Przejdź do treści
Przejdź do stopki

W Berlinie ma być dziś otwarta wystawa, która może się stać bazą dla Centrum przeciwko Wypędzeniom

Treść

Przedstawiciele polskich władz skrytykowali planowane na dzisiaj otwarcie forsowanej przez niemiecki Związek Wypędzonych (BdV) wystawy, która według niego powinna stać się zalążkiem Centrum Przeciwko Wypędzeniom. Zarówno politycy, jak i przedstawiciele organizacji pozarządowych wskazują, że ekspozycja, która zostanie otwarta w stolicy Niemiec, służy relatywizowaniu historii i prezentowaniu przesiedleńców jako... głównych - obok Żydów - ofiar II wojny światowej. Tymczasem niemiecki rząd zastanawia się nad włączeniem tej ekspozycji do prac nad powstaniem "widocznego znaku" - rządowego projektu placówki upamiętniającej wypędzenie Niemców po II wojnie światowej.
Według ministra stanu RFN ds. kultury Bernda Neumanna, ta "pozytywnie oceniona przez rząd" wystawa jest ze względu na jej europejski kontekst "dobrym uzupełnieniem" otwartej w grudniu ubiegłego roku w bońskim Muzeum Historii RFN wystawy "Ucieczka, wypędzenie, integracja" - podała AP.
- Niewątpliwie tragedia II wojny światowej nie powinna być w żaden sposób postrzegana tylko i wyłącznie w jednostronnym wymiarze wypędzeń - ocenił w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" rzecznik prasowy MSZ Andrzej Sadoś. Podkreślił jednak, że zapowiedź włączenia przez rząd niemiecki wystawy "Wymuszone drogi" do prac nad powstaniem "widocznego znaku" jest wiadomością medialną, a takich MSZ z zasady nie komentuje, dopóki nie uzyska oficjalnego potwierdzenia.
Wystawa pt. "Wymuszone drogi, ucieczki i wypędzenia w XX wieku w Europie" zostanie otwarta dziś w Kronprinzpalais (pałac następców tronu) w centrum niemieckiej stolicy. Pomysł forsowała przewodnicząca Związku Wypędzonych Erika Steinbach, która chce z niego uczynić zaczątek przyszłego Centrum Przeciwko Wypędzeniom. Zamierza ona w ogrodach Kronprinzpalais zaadaptować (na razie nieczynny) pawilon, gdzie miałoby zostać umieszczone centrum. Steinbach nie wyklucza też, że obiekt ten zostanie zlokalizowany także w części pałacu.
Podsekretarz stanu w polskim ministerstwie kultury Krzysztof Olendzki podkreślił, że wystawa i treści, które ze sobą niesie, jest dla nas nie do zaakceptowania, gdyż "nie do końca pokazuje, kto był rzeczywistym sprawcą tych wysiedleń, a wiemy doskonale, że migracje Niemców rozpoczęły się na rozkaz władz niemieckich w momencie zbliżania się frontu". - Z tego też powodu zaskakuje stanowisko polityków niemieckich w tej sprawie - dodał. - Moim zdaniem, wystawa ta nie powinna mieć miejsca, szczególnie że jest tutaj bardzo wiele problemów nierozwiązanych - stwierdził wiceszef resortu kultury.
Nieoficjalnie wiadomo, że władze traktują wystawę jako swoisty test. Jeśli uda się z tym pomysłem "oswoić" opinię publiczną w Europie, zwłaszcza Polaków, następnym krokiem może być otwarcie - za aprobatą władz RFN - zapowiadanego przez Steinbach centrum. We wczorajszym wywiadzie dla "Berliner Zeitung" przyznała ona, że liczy na to, iż m.in. otwierana dziś wystawa będzie częścią projektu upamiętnienia niemieckich przesiedleńców, jaki zapowiedział w umowie koalicyjnej nowy niemiecki rząd w ubiegłym roku.
Erika Steinbach od dawna dąży do stworzenia w Berlinie Centrum przeciwko Wypędzeniom, które w znacznej mierze ma eksponować krzywdy Niemców, decyzją ówczesnych mocarstw przesiedlanych po II wojnie światowej z zajmowanych przez nich byłych terenów wschodnich.
To już trzecie podejście szefowej BdV do budowy centrum. Według pierwszego planu miało ono powstać w jednej z nieczynnych wież ciśnień w Berlinie. Zamiar nie został zrealizowany, gdyż ówczesne władze - i to zarówno Berlina, jak i federalne - były nieprzychylne wszelkim pomysłom wysuwanym przez przewodniczącą związku. Na wiosnę tego roku BdV i Erika Steinbach nieoczekiwanie poinformowali, że wystawa "Wymuszone Drogi, Ucieczki i Wypędzenia w XX wieku w Europie" będzie zorganizowana w berlińskim kościele św. Michała. Po wielu protestach (najbardziej głośnych z powodu oporu niemieckiej Polonii) na wydzierżawienie budynku wypędzonym w konsekwencji nie zgodził się metropolita Berlina ks. kard. Sterzinsky.

