Utajnić można wszystko
Treść
Z mec. Olgą Cejtliną z Rosyjskiego Komitetu Adwokatów na rzecz Obrony Praw Człowieka rozmawia Piotr Falkowski
12 stycznia zmarł po ciężkiej chorobie mec. Jurij Szmidt, założyciel Komitetu. Najbardziej znany był jako obrońca Michaiła Chodorkowskiego.
– Nie chcę komentować szczegółów sprawy Chodorkowskiego. Ona należy w pewnym sensie do obu kategorii. Jest oczywiście związana z wielkimi pieniędzmi. Myślę jednak, że dzięki wysiłkom Jurija Markowicza udało się pokazać społeczeństwu i światowej opinii, że należy także do drugiej kategorii: naruszeń praw człowieka. W sądzie i wszędzie indziej dowodził, że miały miejsce określone represje i prześladowanie człowieka, który robił biznes wbrew władzom. I że ma miejsce nacisk państwowy na sferę aktywności ekonomicznej obywateli w rosyjskim społeczeństwie. Na początku ludzie tego wcale nie widzieli i zupełnie inaczej oceniali to, co się działo w związku z Jukosem i Chodorkowskim. Był prosty schemat: bogaty to złodziej. Bo w Rosji ciężko dorobić się bez układów, może i w ogóle się nie da. Można powiedzieć, że dość powszechne uznanie faktu, iż mieliśmy do czynienia z prześladowaniem człowieka i stworzonego przez niego biznesu oraz zamachem na cudzą własność, przyniosło jakąś ulgę i więźniowi, i jego obrońcy. Ta sprawa jest – można powiedzieć – przegrana, chociaż on nigdy swoich klientów nie zostawiał. Po śmierci Jurija Markowicza zastanawialiśmy się w gronie jego współpracowników nad możliwością kontynuacji jakichś kroków prawnych, ale doszliśmy do wniosku, że tu już zrobiono absolutnie wszystko, co można było zrobić. Obrońcy wykorzystali wszystkie możliwości w Rosji, zwracano się też do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Drugi proces Chodorkowskiego, w którym oskarżenie było jeszcze bardziej bezpodstawne, bo nie można nikogo karać dwa razy za to samo, pokazał zupełnie jasno wszystkim, poza naszymi władzami i sądami, że cała sprawa jest jedynie represją polityczną.
Porozmawiajmy o najważniejszym organie zajmującym się sprawami karnymi, czyli Komitecie Śledczym Federacji Rosyjskiej, który prowadzi też sprawę katastrofy smoleńskiej. Zgodnie z ustawą podlega on prezydentowi, który mianuje i odwołuje jego kierownictwo, może wydawać akty normatywne regulujące jego działania. Jak można mówić, że to instytucja niezależna?
– Oficjalnie Komitet Śledczy jest niezależnym organem prowadzącym śledztwa, a w rzeczywistości wszystkie organy wymiaru sprawiedliwości tak czy inaczej wpisują się w pewną hierarchię pionową, która winna rozumieć i wypełniać idee pochodzące ze szczytu, czyli centrum władzy. Każdy, kto się temu przeciwstawia, zostanie oczywiście odwołany bez względu na to, kto go mianował i jakie ma uprawnienia. Nie dotyczy to więc tylko Komitetu Śledczego.
Skąd się wzięło oddzielenie prokuratury i Komitetu Śledczego?
