych zwykłych ludzi. I niestety także dlatego małe grupy ekstremistów są zdolne powoli eliminować ze społeczeństwa mniejszość chrześcijańską. Dlatego dzisiaj trzeba stworzyć nowy rodzaj przyjaźni, nowy rodzaj relacji z hinduistami. Trzeba tu wspomnieć, że wielu kapłanom czy siostrom zakonnym w czasie pogromów udało się schronić przed ekstremistami właśnie dzięki hinduistom. Oni, nieraz narażając swoje życie, chronili chrześcijan, ukrywając ich we własnych domach czy piwnicach. Wielu hinduistów już po pogromach przychodziło i mówiło, iż brali udział w atakach na chrześcijan, bo ekstremiści ich do tego zmusili, grożąc, że jak nie będą atakować chrześcijan, to sami zginą albo ich domy zostaną zniszczone. Były przypadki, że hindusi ginęli, bo wspierali chrześcijan. Widać tu naprawdę dobrą wolę większości hindusów do tworzenia przyjaznych relacji z chrześcijanami. Trzeba więc ją wykorzystać, by stworzyć dobrą atmosferę we wzajemnych relacjach. Prowadzimy także dwustronne rozmowy ze społecznością hinduistyczną. Powstała w diecezji specjalna komisja. Spotykamy się, także z muzułmanami, rozmawiamy o przeszłości i tym, co możemy teraz zrobić. Jednak nikt nie może przewidzieć, w jakim kierunku pójdą działania ekstremistów i jak będą starali się wpłynąć na ludzi. Z kryminalistami nie ma dialogu. Jednak zwykli ludzie rozumieją sytuację chrześcijan i my możemy z nimi budować dobre relacje i pomóc im lepiej nas zrozumieć.
Czy rząd robi coś, by powstrzymać grupy ekstremistów, żeby zapobiec kolejnym atakom w przyszłości?
- W Orisie władze były obojętne wobec tego, co się działo. Jak pamiętamy, w marcu odbyły się wybory i rządzący wspierani przez partię BJP [Bharatiya Janata Part - Indyjska Partia Ludowa] pozostawali pod silnym naciskiem ekstremistów, którzy grozili odebraniem im poparcia, jeżeli nie będą mogli kontynuować ataków. To jest także wyjaśnienie, dlaczego policja nie reagowała na pogromy. Nawet jeżeli była ona świadkiem przemocy wobec chrześcijan, nie robiła nic, by temu zapobiec. Kiedy zgwałcona siostra zakonna półnaga była prowadzona przez miasto przez napastników, grupa policjantów stała i się patrzyła. Ona w strachu i desperacji rzuciła się w ich stronę. Chciała się wmieszać pomiędzy nich, ale policjanci wypchnęli ją z powrotem na widok tłumu. Moim zdaniem, na tę bierność wobec ataków na chrześcijan miał wpływ zamordowany 23 sierpnia 2008 roku Swami Laxmananada Saraswati. Był bardzo wpływowym człowiekiem i dyktował warunki władzy. Myślę, że wymusił na władzy, iż nie będzie reagowała na jego działania zmierzające do eliminacji chrześcijan w Indiach, bo jeżeli mu przeszkodzą w tym działaniu, on doprowadzi do tego, że nie zostaną wybrani w kolejnych wyborach. To wyjaśnia, dlaczego nie było żadnych działań lathi [policji przepędzającej uczestników zamieszek kijami]; dlaczego nie wprowadzono procedury tzw. sekcji 144, która całkowicie zabrania zbierania się w grupach powyżej pięciu osób, a jak wiadomo ekstremiści atakowali w grupach kilkudziesięcioosobowych; dlaczego nie wprowadzono godziny policyjnej, w czasie której opuszczenie domu jest surowo karane. Według mnie, to była cicha zmowa Swamiego, radykalnych grup i rządzących, by stworzyć państwo jednej religii - hinduizmu. Obecnie według zapisów konstytucji Indie są państwem bezwyznaniowym i każdy teoretycznie ma zagwarantowaną wolność religijną, jednak w praktyce jest zupełnie inaczej. Co więcej, ten zapis jest wykorzystywany też przez rządzących do tego, by nie pomagać chrześcijanom, bo skoro państwo jest bezwyznaniowe, to władze nie mogą pomagać religijnym instytucjom - Kościołom, zakonom itd. Dlatego obecnie pomoc władz w Orisie dla powracających chrześcijan jest bardzo niewielka.
W najbliższą niedzielę, 8 listopada, będziemy przeżywali w Polsce I Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym. Jakie znaczenie dla Kościoła w Orisie ma fakt, że w tym roku szczególnie zatrzymamy się nad sytuacją indyjskich chrześcijan?
- Jestem bardzo szczęśliwy, że Kościół w Polsce będzie przeżywał ten dzień w solidarności z Kościołem w Indiach i że mogłem tu przyjechać na zaproszenie organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie. To jest wspaniałe duchowe wsparcie dla cierpiących braci i sióstr. W czasie tych prześladowań najlepszym darem, jaki mogliśmy otrzymać, była świadomość tego, iż ludzie na całym świecie modlą się za nas, ona dodawała nam siły w najtrudniejszych chwilach. Dlatego jestem bardzo wdzięczny za modlitwę i pamięć o naszej wspólnocie.