Poparcie chadeków
Sytuacja Steinbach uległa całkowitej zmianie po ostatnich wyborach do niemieckiego parlamentu w 2005 roku. W wyniku wygranej CDU (sama jest członkiem tej partii) i powstania rządu koalicyjnego SPD/CDU/CSU jej rola znacznie wzrosła, a jej żądania nabrały wyraźnych i konkretnych kształtów. Już podczas spisywania umowy koalicyjnej znalazł się w niej wpis mówiący o umiejscowieniu w Berlinie "widocznego znaku niemieckich wysiedleń". I chociaż nikt nie potrafi dokładnie sprecyzować, co oznacza to pojęcie, sama Steinbach już kilkakrotnie stwierdzała, że dla niej jest jasne, iż jest to właśnie Centrum przeciwko Wypędzeniom.
Od zawiązania tak zwanej wielkiej koalicji poczynania szefowej Związku przeciwko Wpędzeniom (BdV) ponownie zyskują coraz więcej zwolenników na niemieckiej arenie politycznej. Dowodem na to jest wydana zgoda na powstanie wystawy w tak prestiżowym miejscu jak Kronprinzpalais w samym centrum stolicy. Niemiecka prasa nie ma wątpliwości, że działalność BdV i Steinbach od początku cieszyła się poparciem obecnego rządu (szczególnie chadeków). Widocznym tego przykładem jest fakt, że już pochwaloną przez rząd wystawę ma otworzyć przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert.
Od kilku tygodni prasa niemiecka drukuje wywiady z szefową BdV, a Steinbach na łamach prasy zaprasza wszystkich na otwarcie wystawy. Szefowa BdV przy okazji przekonuje, że jej wystawa nie ograniczy się jedynie do pokazania losów niemieckich "wypędzonych ze swoich ziem", lecz zajmie się również innymi wysiedleniami w Europie w XX wieku.

Trzeba przeciwdziałać zafałszowaniom
Berliński adwokat, Polak z pochodzenia, Stefan Hambura, autor ekspertyzy dla polskiego Sejmu w sprawie uchwały o reparacjach wojennych z 2004 r., wskazuje, że nadszedł czas na stanowczą reakcję ze strony Polski. - Na tegorocznym zjeździe ziomków sudeckich w Norymberdze premier Bawarii powiedział znamienne słowa, że obecnie należy zadbać o restytucję moralną przeszłości wojennej i powojennej. Częścią tej restytucji moralnej jest na pewno wystawa - stwierdził w wypowiedzi dla "Naszego Dziennika". Wyraził przekonanie, że po otwarciu wystawy w Polsce "podniosą się liczne głosy protestu", które będą niezrozumiałe dla niemieckiej opinii publicznej, "która przyjmie wystawę jako w pełni obiektywną". - Łatwo będzie wówczas oskarżyć stronę polską o bezsensowny protest - uzasadnił Hambura. Wezwał natomiast do zaktywizowania działań na rzecz np. utworzenia zaproponowanego niedawno Centrum Martyrologii Polskiej w Berlinie. Dodał, że centrum takie, finansowane ze środków niemieckich i unijnych, powinno być także miejscem spotkań młodzieży nie tylko z Polski i Niemiec, ale również z całego świata.
- W Niemczech nikt nie słyszał o 800 tysiącach Polaków wygnanych z domów na Pomorzu Gdańskim czy tysiącach mieszkańców Zamojszczyzny zamordowanych w ramach czystek etnicznych. Niestety, w Niemczech patrzy się na okupację Polski poprzez pryzmat Francji, nie zdając sobie sprawy z tego, że były to dwie diametralnie różne rzeczywistości - stwierdził Hambura.
Potępienie i sprzeciw wobec otwarcia wystawy w Berlinie wyrazili też przedstawiciele Polonii niemieckiej. Waldemar Malinowski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Nauczania "Sava", w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" stwierdził, że Erika Steinbach zapomina, lub udaje że zapomina, co spowodowało falę niemieckich wysiedleń. Dodał, że należy coraz częściej, głośniej i wyraźniej przypominać wszystkim, szczególnie Niemcom, że to właśnie ich rodacy już w roku 1939 rozpoczęli brutalne wypędzanie Polaków z ich domów i gospodarstw oraz osiedlanie na ich miejscach niemieckich osadników, i to ich działania spowodowały falę dalszych przesiedleń. - To Hitler zapewniał rodaków, że Polska będzie najpierw wyludniona, by zostać zaludniona przez Niemców - podkreślił prezes Malinowski.
Z krytyką poczynań Steinbach występowali już wcześniej na łamach polonijnej prasy przedstawiciele Związku Polaków w Niemczech "Rodło", a także Stowarzyszenie Byłych Więźniów Obozów Koncentracyjnych i Wywiezionych do Rzeszy Robotników Przymusowych, którego prezesem jest Jerzy Duchnik.