– Jeszcze niedawno były połączone. Teraz prokuratura jest organem kontroli i nadzoru i nie prowadzi śledztw. Tym zajmuje się Komitet Śledczy. To rozgraniczenie zostało przedstawione tak, że chodzi o zapewnienie niezależności tych organów. Jeżeli sprawa ma trafić do sądu, to prokurator zatwierdza akt oskarżenia i występuje jako oskarżyciel. Wcześniej prokuratorzy i prowadzili dochodzenia, i oskarżali w sądzie. Ale mówiło się, że to źle i teraz prokurator będzie bardziej niezawisły. Chodzi o to, że może on zwrócić sprawę śledczym albo wydać postanowienie, żeby wykonać jeszcze jakieś czynności czy coś zmienić we wnioskach, tak aby mógł ją lepiej przedstawić w sądzie. Ta zmiana była u nas przedstawiana jako niezwykle pozytywna reforma i wielkie osiągnięcie demokracji. A w rzeczywistości wiemy, że wszystkie te instytucje działają wspólnie i nie wiadomo, kto naprawdę kim kieruje. I kto wyznacza politykę śledczą.
Jaka jest polityka śledcza w Rosji?
– Jest przede wszystkim bardzo silna tendencja do obwiniania ludzi. Uniewinnienie traktowane jest jako porażka wymiaru sprawiedliwości i przez to zdarza się bardzo rzadko, bo politykę śledczą realizują też sądy. W USA, gdy zeznaje policjant i obywatel, ich świadectwa są równoważne. Gdy za winą człowieka stoją tylko słowa policjanta, a oskarżony nie przyznaje się, nie zostanie uznany za winnego. Chyba że są inne dowody, jak zapisy kamer, niezależni świadkowie, ekspertyzy itd. U nas, gdy policjant staje przeciwko zwykłemu obywatelowi, sąd zawsze uwierzy policjantowi. Tak się stanie również, gdy za niewinnością oskarżonego przemawiają zeznania innych osób, a czasem nie pomagają nawet zapisy kamer. Uniewinnienie jest uważane za coś nieodpowiedniego, błąd, dowód słabości państwa, czyli coś bardzo niepożądanego. W ostatnim czasie było dużo przypadków zatrzymań podczas różnych demonstracji opozycji. Podstawą było naruszenie porządku publicznego albo niezastosowanie się do poleceń policjanta. Ta druga kwalifikacja jest bardzo użyteczna, gdyż pozwala na zastosowanie aresztu tymczasowego do 15 dni i wszczęcie sprawy karnej. Świadkami byli tylko policjanci. W sądzie obrona przedstawiała innych świadków i nagrania filmowe pokazujące, że oskarżony stał spokojnie i tylko uczestniczył w wiecu, na przykład wykrzykiwał jakieś hasła, w każdym razie nie miał okazji nie posłuchać poleceń policji. Sąd i tak przyjmuje zeznania policjantów i nie ma jakichkolwiek wątpliwości. Pamiętam następujące zeznanie policjanta: „Nie pamiętam, co on zrobił, tylu ich zatrzymaliśmy, ale jest tak jak w protokole ze śledztwa”. I sąd na podstawie tych słów stwierdził, że świadek potwierdził zeznania ze śledztwa.
A co z przypadkami, gdy winny nie jest człowiek, lecz system stworzony przez państwo, czyli sprzeczne przepisy, zła organizacja, nieodpowiednie warunki działania i podobne okoliczności?