Trzeba powiedzieć, że ważne było to, iż informacje o pogromach dostały się do prasy. Gdy to się zaczęło, gościłem w domu niemieckich turystów. Przygotowałem raport o tym, co się dzieje, a oni przekazali go agencjom prasowym. I muszę przyznać, że odpowiedź przyszła bardzo szybko. Pierwsze słowa wsparcia dotarły najpierw z Kościoła z Włoch, potem z innych krajów - z Polski, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, następnie z Ameryki. Przyjaciele z całego świata przesyłali mi wycinki z gazet o sytuacji w Orisie. Między innym z Polski, z Unii Europejskiej dodarły protesty do naszego rządu, które wzywały do podjęcia działań w celu poprawy naszej sytuacji. To było dla nas bardzo ważne, dawało świadomość wsparcia przez chrześcijan na całym świecie. Jednocześnie mogłem powiedzieć ludziom, że świat wie, co się tutaj dzieje, że Kościół powszechny się za nas modli, to dawało im siłę.
Jakie są największe potrzeby chrześcijan w Orisie dzisiaj?
- Ludzie tam żyjący stracili wszystko. Obecnie Kościół w Orisie stara się odbudowywać ludziom domy. Ludzie, żeby tu pozostać, muszą mieć gdzie mieszkać. Całkowity koszt wybudowania pojedynczego domu, na który składa się pokój do spania, kuchnia i pokój dzienny, wynosi 2 tys. rupii (1262 euro). W tym przedsięwzięciu pomaga nam Episkopat włoski. Pomaga nam też Caritas India i Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Mamy nadzieję, że uda nam się zapewnić domy dla wszystkich potrzebujących. Potrzeba w sumie 6 tys. domów.
Oczywiście będziemy też musieli odbudować kościoły. W sumie zostało zniszczonych 217 chrześcijańskich świątyń. Ale ludzie nie zrozumieją, dlaczego budujemy kościoły, skoro oni nie mają domu. Tak więc najpierw stawiamy domy, a potem kolejno odnawiamy świątynie, bo często są one zniszczone tylko wewnątrz, więc potrzebują renowacji, ale Msze św. są tam cały czas odprawiane i toczy się normalne życie religijne. Są kapłani i siostry zakonne, które służą ludziom. Pilnujemy, by dzieci chodziły do szkoły. Zapewniamy pomoc prawną i medyczną.
Przede wszystkim potrzebujemy też modlitwy. Wierzę w wielką moc modlitwy. Ja byłem pierwszym, którego chciały zabić bojówki Swamiego. Nieraz ludzie mnie pytali, czy się boję. Mówię, że nie, bo cały świat modli się za mnie i za naszych ludzi. W obozach dla uchodźców odbywały się codziennie wspólne modlitwy. Dlatego choć wiem, iż mówię rzeczy nieprzychylne władzom, wierzę, że moim obrońcą jest Chrystus.
W mediach pojawiają się informacje o masowych powrotach chrześcijan do hinduizmu. Jak Ksiądz Arcybiskup ocenia tę sytuację?
- Rzeczywiście, tak jak wspomniałem wcześniej, chrześcijanie, którzy powrócili do swoich domów, wiosek, zmuszani są - pod groźbą śmierci czy zniszczenia domu - do podpisywania papierów, że zbłądzili, przyjmując chrześcijaństwo, i wracają do hinduizmu. Przychodzą potem do mnie i mówią, że oni wciąż czują się chrześcijanami i pytają, co mają robić, czy mogą przychodzić do kościoła. Ja oczywiście mówię im, że tak, mogą przychodzić do kościoła, że są nadal chrześcijanami, a papiery podpisane pod przymusem nie mają żadnej mocy prawnej, mogą je wyrzucić i żyć dalej. Tak więc mimo tych rzekomych nawróceń na hinduizm ludzie i w tygodniu, i w niedzielę przychodzą na Msze św. i pozostają wierni swojej wierze, bo skoro już tyle przeżyli, nic ich nie odłączy do Chrystusa, a ich wiara staje jest silniejsza. Są też tacy, którzy nie podpisują takich deklaracji przejścia na hinduizm. Są oni torturowani. Miałem taki przykład - mężczyznę wezwano do podpisania deklaracji, odmówił. Trzy dni trzymano go w zamknięciu i bito. Potem zapytali znowu, czy podpisze. Odmówił. Wsadzili go do beczki z wodą i grozili śmiercią. Odmówił. Ekstremiści roztrzaskali jego głowę kamieniem. To jest męczennik. Zginął za swoją wiarę. Na drugi dzień ekstremiści na miejsce jego śmierci przyprowadzili jego żonę i czworo dzieci. Zażądali od nich podpisania oświadczenia o przejściu na hinduizm. Kobieta odmówiła, bo mimo że zabili jej męża, powiedziała, iż nie odejdzie od wiary. I takich świadectw jest wiele. Jakiś czas temu przyszła do mnie kobieta i mówi mi: "Chrystus cierpiał za nas, teraz my możemy cierpieć dla Niego". To są prości ludzie. Niewykształceni. Ale ich wiara jest silna i prawdziwa. Oni to mówili z serca.
Znane jest twierdzenie Tertuliana, że "krew męczenników jest zasiewem nowych chrześcijan"...
- I ja tej prawdy doświadczam w Orisie. Ludzi wierzących nie tylko jest więcej, ale ich wiara jest silniejsza.
Co chrześcijanie w Orisie chcą powiedzieć nam, chrześcijanom żyjącym w Polsce?
- Ludzie w Orisie, ja sam i moi księża przede wszystkim jesteśmy wdzięczni całemu Kościołowi za modlitwę i pamięć o nas.
Prosimy Was, byście nadal się modlili za nas. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że będziecie przeżywać ten Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym. To umacnia nas w pokładaniu nadziei w Bogu, który troszczy się o nas.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-11-04

Autor: wa