W co wierzył Stanisław Lem?
Treść
O Stanisławie Lemie pisałem w "Notatkach o kulturze" jeden raz, gdy przypominałem jego debiutancką powieść pt. "Astronauci", w której upowszechniał "eschatologię"... komunistyczną, ukazując wizję Nowego Wspaniałego Komunistycznego Świata. Dziś, już po jego śmierci, czytam różne jego wywiady i dowiaduję się, że nigdy w nic nie wierzył.
Nie dziwię się teraz, że Leszek Kołakowski, jeden z najbardziej znanych polskich ateistów (który podobno się nawrócił), powiedział o nim z ubolewaniem, że "ciężka sytuacja tego Lema, bo jest niewierzący".
W jednym z wywiadów Stanisław Lem stwierdza: "Pomimo tego, że niektórzy uważają mnie za pisarza SF, jestem racjonalistą i równocześnie okropnym sceptykiem, który nie wierzy w trójkąty bermudzkie, ani w UFO, w telepatię i psychokinezę, życie duchowe roślin i tysiące bredni, które żywią tę literaturę. Jeżeli kiedykolwiek pisałem o tym w swoich książkach, to tylko w konwencji absurdalno-humorystycznej. Nie wierzę również w życie po śmierci, bo nie ma na nie najmniejszych naukowych dowodów".
W innym mówi: "Poza tym, gdzie jest ten raj? I jaki on jest, chrześcijański? W Koranie jest powiedziane, że na umarłych czekają hurysy, które ich będą wachlować. Można więc sądzić, że wszyscy uciekaliby z raju chrześcijańskiego do raju muzułmańskiego, żeby przez całą wieczność czuć muśnięcia wachlarzy. Poza tym, co byśmy robili w raju z rękami, nogami, zębami, bo podobno ciała mają zmartwychwstać? Czy tam dają lody?".
W jeszcze innym nie ukrywa już tego, że kpi sobie z chrześcijaństwa: "Spoglądając z pozycji Boga, należy powiedzieć, że dla niego bardzo niewygodną rzeczą byłoby odpowiadanie na jakiekolwiek petycje cudami. Jak wiadomo, Pan Bóg jest wszechmocny i wszystko wie, a świat stworzył doskonały i nawet guzik od gaci nie może nikomu spaść bez woli Bożej. (...) Nie można prosić o nic: ani o zdrowie, ani o pomyślność, ani o niepodległość ojczyzny. Gdyby bowiem Bóg naprawił coś cudem, oznaczałoby to, że rzeczywistość jest niedoskonała. Stan doskonały jest wtedy, gdy niczego nie trzeba naprawiać".
Wreszcie posuwa się jeszcze dalej: "Staram się nie być dla nikogo świnią. No tak! Po co mam być świnią? (...) Gdyby nawet Pan Bóg dał mi specjalną licencję na walenie ludzi w mordę, to powiem Panu, że nadmiernie bym z niej nie korzystał".
No cóż, Lem nie nawrócił się przed śmiercią. Świadczy o tym jego pogrzeb. Tym bardziej pomódlmy się dziś za jego duszę i potem też wspominajmy go w swoich modlitwach, szczególnie gdy będziemy odmawiać tę zaczynającą się od słów: "O Maryjo bez grzechu poczęta...".
Stanisław Krajski
"Nasz Dziennik" 2006-04-06
Autor: ab