– U nas raczej nikt takich rzeczy nie rozważa. Śledczy przede wszystkim starają się znaleźć dowody winy człowieka. W szerokim użyciu jest pojęcie „czynnik ludzki”. To on ma odpowiadać za wszelkiego rodzaju nieprawidłowości. Jeśli pojawiają się fakty rzucające takie szersze światło na sprawę, to śledczy dążą do ich ukrycia, najczęściej pod pretekstem tajemnicy państwowej. Dobrym przykładem jest proces związany z zamachem w teatrze podczas musicalu „Nord-Ost” [zamach w teatrze na Dubrowce w październiku 2002 r.]. Szukające sprawiedliwości rodziny ofiar dowodziły, że ich bliscy nie zginęli z rąk terrorystów, ale zostali otruci gazem używanym przez antyterrorystów. Władze najpierw bardzo długo nie chciały wszczynać sprawy, a potem ukrywały informacje o przebiegu akcji jako tajemnicę państwową. Także gdy sprawa trafiła do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, nie chcieli przekazywać materiałów. Trybunał orzekł, że władze miały prawo do użycia radykalnych metod, ale powinny powziąć środki w celu zapobieżenia następstwom tych działań. Chodziło konkretnie o to, że wystarczyło, żeby lekarzom dostarczono wcześniej odpowiednie leki, antidotum na zastosowany gaz, a wiele osób by przeżyło. Ten wyrok jest ukrywany przed rosyjską opinią publiczną i mało kto o nim wie. Władze rosyjskie zostały uznane za winne niepodjęcia działań dla ratowania ludności. W Strasburgu do końca próbowano ukryć okoliczności wydarzeń. Twierdzono, że przyczyną śmierci była niewygodna pozycja, głód, niedostatek wody, stres – wszystko, tylko nie gaz, który sami puścili. Podobnie było ze sprawami dotyczącymi zbrodni wojennych w Czeczenii. Na przykład zbombardowania przez samoloty kolumny pieszych, nieuzbrojonych uciekinierów. Wiele ich trafiało do Strasburga. Na wszelkie żądania materiałów odpowiadano odmową. Trybunał Europejski zdecydował, że wobec braku przekonujących wyjaśnień strony pozwanej daje wiarę świadectwom ludzi, którzy to widzieli. Wówczas rząd zmienił taktykę. Zaczął udzielać informacji, ale bez najważniejszych, przy czym nie dostarczał właściwych dowodów, a jedynie pisał, że było tak i tak, a co do szczegółów – to tajemnica wojskowa. Więc mamy niby uwierzyć, że są jakieś dowody, ale nikt nam ich nie pokaże, tylko je opisze i wyśle.
To trochę podobnie jak znany nam casus ze sprawy katastrofy smoleńskiej – brak dostępu do instrukcji i regulaminów lotniska.
– W sprawach jakoś związanych z wojskiem zawsze tak się dzieje, że barierą staje się tajemnica wojskowa. A utajnić można wszystko.
Jakie są w Rosji uprawnienia ofiar i ich bliskich?
– Są stroną poszkodowaną i mogą składać wnioski sami lub wyznaczyć pełnomocnika. Ale prawa poszkodowanych są w Rosji bardzo ograniczone. Są znacznie mniejsze niż prawa podejrzanych i oskarżonych. Bardzo często jako adwokat reprezentuję poszkodowanych lub ich rodziny i mam w tym pewne doświadczenie. Otóż ofiara może w ogóle nie wiedzieć, co się dzieje ze śledztwem ani czy ono wciąż trwa. Sprawa może być dawno zawieszona lub umorzona, a ofiary nic o tym nie będą wiedzieć. Co więcej, ofiary nie mają dostępu do akt sprawy aż do zakończenia dochodzenia. Czyli można je zobaczyć dopiero, kiedy sprawa już jest w sądzie. To samo dotyczy przedłużenia śledztwa, gdzie zawiadamia się o przyczynach sprawcę (gdyż wiąże się to najczęściej z wydłużeniem okresu tymczasowego aresztowania), ale nie ofiarę.
Co może ofiara?
– To skomplikowane. Może próbować uzyskać dostęp do materiałów śledztwa, zaznajomić się z nimi, składać skargi i odwołania. Orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka mówi, że ofiara powinna mieć aktywny dostęp do śledztwa. A zatem odmowę dostępu można zaskarżyć. Albo po zakończeniu śledztwa, albo i w trakcie, jeżeli da się udowodnić, że jest prowadzone nieefektywnie. Przy czym i tak wszystko zależy od rosyjskiego rządu, który może przysłać do Strasburga materiały sprawy albo nie, albo tylko jakieś małe fragmenty – to, co sam uzna, że może. Oczywiście odmowę można zaskarżać także w sądach rosyjskich – ale na ile to będzie skuteczne? Poza aktami można domagać się uczestniczenia w rozpoznaniach, przesłuchaniach, ekspertyzach. Kodeks postępowania karnego używa określenia „można”. A więc nie jest to prawo, które się bezwarunkowo należy, ale też nie ma zakazu. Decyduje śledczy. W praktyce odmawia. To prawo jest iluzoryczne.
