W Belgradzie płoną ambasady
Treść
Serbia coraz głośniej wyraża swoje niezadowolenie z oderwania się Kosowa. Obywatele wyszli na ulice, aby zamanifestować oburzenie na jednostronną albańską deklarację. Mimo zapewnień o pokojowym przeprowadzeniu manifestacji, a także apeli Papieża Benedykta XVI o ostrożność i rozwagę nie obyło się bez niebezpiecznych incydentów.
Setki tysięcy Serbów wzięło wczoraj udział w marszu przeciwko ogłoszeniu przez Kosowo niepodległości. Zamknięto wszystkie szkoły, a przed budynkiem parlamentu wzniesiono dużą platformę, na której przemawiał premier kraju Vojislav Kostunica. Protesty mają potrwać jeszcze przez cały weekend. Swojego pełnego poparcia dla marszu udzielili gwiazda serbskiego tenisa Novak Djokovic oraz światowej sławy reżyser Emir Kusturica. Najprawdopodobniej wezmą oni także udział w jednej z planowanych manifestacji.
Organizatorzy zadeklarowali, że manifestacje przebiegną w spokoju, mając w pamięci zamieszki w stolicy z zeszłego tygodnia czy ataki na kosowskie posterunki graniczne. Spokoju nie zachowało jednak ponad 300 demonstrantów, którzy zaatakowali ambasadę USA w Belgradzie. Grupa najbardziej aktywnych uczestników marszu zachęcana przez protestujące tłumy dostała się na teren niechronionej placówki. Wyważono drzwi, podpalono je i ustawiono w oknach. Zaatakowane zostały także pobliskie ambasady Chorwacji i Turcji. W wyniku zamieszek rannych zostało ok. 30 osób.
Większość Serbów ostro sprzeciwia się odłączeniu prowincji, w której dostrzegają swoje religijne i kulturalne korzenie. Tymczasem kolejne kraje uznają niezależność Kosowa. Dotychczas formalnie uczyniło to 12 państw, w tym Estonia (wczoraj), a kolejnych 20 zapowiedziało, iż zrobi to wkrótce. 15 krajów pozostaje przeciwnych secesji.
Najbardziej intensywnie o nieuznanie Kosowa zabiega Rosja. Moskwa widzi w tym bardzo niebezpieczny precedens. - Nie możemy zgodzić się z naszymi amerykańskimi kolegami, iż Kosowo jest unikalnym przypadkiem na świecie - oświadczył rzecznik prasowy prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow. 17 lutego 2008 roku, kiedy Kosowo jednostronnie ogłosiło niezależność, i po tym, jak tyle państw ją uznało, Kreml określił "dniem, kiedy międzynarodowemu prawu i współczesnemu systemowi relacji międzynarodowych został zadany poważny cios" - powiedział rzecznik prasowy prezydenta Rosji Władimira Putina. - W tej skomplikowanej sytuacji Rosja i USA muszą negocjować powstałe problemy, czy chcą tego, czy nie, gdyż bierna postawa obu krajów w kwestii suwerenności państwowej Kosowa może wywołać reakcję łańcuchową na świecie - skonstatował.
Rosjanie podają tu jako przykład spore grupy obywateli ich państwa żyjących za granicą, w tym na Ukrainie. - Upór Kijowa w nieuznawaniu Rusinów jako narodu na Ukrainie może wywołać nieprzewidziane skutki - oświadczył niedawno ekspert rosyjskiego Instytutu Słowiaństwa Oleg Niemenskij.
Swoich ambicji niepodległościowych nie kryje region Zakarpacia. Już dziś ma się odbyć w Moskwie organizowana przez Instytut Słowianoznawstwa Rosyjskiej Akademii Nauk konferencja poświęcona tendencjom separatystycznym okręgu. Mieszkańcy Zakarpackiej Rusi domagają się uznania tego regionu za administracyjno-narodowe terytorium pod kontrolą międzynarodową. Chcą także otrzymać paszporty, które prawnie uregulują ich odrębną przynależność narodowościową.
AW, ETL, ŁS
"Nasz Dziennik" 2008-02-22
Autor: wa