Utrwalanie dyskryminacji
Treść
W 2011 roku zapadną w Brukseli decyzje, od których będzie zależeć, czy Polska wieś zachowa nadzieję na przetrwanie, czy ją straci. Tymczasem rząd polski zachowuje się tak, jakby wsi i rolnictwa w Polsce już nie było.
A przecież polskie rolnictwo, przez wielu ośmieszane i wyszydzane, jest dziś jednym z najlepszych w Europie. Pod względem produkcji rolniczej w większości dziedzin jesteśmy w ścisłej czołówce Unii Europejskiej. Polska może być dumna ze swoich rolników, którzy produkują żywność, której póki co nie brakuje na naszych stołach. Produkują żywność dobrą i zdrową.
Zajmujemy pierwsze miejsce w Unii w produkcji owoców miękkich, w uprawie ziemniaków i owsa, drugie miejsce w uprawie żyta i w produkcji jabłek, trzecie w uprawie rzepaku i buraków cukrowych, czwarte w produkcji mięsa i mleka. Pierwsze, drugie, trzecie, najdalej piąte miejsce w Europie... Można tylko pomarzyć o tym, żeby Polska zajmowała tak wysokie miejsce w Europie w produkcji samochodów, telewizorów czy komputerów. Rolnictwo polskie ciągle ma wielki potencjał, a dzięki ciężkiej pracy rolników nadal jeszcze jesteśmy rolniczą potęgą Europy. I jak na rolniczą potęgę przystało, mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek mówienia o sprawach rolniczych pełnym głosem i aktywnego wpływania na politykę rolną Unii Europejskiej. Niestety, obecny polski rząd w tych sprawach mówi szeptem albo nie mówi nic, zdając się całkowicie na Brukselę. A tam perspektywy dla polskiej wsi rysują się złe.
Czego chce rząd
Polskiej wsi zagraża dzisiaj straszna rzecz - utrwalenie dyskryminacji. Że ta dyskryminacja jest - wszyscy wiemy. W 2002 roku Polska błędnie zgodziła się na nierówne dopłaty, teoretycznie cztery razy niższe, a praktycznie osiem razy niższe od tych, jakie otrzymują rolnicy ze starej Unii. To był straszny błąd. Gdyby Polska zażądała wtedy stuprocentowych dopłat - otrzymałaby je. Niemcom bardzo zależało, żeby Polskę przyjąć i otworzyć sobie nasz rynek, a przede wszystkim odsunąć granice Unii z Odry na Bug, z 80 na 800 kilometrów od Berlina. Dyskryminacja miała się skończyć w 2013 roku, a tymczasem unijni "możnowładcy" chcą ją zachować na trwałe. W 2008 roku Komisja Europejska przedstawiła propozycje i proporcje pomocy dla rolnictwa po 2013 roku, czyli wtedy, gdy miała być już równość.
Oto jak ta równość miałaby wyglądać: najwyższe subwencje na jeden hektar powierzchni użytków rolnych miałaby otrzymywać Grecja - ponad 500 euro, a najmniej Łotwa - niespełna 80 euro na hektar. Polska miałaby otrzymywać około 187 euro na hektar, czyli prawie dwa razy mniej niż Niemcy (344 euro na hektar). Jeszcze w poprzedniej kadencji europarlamentu doprowadziliśmy do zakwestionowania tej dyskryminacji. Parlament skreślił proponowane naliczenie pomocy i wezwał Komisję Europejską do przedstawienia innych propozycji. W obecnej kadencji piętnaścioro europosłów PiS skierowało do KE pytanie (byłem jego autorem): czy Komisja Europejska zamierza wyrównać dopłaty? Dostaliśmy odpowiedź, że zamierza i że przedstawi nowe propozycje. To budzi nadzieję, ale...
To "ale" wynika z obaw o to, co robi, a raczej czego nie robi polski rząd. W Brukseli obowiązuje niepisana zasada, że najpierw czegoś musi chcieć rząd kraju członkowskiego, dopiero potem można o tym poważnie rozmawiać w PE. Polscy europosłowie nie zdobędą dla polskich rolników ani centa unijnych pieniędzy, jeśli tego centa nie chce polski rząd. A rząd zachowuje się tak, jakby nie miał nic do załatwienia.
Karygodne lekceważenie
W 2011 roku zapadną decyzje o budżecie Unii na okres do 2020 roku. Te decyzje zapadną w czasie polskiej prezydencji w Unii, kiedy możemy mieć większy niż zwykle wpływ na zapadające w Brukseli decyzje. Rząd ogłosił wstępnie swoje priorytety na czas prezydencji. Rynek wewnętrzny, Partnerstwo Wschodnie, polityka energetyczna, polityka bezpieczeństwa i obrony. Rolnictwa tam nie ma! Rząd najbardziej rolniczego kraju Unii Europejskiej, rząd kraju, którego rolnicy są dyskryminowani - ten rząd nie widzi spraw rolniczych jako swojego priorytetu w Unii. Nie ma tu rolnictwa, nie ma Wspólnej Polityki Rolnej, nie ma kwestii wyrównania dopłat. Rząd najbardziej rolniczego kraju Europy nie widzi dla siebie żadnych zadań, nie ma w Unii niczego do załatwienia w sprawach wsi i rolnictwa.
To jest karygodne lekceważenie rolników, to jest karygodne lekceważenie Polski. Priorytetem Polski w Unii jest bezpieczeństwo energetyczne. Ale czy nie równie ważne, a może ważniejsze jest dla nas bezpieczeństwo żywnościowe? Ludzi na świecie jest coraz więcej, a ziemi pod uprawę coraz mniej. Żywność staje się towarem strategicznym i dlatego o rolnictwo trzeba dbać bardziej niż o cokolwiek innego. A kto tego nie rozumie, ten działa na szkodę Narodu, na szkodę jego przyszłych pokoleń.
W Japonii na każdym skrawku wolnej ziemi rośnie ryż, choć Japończycy dziesięć razy taniej mogliby go kupić w Chinach. Żydzi w Izraelu założyli kibuce na pustyni, zamieniają piaski i skały w pola uprawne i wielkim kosztem je uprawiają, żeby tylko mieć własną żywność, choć cudzą mogliby kupić wielokrotnie taniej. To są narody dbające o własne bezpieczeństwo żywnościowe. A w Polsce tej wyobraźni ciągle brak.
Dziś rolnicy powinni się organizować, podejmować petycje, wysyłać listy do rządu i premiera, żeby skończyli z lekceważeniem wsi i podjęli sprawę wyrównania dopłat. Jest ona na dziś najważniejsza i ciągle jeszcze możliwa do pozytywnego załatwienia, pod warunkiem, że Polacy będą w tej sprawie mówili jednym głosem. Oby nie przyszedł taki czas, że zginie polska wieś, a nasze pola uprawne zamienią się w ugory porośnięte chwastami i trawą. Obyśmy prawdziwej wartości chleba nie poznali dopiero wtedy.
Janusz Wojciechowski,
wiceprzewodniczący Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi PE
Nasz Dziennik 2010-03-25
Autor: jc