Antidotum na propagandę ziomkostw
Otwarcie wystawy niemieckich "wypędzonych", która może być wstępem do utworzenia Centrum przeciwko Wypędzeniom, wywołuje obawy o relatywizowanie historii również wśród polskich polityków i działaczy społecznych.
Senator PiS Dorota Arciszewska-Mielewczyk, zastępca przewodniczącego Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą oraz prezes Powiernictwa Polskiego, zaznaczyła, że przez swą działalność, w tym organizowanie takich wystaw, Erika Steinbach tendencyjnie przedstawia losy Polaków i Niemców i zakłamuje historię Polski i Europy. - Jeśli chodzi o Niemcy, to jeszcze większym kłamstwem się posługuje, wmawiając opinii publicznej, osobom, które dobrze historii nie znają, że to Niemcy byli wypędzani czy wysiedlani - powiedziała senator Arciszewska-Mielewczyk. - Nie można zacierać faktów II wojny światowej i krzywd, które nam Niemcy wyrządzili. To Niemcy wywołali wojnę, a nas wypędzano, mordowano, wysiedlano, przesiedlano - podkreśliła senator. Uważa ona również, że w Polsce należy stworzyć centrum wypędzonych Polaków, "Golgotę Wschodu i Zachodu". - Musimy mieć takie miejsce w Polsce, w którym przedstawimy tragedię Polaków wywożonych i na Sybir, i na roboty do Niemiec, i mordowanych w obozach niemieckich budowanych przez Niemców dla wyniszczenia Narodu Polskiego. Musimy o tym mówić - powiedziała. Dodała, że "w Niemczech mało mówi się o krzywdach wyrządzonych Polakom".
W związku z otwarciem wystawy "niemieckich wypędzonych" Młodzież Wszechpolska zamierza dzisiaj przeprowadzić manifestację protestacyjną w Berlinie. Odbędzie się ona o godz. 17.30 przed budynkiem muzeum w Kronprinzenpalais przy Unter den Linden 3 - poinformowano w oficjalnym oświadczeniu.
Waldemar Maszewski, Paweł Tunia



Prof. Piotr Małoszewski, wiceprzewodniczący Konwentu Organizacji Polonijnych w Niemczech i Chrześcijańskiego Centrum Krzewienia Kultury:
Niestety, należy stwierdzić, że polska dyplomacja całkowicie zawiodła w tej sprawie. Pomimo wielu protestów, zgłaszanych wątpliwości, a także kontrowersji nie potrafiła powstrzymać Eriki Steinbach przed otwarciem wystawy, która najprawdopodobniej stanie się początkiem planowanego Centrum przeciwko Wypędzeniom. Wystawa Eriki Steinbach, a później ewentualne Centrum na pewno nie przyczynią się do poprawy nie najlepszych ostatnio stosunków pomiędzy naszymi krajami. Uważam, że wystawa ta stanie się początkiem polskich pretensji o wypaczanie historii. Dla mnie przedsięwzięcie Steinbach jest przykładem działań antypolskich. Każdy kraj ma prawo do wyrażania swojego żalu i cierpienia, ale nie należy zapominać o tym, kto był przyczyną takich cierpień.
not. WaM



Henryk Skubisz, prezes Stowarzyszenia Dzieci Zamojszczyzny:
W sprawie wysiedleń Niemców trzeba powiedzieć prawdę. Jak można mówić o wypędzeniu Niemców, skoro oni mieli czas na przygotowanie się, a Polacy mieli 15 minut na opuszczenie swoich domów. Poza tym Niemcy sami uciekali, bo się bali, zabierali cały swój dobytek. Trzeba się przeciwstawiać takiej działalności pani Steinbach, dużo mówić o tym w środkach masowego przekazu, żeby widać było kontrast między wypędzaniem Polaków a wysiedlaniem Niemców.
not. PPT



Dorota Arciszewska-Mielewczyk, senator PiS, zastępca przewodniczącego Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą, prezes Powiernictwa Polskiego:
Jestem przeciwna przekłamywaniu historii, wystawom i pomysłom pani Eriki Steinbach. Mówienie, że budowa Centrum przeciwko Wypędzeniom wychodzi naprzeciw Polakom i wspólnej historii, jest kłamstwem, dlatego że fakty przedstawiane przez panią Steinbach są tendencyjne. Nieprawdą jest również, że centrum nie ma szans na zaistnienie, ponieważ pani Steinbach jest politykiem z pierwszych stron gazet, jest przewodniczącą komisji praw człowieka, ma wsparcie władz federalnych, a jej kłamstwa wpisują się również w programy edukacyjne, kształtując w ten sposób negatywną i kłamliwą historię, psując stosunki polsko-niemieckie. Należy zwalczać tego typu inicjatywy. Gdyby środowiska te chciały poznać prawdę i historię, to ich przedstawiciele powinni tutaj przyjechać, tu nas przeprosić. Zmierza to w bardzo niebezpiecznym kierunku i należy temu kategorycznie się przeciwstawiać. Te osoby chcą wmówić opinii publicznej coś, co jest nieprawdą. W tej chwili pani Steinbach i jej środowisko piszą historię na nowo, pod egidą Unii Europejskiej składają pozwy cywilne w naszych sądach i mówią o odszkodowaniach za pozostawione mienie, tak jakby II wojny światowej nie było. Ta wystawa powinna być przez opinię publiczną przyjęta negatywnie.
not. PPT

"Nasz Dziennik" 2006-08-10

Autor: wa