Przejdź do treści
Przejdź do stopki

W bałkańskim kotle wrze

Treść

Serbowie w ostatnich tygodniach wybrali prozachodniego prezydenta. Jednak niedawno zapłonęli gniewem do Zachodu, a ambasady zachodnich państw, takich jak USA, Niemcy czy Wielka Brytania, zapłonęły prawdziwym ogniem. Oliwy do ognia podgrzewającego bałkański kocioł dolewają rosyjskie groźby o możliwości użycia siły w Kosowie.



Wydarzenia, do których doszło w środę na ulicach Belgradu późnym popołudniem i wieczorem, zostały zgodnie potępione przez wszystkie większe organizacje międzynarodowe i liczące się państwa. Z naturalnych względów pierwsi swoje niezadowolenie wyrazili Amerykanie, których ambasada została zniszczona w największym stopniu. Uznali oni taką sytuację za niedopuszczalną i dodali, że zabezpieczenie ich ambasady ze strony serbskich sił porządkowych było nieodpowiednie. - Otrzymaliśmy jednak zapewnienia ze strony premiera Kostunicy, że takie epizody nie będą miały więcej miejsca, i będziemy go trzymać za słowo - powiedział przedstawiciel amerykańskiego Departamentu Stanu. Swojej niechęci do USA Serbowie dali wyraz, wybijając witryny wystawowe w sklepach z amerykańskimi produktami, a także dewastując restauracje McDonald'sa.
Serbskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych natychmiast zareagowało na tego typu skargi, wyrażając swoje ubolewanie nad incydentami. Zgodziło się, że ataki te były nie do przyjęcia, dodając przy tym, iż zostały one dokonane przez grupy ekstremistów. Szef MSZ Vuk Jaremić stwierdził, że takie akty szkodzą wizerunkowi Serbii za granicą i nie odzwierciedlają rzeczywistych odczuć narodu. Zapewnił, że rząd zrobi wszystko, aby nie dopuścić więcej do podobnych sytuacji, jak te, które miały miejsce w ostatnich dniach w stolicy. Zaledwie jednak kilka godzin po tych deklaracjach doszło do kolejnych incydentów. W kosowskiej Mitrovicy ok. 5 tysięcy Serbów próbowało sforsować most dzielący miasto na części serbską i albańską. W tym wypadku interweniowała policja kosowska, używając wobec demonstrantów gazu łzawiącego.
Także Rada Bezpieczeństwa ONZ wyraziła swoją dezaprobatę wobec przemocy, jakiej dopuścili się Serbowie. Potępiła wyraźnie "ataki tłumu" na placówki dyplomatyczne innych państw. Przedstawiciele ONZ przywoływali w tym miejscu międzynarodową konwencję o nienaruszalności misji dyplomatycznych.
Zupełnie innej treści komentarze płyną z Moskwy. Rosjanie grożą użyciem siły na Bałkanach, gdyż - jak twierdzą - dochodzą do nich sygnały o przekraczaniu przez NATO swoich uprawnień w Kosowie. Rosja czuje się w ten sposób prowokowana przez siły Paktu Północnoatlantyckiego. Według Moskwy, niektórzy wysocy przedstawiciele NATO planują jeszcze rozszerzyć granice Kosowa kosztem Czarnogóry i Macedonii. - Jeśli to się potwierdzi, czekają nas ostre dyskusje w tej sprawie - oznajmił przedstawiciel Rosji przy NATO Dmitrij Rogozin. Dodatkowym argumentem usprawiedliwiającym ewentualne wkroczenie Rosji do Kosowa ma być fakt, iż Albańczycy swą niepodległość pozwalają finansować mafii narkotykowej. - Kosowo jest od dawna nie tylko bazą przerzutową narkotyków do Europy, lecz także wielkim laboratorium, w którym produkuje się narkotyki - powiedział Rogozin. Pieniądze z tych nielegalnych interesów mają być - według rosyjskiego dyplomaty - obecnie wykorzystywane politycznie w walce o niepodległość.
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2008-02-23

Autor: wa