Przejdź do treści
Przejdź do stopki

USA szykują się do wojny... w sieci

Treść

Z powodu hakerskich ataków w cyberprzestrzeni Stany Zjednoczone tracą kilkakrotnie więcej informacji, niż zawierają zbiory Biblioteki Kongresu. Zdaniem Departamentu Obrony, władze zawodzą w kwestii ochrony przed tym zagrożeniem. Okazuje się, że ponad 100 różnych organizacji szpiegowskich, w tym także grupy terrorystyczne, stale próbowało bądź próbuje włamać się do amerykańskiego systemu komputerowego.
- Nasze systemy są śledzone tysiąc razy na dzień i skanowane miliony razy w ciągu dnia - stwierdził James Miller z Departamentu Obrony. Dodał, że zagrożenie ze strony cyberprzestępców jest tak duże, że częstokroć przerasta obecne możliwości obrony przed nimi. - Doświadczyliśmy już wielu szkodliwych wejść do systemu, szkodliwych w sensie utraty informacji. Ponadto nadal do końca nie znamy naszych słabych punktów - przyznał.
Identyczne komentarze pojawiły się tuż po tym, jak administracja Baracka Obamy przedstawiła krajową strategię zabezpieczenia amerykańskiej sieci cyfrowej, a Pentagon ustanowił nową komendę wojskową odpowiedzialną za działania wojenne w cyberprzestrzeni. Nowa jednostka ma być odpowiedzialna zarówno za defensywne, jak i ofensywne operacje podejmowane w tym obszarze. Na czele Amerykańskiego Cyberdowództwa stanie powołany przez Senat dyrektor Agencji Bezpieczeństwa Narodowego Keith Alexander. Jak podkreślają nowe władze, pełną gotowość jednostka osiągnie w październiku bieżącego roku. Żołnierze-informatycy, oprócz zapobiegania włamaniom i atakom w przestrzeni cyfrowej, mają oceniać, które z tego typu ataków można uznać za działania wojenne wymierzone przeciwko Stanom Zjednoczonym. Jak podkreślają przedstawiciele resortu obrony, w celu zwiększenia cyberbezpieczeństwa należy zacieśnić więzy z przemysłem. Taka ściślejsza współpraca ma służyć ochronie bardzo wrażliwych na ataki komputerowe sektorów gospodarki, które są jednocześnie kluczowe dla funkcjonowania całego państwa. Jak podkreślił Miller, chodzi przede wszystkim o lepszą ochronę elektrowni oraz rynków finansowych.
Elektrownie - łakomy kąsek
Hakerzy już wielokrotnie włamywali się do amerykańskiej sieci kontrolującej krajową elektryczność. Dopuścili się nie tylko kradzieży własności intelektualnej licznych korporacji, takich jak tajemnice wewnętrzne firmy, ale także pieniędzy. Jak wynika z danych jednostki FBI przeznaczonej do zwalczania cyberprzestępczości, w zaledwie jednym z ataków pewna firma dostarczająca energię w ciągu jednego dnia straciła ze swojego konta bankowego 10 milionów dolarów. - Skala kompromitacji włącznie z utratą wyjątkowo delikatnych i tajnych materiałów jest olbrzymia. Mówimy tu o terabajtach danych, czyli o zwielokrotnionej pojemności Biblioteki Kongresu - podsumował Miller. Jak przypomniał, księgozbiór ten należy do największych na świecie, a znajdują się w nim miliony książek, map, fotografii i nagrań.
Ślady prowadzą do Chin
Władze w Waszyngtonie już wcześniej podkreślały, że większość prób spenetrowania amerykańskiej sieci pochodzi prawdopodobnie z Chin. Co najmniej 20 firm, które poniosły dość dotkliwe straty w ubiegłym roku, padło łupem hakerów działających z terenów Państwa Środka. Zdaniem resortu obrony, aby skutecznie się przed tym bronić, należy zrozumieć błędy, jakie popełniano wcześniej, choćby w okresie zimnej wojny. Miller przywołał wydarzenia z 1980 r., kiedy to Pentagon miał ściśle opracowane plany działania na wypadek skażenia środowiska w wyniku użycia broni masowego rażenia. Tak samo, w jego opinii, należy opracować taktykę operacji służb specjalnych i wojska na wypadek całkowitego pozbawienia kraju elektryczności bądź w warunkach kompletnego chaosu komunikacyjnego. - Jest to bliźniaczo podobna sytuacja. Musimy mieć plan działania w środowisku, w którym nasza sieć została spenetrowana i mamy do czynienia z pewnymi zniszczeniami - podkreślił Miller.
Jak podkreślają eksperci Białego Domu, konieczny jest stały rozwój systemów komputerowych w Stanach Zjednoczonych i nieustanne ulepszanie ich ochrony, a co się z tym wiąże - kształcenie większej liczby programistów. - Za następne 20-30 lat kraje takie jak Chiny czy Indie będą miały dużo większą liczbę naukowców zajmujących się komputerami niż my. Musimy więc nie tylko właściwie ocenić sytuację, ale działać w taki sposób, aby zyskać nad nimi przewagę - zakończył James Miller.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik 2010-05-14

Autor: jc