USA testują Birmę
Treść
Mianem "historycznej" określana jest wizyta amerykańskiej sekretarz stanu Hillary Clinton w Birmie. Po raz pierwszy od 50 lat do Birmy przyjechał amerykański polityk tak wysokiej rangi.
Celem trzydniowej, oficjalnej wizyty amerykańskiej sekretarz stanu w Birmie jest ocena postępów, jakie nowe cywilne władze poczyniły od czasu objęcia rządów w ubiegłym roku. Chodzi m.in. o amnestię części więźniów politycznych, powrót na scenę polityczną przywódczyni birmańskiej opozycji i laureatki Pokojowej Nagrody Nobla Aung San Suu Kyi (wiele lat więzionej przez juntę wojskową) czy też wprowadzenie prawa do organizowania strajków i tworzenia związków zawodowych. Podczas rozpoczynającego wizytę spotkania z birmańskimi władzami Clinton wyraziła nadzieję, że dotychczasowe reformy podjęte przez nowe władze "rozpoczną wielki ruch na rzecz przemian". Chwaląc dotychczasowe działania, zaproponowała także władzom konkretne kroki, jakie mogą podjąć, by otworzyć swój kraj na świat. - Jestem tutaj, ponieważ wraz z prezydentem Obamą jesteśmy zachęceni krokami, jakie wasz rząd podjął wobec obywateli - powiedziała Clinton podczas wczorajszego spotkania z birmańskim prezydentem Thein Seinem, którą cytuje telewizja BBC. Podczas tej rozmowy Clinton zobowiązała się także do poprawy stosunków na linii Birma - USA w zamian za utrzymanie dotychczasowego kierunku zmian. W trakcie trzydniowej wizyty w Birmie amerykańska sekretarz spotka się także z Aung San Suu Kyi.
Czołowi amerykańscy politycy nie odwiedzali Birmy od 1962 roku, kiedy to doszło w tym kraju do wojskowego zamachu, w wyniku którego rządy na wiele lat objęła junta wojskowa, doprowadzając do międzynarodowej izolacji kraju. W marcu zeszłego roku odbyły się w Birmie wybory, po których junta przekazała władzę cywilnemu rządowi wspieranemu jednak przez wojsko. Wizyta Hillary Clinton w Birmie odbywa się tuż po wizycie prezydenta Baracka Obamy w Azji. Komentatorzy podkreślają więc, że dobitnie pokazuje to zapowiadane przez USA utrzymanie wpływów w tym obszarze, zwłaszcza w momencie rosnącej dominacji Chin. Słowa te potwierdzać może m.in. reakcja chińskich polityków i mediów na obie wizyty amerykańskich polityków.
Marta Ziarnik
Nasz Dziennik Piątek, 2 grudnia 2011, Nr 280 (4211)
Autor: au