W Bundesracie o święcie wypędzonych
Treść
Bundesrat, izba wyższa niemieckiego parlamentu, będzie dzisiaj debatować nad propozycją ustanowienia 5 sierpnia Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Niemieckich Wypędzonych. Projekt ustawy zawiera ponadto zapis, że rząd powinien upamiętnić wypędzonych po wojnie Niemców, którzy stracili życie w nieznanych okolicznościach. Takie miejsce miałoby zostać wygospodarowane przy okazji budowy muzeum wypędzonych w Berlinie. Profesor Bogdan Musiał nie ma wątpliwości, że jeśli ustawa zostanie uchwalona, to będzie ją realizowała według swojej wizji Erika Steinbach, przewodnicząca Związku Wypędzonych (BdV).
Projekt nowelizacji ustawy o powołaniu Fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" i budowie w Berlinie centrum dokumentacyjno-historycznego przymusowych wysiedleń w XX wieku złożyli w grudniu ubiegłego roku posłowie CDU, CSU i FDP. Istotny jest zapis o ustanowieniu dnia pamięci o wypędzonych, który byłby obchodzony w Niemczech 5 sierpnia - właśnie 5 sierpnia 1950 roku została podpisana w Stuttgarcie "Karta Wypędzonych". Ale jeszcze ważniejszy jest punkt w ustawie mówiący o tym, że wybudowane zostanie centrum dokumentujące niemieckie wysiedlenia w okresie powojennym w ramach muzeum wypędzeń. Tymczasem gdy kilka lat temu powołano do życia Fundację "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie", zakładano, że berlińskie centrum wypędzeń będzie miało europejski wymiar, i nie było mowy o utworzeniu specjalnego i oddzielnego miejsca dla niemieckich wypędzonych. Teraz niemieccy politycy z koalicji rządowej, w tym Erika Steinbach, domagają się zorganizowania "miejsca umożliwiającego upamiętnienie tych, których rodziny zginęły podczas ucieczki i wygnania w nieznanych okolicznościach". CDU, CSU i FDP raczej uda się przeforsować ustawę, ponieważ koalicja ma większość w parlamencie, ponadto coraz więcej niemieckich polityków popiera tę inicjatywę, twierdząc, że historia i los niemieckich wypędzonych są wśród współczesnego społeczeństwa zbyt mało znane.
Zdaniem historyka prof. Bogdana Musiała (UKSW), Niemcy mają oczywiście prawo do upamiętniania wydarzeń swojej historii, ale pod warunkiem, że będą to robić rzetelnie i zgodnie z prawdą historyczną, a obecność w tym przedsięwzięciu przewodniczącej Związku Wypędzonych nie daje takiej gwarancji. - Wpływ Eriki Steinbach na ten projekt nie tylko nie daje gwarancji rzetelności, ale moim zdaniem daje raczej pewność, iż będzie nierzetelny - powiedział "Naszemu Dziennikowi" prof. Musiał. Dodał, że w jego opinii Erika Steinbach jest niewiarygodna, ponieważ ma antypolskie uprzedzenia i antypolskie kompleksy. Profesor uważa, że polskie władze zamiast protestować przeciwko powstaniu centrum wypędzeń, które i tak powstanie, powinny skupić się na żądaniu od Niemców stuprocentowej rzetelności historycznej przy jego tworzeniu. - Erika Steinach jest politykiem i także w tym wypadku zamierza osiągnąć jak najwyższe cele polityczne. Niemiecka polityka historyczna od wielu lat się nie zmienia i jest systematycznie i skutecznie prowadzona na wielu płaszczyznach - mówi prof. Musiał. - Niemcy preferują wizję, że są ofiarami drugiej wojny światowej lub też że są ofiarami polskiego nacjonalizmu, a to jest po prostu historyczne kłamstwo - podkreśla historyk.
Waldemar Maszewski, Hamburg
Nasz Dziennik 2011-02-10
Autor: jc