Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Uśmiech szczęścia Buttona

Treść

To był jeden z najbardziej niesamowitych i szalonych wyścigów w historii Formuły 1. Grand Prix Kanady, sparaliżowane przez ulewny deszcz, trwało - łącznie z przerwami - cztery godziny, a zwycięzca, Brytyjczyk Jenson Button (McLaren), zaliczył po drodze aż sześć wizyt w alei serwisowej. Nic dziwnego, że na mecie cieszył się jak dziecko, a sukces określił największym w karierze.
Jeszcze w sobotę podczas kwalifikacji nic nie zapowiadało takiego scenariusza. Wygrał je - któż by inny? - Niemiec Sebastian Vettel z Red Bulla. Obrońca tytułu i zdecydowany lider klasyfikacji generalnej stał się od razu murowanym kandydatem do zwycięstwa w wyścigu i... do ostatniego okrążenia swoje zadanie realizował doskonale. Wcześniej jednak przeżywał chwile w swej krótkiej przecież karierze niespotykane. Ulewny deszcz kompletnie sparaliżował bowiem rywalizację. Po pokonaniu 25 okrążeń sędziowie ją przerwali, jak się okazało, na długie dwie godziny. Warunki były koszmarne, niebezpieczne, wręcz ekstremalne. Nie one jednak, tylko brawura (a może głupota) wyeliminowały z rywalizacji Lewisa Hamiltona. Brytyjczyk z McLarena przejechał tylko osiem "kółek", zdążył zaliczyć kolizje z Australijczykiem Markiem Webberem (Red Bulla) oraz Buttonem, uszkadzając swój bolid. Jego zachowanie i styl jazdy wywołały burzę, nie pierwszy raz zresztą. Austriak Niki Lauda, były trzykrotny mistrz świata, zaapelował o szybką reakcję władz FIA. - Hamiltona trzeba przykładnie ukarać, bo przez niego ktoś kiedyś może zginąć - powiedział. Po wznowieniu rywalizacji na torze nadal działy się rzeczy frapujące, nie zmieniał się tylko lider. Vettel. I gdy wydawało się, że dowiezie zwycięstwo, na ostatnim okrążeniu popełnił błąd i wyprzedził go rewelacyjny Button. Brytyjczyk w końcówce jechał nadzwyczajnie. - Kiedy go widziałem, wydawało mi się, że frunie - przyznał Webber. Sam Button na mecie cieszył się jak dziecko, ale to nie mogło dziwić. Wygrał, choć pięć razy zjeżdżał do alei serwisowej, a jakby tego było mało, musiał zaliczać karny przejazd przez nią za przekroczenie prędkości podczas neutralizacji. W normalnych warunkach nie miałby szans na punkty, a w szalonych zajął pierwsze miejsce. - To najpiękniejsze zwycięstwo w mojej karierze. Warunki były arcytrudne, ale ja uwielbiam szukać przyczepności na torze, niż wiedzieć z góry, gdzie jest. Walczyłem o swoje od ostatniego do pierwszego miejsca, zdobywając je na ostatnim okrążeniu. Nie potrafię przestać się cieszyć - powiedział. W krańcowo odmiennym nastroju był oczywiście Vettel. Niemiec zdobył dużo punktów, zachował pozycję lidera mistrzostw i na pewno szybko jej nie straci (ma 60 pkt przewagi nad Buttonem), jednak zwycięstwo w Montrealu dosłownie wymknęło mu się z rąk. - Prowadziłem przez cały czas, ale w końcówce pojechałem zbyt ostrożnie. Nie wypracowałem wystarczająco dużej przewagi, kiedy zobaczyłem rozpędzonego Jensona i popełniłem błąd - przyznał. Z mieszanymi odczuciami Kanadę opuścili kierowcy Lotus Renault. Niemiec Nick Heidfeld nie dotarł do mety, Rosjanin Witalij Pietrow minął ją jako piąty. - A czułem, że mogę być nawet na podium. Wydaje mi się, że odzyskaliśmy formę po kilku słabszych startach - powiedział Pietrow. Kolejny wyścig, Grand Prix Europy, odbędzie się 26 czerwca na torze ulicznym w Walencji.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2011-06-14

Autor: jc