Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Uśmiercił" proces pokojowy

Treść

Prezydent Stanów Zjednoczonych George W. Bush poparł w środę plany Izraela utrzymania osiedli żydowskich na terytoriach palestyńskich, co w praktyce oznacza aneksję około połowy z nich.

Zdaniem Busha, zachowanie izraelskich osiedli powinno być częścią przyszłego porozumienia pokojowego między Izraelem a Autonomią Palestyńską. Amerykański przywódca oświadczył, że Izrael nie musi powracać do granic sprzed 1967 r. i zwracać zagrabionych ziem palestyńskich - relacjonowała jego wystąpienie na wspólnej konferencji prasowej z premierem Izraela Arielem Szaronem amerykańska gazeta "New York Times". Bush uznał też, że wypędzeni ze swych ziem w obecnym Izraelu Palestyńczycy muszą szukać terenów do osiedlenia się gdzie indziej.
Stanowisko prezydenta USA wywołało furię wśród Palestyńczyków i irytację w krajach arabskich, które podkreślają, że Bush "uśmiercił" w ten sposób proces pokojowy na Bliskim Wschodzie.
Środowe deklaracje Busha to najsilniejsze wyrazy poparcia, jakie skierował do goszczącego obecnie w Stanach Zjednoczonych izraelskiego premiera Ariela Szarona. Zajmując takie stanowisko, Biały Dom podważył prowadzoną przez społeczność międzynarodową politykę "mapy drogowej" i zachęcił Izrael do kontynuowania kolonizacji ziem palestyńskich na Zachodnim Brzegu Jordanu.
Stanowisko prezydenta Busha gwałtownie skrytykowali politycy Autonomii Palestyńskiej, którzy stwierdzili, że Bush swoją wypowiedzią "uśmiercił" proces pokojowy na całym Bliskim Wschodzie. Według palestyńskiego premiera Ahmeda Korei, prezydent Bush poszedł w poparciu polityki izraelskiego osadnictwa dalej niż jakikolwiek inny przywódca Stanów Zjednoczonych. Żaden z nich dotychczas nigdy nie poparł tak otwarcie najbardziej prowokacyjnych decyzji izraelskiego rządu, takich jak prawa do osadnictwa żydowskiego na terenach Autonomii Palestyńskiej, przyszłych granic Izraela wraz z zagrabionymi terenami po wojnie z 1967 r. oraz odmowy prawa do osiedlania się na swej ziemi wygnanym uchodźcom palestyńskim.
Mimo to Bush na konferencji prasowej po spotkaniu z Szaronem oświadczył, że "teraz jest czas, aby odpowiedzialni Palestyńczycy, Europejczycy, Amerykanie i ONZ pomogli w utworzeniu państwa palestyńskiego, które będzie państwem pokojowym". Dodał też, że "obie strony muszą wziąć na siebie odpowiedzialność, by zwalczyć terror".
Po druzgocącej krytyce wypowiedzi Busha przez palestyńskich polityków sekretarz stanu USA Colin Powell zadzwonił do premiera Autonomii Ahmeda Korei, by "zniuansować" deklaracje amerykańskiego przywódcy. Okazało się jednak, że starał się jedynie usprawiedliwić Busha, przekonując, że "wycofanie się [Izraela - red.] z Gazy i początek likwidacji osiedli żydowskich przeważają nad innymi kwestiami".
Zdaniem władz palestyńskich, plan Ariela Szarona przewiduje nie tylko utrzymanie osiedli na Zachodnim Brzegu Jordanu, ale także faktyczną aneksję rozległych obszarów na tym terenie. Według niektórych szacunków, rząd Szarona chce odebrać Palestyńczykom nawet połowę tych ziem. Na terenach tych mieszka 230 tysięcy osadników izraelskich oraz ponad 2 miliony Palestyńczyków.
Zachęcony przez poparcie Busha dla planów Szarona Izrael kontynuował politykę przemocy wobec ludności palestyńskiej. Wczoraj izraelski śmigłowiec wystrzelił rakietę w tłum Palestyńczyków w mieście Rafah w Strefie Gazy, raniąc co najmniej 11 osób. Oficjalne tłumaczenie izraelskiej armii było takie, że... Palestyńczycy chcieli zaatakować wojsko.
JS
Nasz Dziennik 16-04-2004

Autor: DW