W Kiszyniowie nie chcą komunistów
Treść
Do zamieszek i starć z policją doszło wczoraj w stolicy Mołdawii Kiszyniowie po tym, jak w poniedziałek rano ogłoszono zwycięstwo komunistów w wyborach parlamentarnych. Uczestnicy demonstracji, oskarżający władze o sfałszowanie wyników głosowań, wdarli się do siedziby prezydenta kraju i przejęli nad nią kontrolę. W wyniku walk rannych zostało co najmniej 30 osób, wśród nich są zarówno funkcjonariusze policji, jak i osoby cywilne.
Protestujący to głównie studenci, którzy uważają, że niedzielne wybory, w których zwyciężyła rządząca Partia Komunistów Republiki Mołdawii (PCRM), zostały sfałszowane. W stolicy kraju zebrało się ok. 10 tys. manifestantów. Wśród nich są także przedstawiciele partii opozycyjnych, którzy również podtrzymują zarzut sfałszowania wyborów. Opozycja domaga się ponownego przeprowadzenia głosowania.
Zebrani na głównej ulicy Kiszyniowa - bulwarze Stefana Wielkiego, młodzi ludzie skandowali hasła: "Precz z komunistami!", "Wolność, wolność!", a także nieśli flagi Unii Europejskiej, Mołdawii i Rumunii. Protestujący obrzucili kamieniami kordon policyjny, który ochraniał biuro prezydenckie i parlament. Następnie zaatakowali siedzibę władz, po czym wdarli się do środka i ogłosili, że przejmują nad nimi kontrolę. Zniszczyli także wnętrze budynków, przewracając meble, wybijając szyby w oknach i paląc znajdujące się w budynku dokumenty. Przez okna wyrzucano komputery, po czym palono je na trawniku przed siedzibą prezydenta.
Prezydent kraju protesty i wtargnięcie do budynków rządowych porównał do zamachu stanu. Dodał, że wiele wskazywało na to, iż opozycja zamierza przejąć władzę przemocą. Wcześniej media informowały, że liderzy ugrupowań opozycyjnych porozumieli się z partią rządzącą, iż głosy oddane w niedzielnych wyborach zostaną ponownie przeliczone.
ŁS, Reuters
"Nasz Dziennik" 2009-04-08
Autor: wa