Przejdź do treści
Przejdź do stopki

USA - Iran: Sankcje czy coś więcej?

Treść

Czy rozwój programu nuklearnego przez Iran doprowadzi do jakiegoś rodzaju interwencji USA w tym kraju? Przeważają opinie, że raczej nie, choć nie brakuje także głosów o naciskach Bushowskich doradców z grona neokonserwatystów na podjęcie ostrzału celów na terytorium Iranu. Nuklearne ambicje Teheranu mogą niepokoić, choć - jak wskazuje część ekspertów - dążenie do uzyskania własnej energii nuklearnej jest nie tyle motywowane chęcią uzyskania broni atomowej, ile udowodnienia, że również Iran dysponuje nowymi technologiami oraz że nie ugnie się pod naciskami Stanów Zjednoczonych. Rządzony przez islamskich duchownych Iran jest symbolem zagrożenia amerykańskiej wizji światowego ładu.



- Na pewno program nuklearny Iranu jest głównym powodem, dla którego Stany Zjednoczone rozpoczęły w ogóle rozmowę na temat sankcji, zaczęły zachęcać swoich sojuszników oraz wywierać naciski na Radę Bezpieczeństwa ONZ. Natomiast sam konflikt ma głębsze podłoże. W Stanach Zjednoczonych, od czasów rewolucji islamskiej, Iran stał się swego rodzaju symbolem zagrożenia, symbolem kraju sponsorującego terroryzm na Bliskim Wschodzie. Obecnie administracja prezydenta George’a W. Busha po dosyć nieudanej kampanii w Iraku i coraz większych porażkach w Afganistanie potrzebuje sukcesu przynajmniej natury politycznej na Bliskim Wschodzie dla zachowania swego prestiżu w regionie - wskazał w rozmowie z nami dr Adam Bieniek, adiunkt w Zakładzie Arabistyki Instytutu Filologii Orientalnej Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Osobiście nie posądzam prezydenta Ahmedineżada o dążenie do uzyskania broni nuklearnej. Pamiętajmy, że Iran w czasie drugiej krwawej wojny iracko-irańskiej zniechęcił się do prowadzenia długich i wyniszczających wojen - dodał. Jednocześnie ani w Syrii, ani w Iranie ugrupowania łączone z Osamą bin Ladenem nigdy nie mogły funkcjonować, a przedstawiciele tychże ugrupowań terrorystycznych byli bezwzględnie likwidowani.
Warto wspomnieć w kontekście dyskusji o polityce USA względem Iranu, że w momencie inwazji na Irak główny zarzut - posiadania broni chemicznej - był bardzo słabo udokumentowany, a - jak uznał Inspektorat Generalny Pentagonu - najbliżsi współpracownicy byłego szefa amerykańskiego ministerstwa obrony Donalda Rumsfelda manipulowali informacjami wywiadu, aby usprawiedliwić atak.

USA w pułapce polityki interwencji
Po przełomie w 1989 r. i rozpadzie ZSRS w 1991 r. doszło do przesunięcia w światowym układzie sił. Stany Zjednoczone dobrze wykorzystały w okresie zimnej wojny swój potencjał i ich wygrana w rywalizacji z ZSRS jest oczywista. O ile państwa Europy Wschodniej odzyskały suwerenność i rozpoczęły trudny, ale zasadniczo korzystny proces reform i nadrabiania zaległości, przede wszystkim gospodarczych, to lokalne mocarstwa europejskie, takie jak Wielka Brytania i Francja, odczuły pewną utratę wpływów i znaczenia. Dotąd były bowiem ważnym i nieodzownym sojusznikiem Ameryki w rywalizacji z ZSRS i z ich głosem Waszyngton musiał się liczyć nieporównanie bardziej niż w sytuacji posiadania monopolu siły i wpływów.
Stany Zjednoczone w różnoraki sposób wykorzystują posiadaną przewagę. Najbardziej ewidentne jest rozszerzenie polityki interwencji wojskowych (wcześniej praktykowanej w obszarze bliskich bezpośrednich wpływów USA, mianowicie w Ameryce Łacińskiej) na obszary o dużym znaczeniu strategicznym, a pozostające dotąd w sferze ścierania się wpływów różnych sił. Takim miejscem jest Irak. Atak na to państwo w 1991 r. pokazał światu, że Ameryka, jeśli zechce, może użyć siły zawsze i wszędzie.
Po zamachach z 11 września 2001 r. Ameryka poczuła się zagrożona, a to poczucie było jeszcze podsycane przez oficjalną propagandę dość ofensywnie zorientowanej rządzącej ekipy tzw. neokonserwatystów. Doprowadziło to do interwencji w Afganistanie, gdzie obalono islamski reżim talibów, którym przypisano współodpowiedzialność za zamachy; a następnie tzw. II wojny irackiej rozpoczętej w 2003 r. i trwającej w praktyce do dziś pod nazwą "operacji stabilizacyjnej". Stany Zjednoczone i ich sojusznicy, w tym nastawiona od dawna proamerykańsko Wielka Brytania oraz liczące na profity z sojuszu z USA kraje Europy Wschodniej, m.in. Polska, zdecydowały się podjąć ryzyko działań zbrojnych pomimo braku dobitnych danych na posiadanie przez Bagdad broni chemicznej, ogromnych kosztów, ryzyka oraz sprzeciwu wielu dotychczasowych sojuszników. Z pewnością opanowanie Iraku jest dla USA korzyścią strategiczną, rodzajem zdobyczy ekonomicznej i osłabieniem organizacji terrorystycznych; jest też na rękę Izraelowi, którego interesy są za oceanem brane pod uwagę nad wyraz poważnie. Ale ma to też swój wymiar w planie globalnym. Ameryka pokazuje, że jest w stanie przeprowadzić swoją wolę.
Udowadnianie światu swojej potęgi nie jest dla USA tylko kwestią prestiżową. W widocznej perspektywie waszyngtońscy stratedzy nie mogą nie zauważyć pretendentów do równej albo i większej niż ich kraj pozycji. Obok Rosji, o której była już mowa, należy brać pod uwagę też błyskawicznie rozwijające się Chiny i inne państwa Dalekiego Wschodu, nazywane nie bez powodu azjatyckimi tygrysami.
BF, AMJ
"Nasz Dziennik" 2007-07-10

Autor: wa

Tagi: iran onz