W kierunku konfrontacji?
Treść
Rosjanie coraz wyraźniej okazują swoje niezadowolenie z prowadzonej przez Stany Zjednoczone polityki. Po wcześniejszych głośnych protestach w sprawie ogłoszenia przez Kosowo niepodległości, dziś otwarcie wyrażają rozgoryczenie z powodu planów rozszerzenia NATO o Ukrainę i Gruzję. Jednocześnie wydaje się wątpliwe, czy państwa Sojuszu zaryzykują pogorszeniem i tak nie najlepszych już relacji z Kremlem. Głównymi tematami obrad są rozszerzenie Sojuszu o Albanię, Chorwację i Macedonię oraz ewentualne zacieśnienie współpracy z Gruzją i Ukrainą.
Rozszerzenie NATO oraz stosunki z Rosją - to najważniejsze tematy rozpoczynającego się dziś w Bukareszcie szczytu Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jak na razie obydwie kwestie, zamiast łączyć, wyraźnie dzielą sojuszników. Niemcy winą za obecne spory obarczają amerykańskiego prezydenta, który - ich zdaniem - próbuje wzmocnić swoją pozycję na Wchodzie i stara się poróżnić kraje europejskie z Moskwą.
Szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier (SPD) dał wczoraj jasno do zrozumienia, że podejmując decyzje dotyczące ewentualnego rozszerzenia NATO o Gruzję i Ukrainę, należy mieć wzgląd na Rosję. - Po konflikcie o niepodległość Kosowa nie ma wystarczających powodów, by jeszcze bardziej obciążać w tym roku relacje z Moskwą, co by nastąpiło po decyzjach o członkostwie Gruzji i Ukrainy w NATO - powiedział Steinmeier. Szef niemieckiej dyplomacji ostrzegł przed eskalacją podziałów w Pakcie, które mogą utrudnić porozumienie, a nawet doprowadzić do fiaska szczytu. - Nikt nie chce klęski w Bukareszcie, ale jest całkowicie pewne, że na koniec jednak będą zwycięzcy i pokonani - ostrzegł Steinmeier.
"Prezydent RP Lech Kaczyński zarzucił pośrednio Niemcom zapominanie o ich własnej historii, czego przejawem ma być opór Berlina wobec szybkiego przyjęcia Ukrainy i Gruzji do NATO" - podała wczoraj agencja DPA. Jak wskazał polski prezydent, Republika Federalna Niemiec została w 1955 roku przyjęta do Sojuszu Północnoatlantyckiego, mimo że jej granic nie uznały wszystkie państwa europejskie, a sytuacja w Berlinie groziła konfrontacją zbrojną na niewyobrażalną skalę. "Wspomnienie tego doświadczenia podkopuje argumentację tych, którzy są przeciwni objęciu Ukrainy i Gruzji Planem Działań na rzecz Członkostwa (MAP)" - napisał prezydent Kaczyński.
Problemy z zacieśnieniem współpracy z Paktem Północnoatlantyckim ma również Macedonia. Grecja bowiem potwierdziła na otwarciu szczytu NATO w Bukareszcie swój zamiar postawienia weta w kwestii zaproszenia Macedonii do Sojuszu. - Tak długo, jak problem istnieje, Grecja nie może dać zgody na zaproszenie Macedonii - oświadczył rzecznik greckiego MSZ.
Tymczasem minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow powiedział wczoraj, przemawiając przed Dumą Państwową, niższą izbą rosyjskiego parlamentu, że Moskwa "nie pozostawi bez odpowiedzi" rozszerzenia NATO. Pokreślił, iż wszelkie kroki podjęte przez jego kraj będą bardzo pragmatyczne. Z kolei wiceprzewodniczący rosyjskiego parlamentu Władimir Żyrinowski oświadczył, że Rosja mogłaby zastosować ostre środki w odpowiedzi na natowskie aspiracje Ukrainy, ale dziś Kijów trudno powstrzymać. - Gdybym był prezydentem, to użyłbym twardych i prewencyjnych środków i szybko doprowadziłbym do rozłamu Ukrainy - zaznaczył Żyrinowski. Jego zdaniem, mimo ukraińskich euroatlantyckich aspiracji istnieją środki, które mogą zmienić pozycję Ukrainy. Do tych ostatnich należy przede wszystkim
- zdaniem Żyrinowskiego - wprowadzenie reżimu wizowego z Ukrainą, eksmisja z Rosji wszystkich obywateli ukraińskich i zaprzestanie dostaw nośników energii na Ukrainę. Bardzo ważna byłaby w tej akcji "ostudzenia" władz ukraińskich rewizja rosyjsko-ukraińskiej umowy o granicy. - Rosja spokojnie da sobie radę bez Ukrainy, ale Ukraina nie potrafi funkcjonować bez Rosji - podkreślił Żyrinowski, zaznaczając, że NATO lub UE nigdy nie wezmą na swe barki ciężaru ukraińskich problemów.
Nowa "zimna wojna"
Tygodnik "Focus" twierdzi, że obecne stosunki NATO z Moskwą i kłótnia o Gruzję i Ukrainę przypominają zimną wojnę. "Berliner Zeitung", komentując spotkanie przywódców państw NATO, do którego dojdzie w pałacu dyktatora Nicolae Ceausescu w Bukareszcie, pisze o "szczycie dysharmonii" spowodowanym dążeniami Waszyngtonu do ciągłego przybliżania Sojuszu ku rosyjskim granicom. Zdaniem gazety, nie tylko Niemcy są przeciwni objęciem Ukrainy i Gruzji planem działań na rzecz członkostwa w NATO, takie samo stanowisko bowiem prezentują także Francja, Hiszpania i Włochy. Również "Tagesspiegel" nie ma wątpliwości, że sprawa Tbilisi i Kijowa znacznie obciąży szczyt w Bukareszcie i utrudni porozumienie. Monachijski "Sueddeutsche Zeitung" jest pewny, że na szczycie w Bukareszcie Niemcy będą starały się przekonać inne kraje europejskie do poparcia swoich zamiarów w kwestii Gruzji i Ukrainy, które mają skupić się na większej pomocy finansowej zamiast na obietnicach zbliżenia do paktu.
Media rosyjskie i ukraińskie również nie tryskają optymizmem. Sprzeciw kanclerz Niemiec Angeli Merkel wobec dołączenia Ukrainy do Planu Działań na Rzecz Członkostwa w NATO ukraiński publicysta Wołodymyr Cybulko porównuje nawet do paktu Ribbentrop - Mołotow z sierpnia 1939 roku. "To prawda, że pani Merkel to nie Hitler, a Putin nie Stalin. Ale dlaczego w okresie eskalacji faszyzmu w Rosji, krajem, który najbardziej dba o interesy rosyjskie, są Niemcy?" - pyta retorycznie Cybulko.
Z kolei moskiewska "Niezawisimaja Gazieta" stwierdziła, że polityka USA dzieli Europę. Natomiast "Rossijskaja Gazieta" podkreśliła, że główna kwestia, która będzie omawiana podczas szczytu NATO, czyli ewentualne zaproszenie Ukrainy i Gruzji do Sojuszu, w ogromnym stopniu zadecyduje o całości dalszych stosunków Moskwy ze Stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską.
Waldemar Maszewski
Eugeniusz Tuzow-Lubański
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2008-04-03
Autor: wa