Jest instytucja odwołania?
– Można tę decyzję zaskarżyć do sądu albo do prokuratury. Sąd może jedynie stwierdzić, że śledczy działa bezprawnie, ale nie może nakazać śledczemu wykonania określonej czynności ani dopuścić ofiary. Śledczy ma prawo zdecydować, co jest w interesie śledztwa. Prokuratura może zaś w ramach nadzoru nad Komitetem Śledczym wydać postanowienie odnośnie do prowadzonego śledztwa i wprost rozkazać śledczemu, co ma robić. Przynajmniej teoretycznie. Wracając do praw ofiar, to po prawomocnym uznaniu kogoś za winnego można jeszcze złożyć pozew cywilny o odszkodowanie i zadośćuczynienie z racji strat materialnych i moralnych. Ale tylko, gdy znalazł się winny. Konkretny człowiek. Tylko w Strasburgu można uznać za winnego i skazać państwo.
A co z dowodami rzeczowymi, np. wrakiem rozbitego samolotu? Przedstawiciele Rosji mówią, że do zakończenia śledztwa – jako dowód w sprawie – musi pozostać do dyspozycji śledczych w Rosji.
– Rzeczywiście, dowody należy chronić do końca śledztwa i ofiary nie mają do nich dostępu, chyba że śledczy się zgodzi. Nie jest też do końca tak, że nie wolno przekazać dowodów wcześniej. Tak jak z dostępem do akt sprawy, wszystko zależy od oceny śledczego. Przy jego dobrej woli (i ewentualnie jego przełożonych) można wszelkie rzeczy zwrócić właścicielom. Mogą też być im przekazane „do odpowiedzialnego chronienia”. W kodeksie postępowania karnego Federacji Rosyjskiej art. 82, cz. 2, ust. 1, lit. b mowa jest o zwrocie „prawowitemu właścicielowi, jeżeli nie przyniesie to uszczerbku dla dochodzenia”. Decyduje śledczy czy też instytucja prowadząca śledztwo, w tym przypadku Komitet Śledczy. Oddaje się właścicielowi… A czyj to był samolot?
Polskich Sił Powietrznych. Polskiego państwa.
– Więc może się zwrócić przedstawiciel Polski. Tu jest tak samo jak z możliwością zapoznania się z aktami. Nie ma zakazu, ale i nie ma nakazu. Pojęcie „braku uszczerbku dla dochodzenia” oznacza, że dowód rzeczowy został poddany oględzinom, prawidłowo opisany, zbadany i śledczy może go zwrócić. Ale może nie zwrócić. Może stwierdzić, że dla interesu śledztwa im więcej badań, ekspertyz, tym lepiej dla efektywnego badania sprawy.
A można zaskarżyć tę decyzję?
– Odmowę można zaskarżyć w sądzie. Musi to zrobić właściciel. I to na nim będzie spoczywał obowiązek dowodowy. To znaczy będzie musiał udowodnić, że zwrot nie spowoduje uszczerbku dla toczącej się sprawy karnej. A druga strona stwierdzi, że uszczerbek jednak będzie i bez tych przedmiotów nie może prowadzić śledztwa. Sprawa może się ciągnąć…
W ubiegły poniedziałek rosyjski wiceminister spraw zagranicznych powiedział, że wrak nie zostanie zwrócony, dopóki nie zakończy się śledztwo, które w tej samej sprawie toczy się w Polsce.
– Tego już nie będę komentować. To nie jest w żaden sposób związane z kodeksem postępowania karnego i w ogóle prawem w Rosji.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik Wtorek, 5 marca 2013Autor: jc