W Afganistanie jesteśmy nieskuteczni
Treść
Z gen. Waldemarem Skrzypczakiem, byłym dowódcą Wojsk Lądowych i szefem Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe operującej w Iraku, rozmawia Marta Ziarnik
W Afganistanie zginął już siedemnasty polski żołnierz. Rosomaki jednak zawodzą...
- Dla mnie wniosek płynący z tej śmierci jest jeden, a mianowicie, że talibowie w końcu znaleźli sposób na nasze rosomaki. Zaczęli podkładać bardzo duże ładunki wybuchowe sterowane drogą radiową, a to stanowi bardzo duże zagrożenie dla naszych żołnierzy. Dodatkowym problemem jest to, że nasza taktyka zapobiegająca podobnym atakom jest nieskuteczna. Tymczasem jest to problem, z którym jak najszybciej musimy sobie poradzić. Bo jeżeli w tej chwili jest tak, że talibowie bezkarnie podkładają ładunki wybuchowe pod rosomaki, to oznacza, że nasze planowanie i działania są nieskuteczne. To zaś jest bardzo niebezpieczne.
Z czego wynika brak tej taktyki?
- Wozy są bardzo dobre i tego bym nie deprecjonował. Ale nasze działania są tak mało skuteczne, że talibowie podkładają tak wielkie miny. W tym jest problem. Jeżeli bowiem patroluje się drogi, prowadzi się obserwacje, wówczas talibowie bezkarnie nie podłożą bomby czy miny. To, że tak się stało, oznacza, że ich bezkarność jest bardzo duża, co pozwala im atakować nasze patrole i konwoje. I to przy użyciu ładunków o dużej mocy, których podłożenie wymaga naprawdę wielu godzin pracy.
Co w tej sytuacji sugerowałby Pan jako rozwiązanie problemu?
- Trzeba przede wszystkim zwiększyć aktywność operacyjną. Jedynym bowiem sposobem na to, aby talibowie nie czuli się bezkarnie w "naszej" prowincji, jest zwiększenie tej aktywności.
Chodzi Panu o zwiększenie liczby żołnierzy?
- Dokładnie tak - przez zwiększenie liczebności naszych wojsk. Zwiększenie aktywności i liczby operacji, wiązanie sił, czyli po prostu kroczenie za talibami, nieustępowanie im i wyprzedzanie ich w działaniach, to jedyne sposoby walki z nimi. Chodzi bowiem o wczesne paraliżowanie ich działań.
Nawiązując do śmierci kpr. Miłosza Górki, Bronisław Komorowski stwierdził, że to dobry moment na podjęcie konkretnych decyzji o wycofaniu polskiego kontyngentu z Afganistanu...
- Jeżeli ktoś mówi, że śmierć żołnierza jest momentem do wycofania, to wydaje mi się, że jest to zbyt pochopna zapowiedź. Decyzja o wycofaniu powinna wynikać nie ze śmierci żołnierza, a jedynie z oceny politycznej i wojskowej tego, co Polska chce i może zrobić w Afganistanie. Do tego potrzebna jest więc głęboka analiza, a nie nagłe zapewnienia w związku ze śmiercią. Bez pogłębionej analizy sytuacji, bez oceny politycznej i wojskowej naszych dokonań i możliwości takie zapowiedzi są, moim zdaniem, niestosowne. Dopiero jeżeli uznamy, że nic się już nam nie uda, wówczas możemy się wycofywać.
W Iraku zginęło 23 naszych żołnierzy i każda tego typu śmierć nie stawała się powodem do naszego wyjścia z tego kraju. Wyszliśmy dopiero wtedy, gdy uznaliśmy, że nasza misja już się wyczerpała i że więcej już nic nie zrobimy. Podobnie powinno być w przypadku Afganistanu.
W takim razie możemy mówić, że słowa marszałka Komorowskiego wynikają z jego niewiedzy?
- Od takiego komentarza się uchylam. Nie słyszałem tej wypowiedzi, więc nie chcę jej komentować.
Bronisław Komorowski, mówiąc o konieczności wzmocnienia "bezpieczeństwa państwa polskiego", zaznaczył, że może ono nastąpić dzięki "wyjściu z NATO".
- Tego też nie słyszałem. Faktycznie powiedział o wyjściu z NATO?
Cytuję: "Jest przygotowywana strategia wyjścia z NATO. Całkiem zwyczajnie, jestem po rozmowie z panem premierem na ten temat właśnie". Prawdopodobnie chodziło o Afganistan, jednak nie sprostował swojej wypowiedzi.
- To musi być jakaś pomyłka. NATO jest bowiem dla nas gwarantem naszego bezpieczeństwa. Sojusz NATO jest gwarantem obrony solidarnej, na którą Polska bardzo liczy.
Pana zdaniem, kandydat na najwyższy urząd w państwie ma prawo do takich wpadek?
- Widać każda okazja jest dobra, aby się promować. Należy to rozumieć w takich kategoriach.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-06-14
Autor: jc