Przejdź do treści
Przejdź do stopki

W Moskwie biją Polaków

Treść

Kolejny przedstawiciel polskiej ambasady został wczoraj pobity w Moskwie. To już trzeci w ciągu pięciu dni napadnięty pracownik naszej placówki. Tym razem nawet polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie mówi o przypadkowym incydencie. MSZ odważyło się też wystosować notę protestacyjną, w której domaga się od władz Rosji zapewnienia bezpieczeństwa przedstawicielom naszej dyplomacji, do czego są zobowiązane.

Pobity wczoraj dyplomata to Marek Reszuta, sekretarz Wydziału Ekonomiczno-Handlowego ambasady RP w Moskwie. Został zaatakowany o godz. 13.00 czasu miejscowego przez mężczyznę "śledzącego go od pewnego czasu" - powiedział Tomasz Szeratics z Departamentu Systemu Informacji MSZ w Warszawie. Do zdarzenia doszło niedaleko jednego z centrów handlowych w Moskwie, niezbyt odległego od ambasady polskiej. Polski dyplomata odniósł szereg obrażeń głowy i klatki piersiowej, m.in. ma naderwane ucho i posiniaczoną twarz, lekarze nie wykluczają też wstrząśnienia mózgu.
Nawet nadzwyczaj ostrożny w ocenach zachowania władz rosyjskich ambasador Stefan Meller powiedział, że trudno mu uwierzyć, iż był to jedynie kolejny przypadkowy napad chuligański. Atak może wskazywać np. na będącą efektem nagonki medialnej, inspirowanej przez władze, antypolską fobię w Rosji. Innym przykładem potwierdzającym te podejrzenia jest fakt, że we wtorek nieznany mężczyzna zadzwonił do ambasady RP, twierdząc, że podłożono tam bombę. Na szczęście kłamał. Jednak trudno uwierzyć, że to kolejne wymierzone w polskie władze działanie było przypadkowe. W moskiewskim szpitalu do tej pory leży pobity w niedzielę Andrzej U. - pracownik techniczny ambasady, a jej kierowca, obywatel rosyjski, przebywa na zwolnieniu lekarskim po tym, jak został napadnięty w sobotę. Wszystko to w ciągu zaledwie pięciu dni.
Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wezwało charge d'affaires ambasady rosyjskiej Władimira Siedycha. Wręczyło mu notę protestacyjną, w której domagało się też wyjaśnienia sytuacji, ukarania winnych i zapewnienia wszelkich środków bezpieczeństwa, co zapobiegłoby podobnym wydarzeniom w przyszłości. Zaś ambasador RP w Moskwie Stefan Meller zażądał spotkania z wiceministrem spraw zagranicznych Walerijem Łoszczyninem.
Władze rosyjskie zdobyły się na "wyrazy ubolewania", podobnie jak po wcześniejszych napadach, jednak nie przeprosiły, choć wcześniej domagały się tego po mającym wyłącznie charakter chuligański napadzie na dzieci rosyjskich dyplomatów w Warszawie.
Rosjanie zapewniają też, że "podejmują wszelkie środki w celu znalezienia winnych". Tamtejsza prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie pobicia. Władze kraju obiecały również podjęcie dodatkowych kroków mających zapewnić bezpieczeństwo przedstawicielstwa dyplomatycznego Polski.
Nie czekając na ich efekty, ambasador Stefan Meller wydał zarządzenie dla pracowników naszej placówki, w którym zakazał opuszczania jej terenu pojedynczo oraz polecił ograniczyć do minimum wyjścia na teren miasta w ramach wykonywania obowiązków służbowych.
Szef polskiego MSZ Adam D. Rotfeld oświadczył wczoraj, że jeśli strona rosyjska nie będzie w stanie zapewnić bezpieczeństwa polskim dyplomatom, to sami będziemy się starali to zrobić, wysyłając nawet do Moskwy polskich funkcjonariuszy. - Jeśli Rosja nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa, to tak jak w innych krajach, które nie są w stanie tego zapewnić, będziemy się starali zapewnić sami sobie bezpieczeństwo - powiedział minister w wypowiedzi dla PAP. BM

"Nasz Dziennik" 2005-08-11

Autor: ab