US Open
Treść
Serena Williams pokonała Serbkę Jelenę Jankovic 6:4, 7:5 w finale wielkoszlemowego US Open. Amerykanka wygrała w Nowym Jorku po raz trzeci w karierze i po pięcioletniej przerwie znów prowadzi w światowym rankingu. Pierwszy raz w dziejach finał kobiecego US Open rozegrany został w niedzielę (czyli wczoraj nad ranem czasu polskiego). "Zawiniła" aura, a konkretnie tropikalna burza Hanna, która zaatakowała Nowy Jork. Mecz został przeniesiony, na szczęście w nowym terminie natura okazała się łaskawa. Obie panie stworzyły ciekawy, emocjonujący spektakl, w którym lepsza okazała się niezwykle silna, agresywna Amerykanka. Serena od pierwszych minut próbowała narzucić swoje warunki, posyłała na drugą stronę siatki mocne, zdecydowane piłki, nie bała się ryzykować. Mimo to Jankovic (która w finale turnieju Wielkiego Szlema debiutowała) objęła prowadzenie 2:1, po chwili jednak przegrała cztery gemy, w tym dwa przy własnym serwisie. Serbka podjęła walkę - doprowadziła do stanu 4:5, lecz na więcej nie było ją już stać. Druga partia była jeszcze ciekawsza. Grająca bez kompleksów Jankovic znalazła sposób na rywalkę i objęła prowadzenie 5:3. W kolejnym gemie miała trzy piłki setowe, ale ich nie wykorzystała. Porywający był dziesiąty gem, trwający kilkanaście minut. Obie tenisistki stoczyły w nim wspaniały bój, długie wymiany wywoływały aplauz na trybunach, Jankovic miała cztery setbole, Amerykanka się jednak obroniła. I to był moment zwrotny i decydujący - już do końca partii dominowała Williams, wygrywając zasłużenie i w bardzo dobrym stylu. - Ciężko pracowałam na ten sukces - powiedziała później Serena, która w drodze do finału pokonała m.in. swoją siostrę Venus. Odniosła dzięki temu dziewiąte zwycięstwo w turnieju wielkoszlemowym, trzecie w Nowym Jorku (od poprzedniego upłynęło trochę czasu - sześć lat). - I taki był cel, powrót na fotel liderki rankingu jest miłym bonusem - dodała. Ostatni raz była numerem jeden w sierpniu 2003 r., od tego momentu przeżywała różne koleje, miała mnóstwo problemów z kontuzjami. Przełom nastąpił na początku 2007 r., gdy jako nierozstawiona zawodniczka w wielkim stylu triumfowała w Australian Open. Teraz znów wygrała przed swoją publicznością, na dodatek awansowała na czoło rankingu i może na nim pozostać na dłużej (dodajmy, że do czołowej dziesiątki wróciła Agnieszka Radwańska). A w turnieju mężczyzn największy w karierze sukces święcił 21-letni Szkot Andy Murray, który awansował do finału, wygrywając z samym Rafaelem Nadalem 6:2, 7:6 (7-5), 4:6, 6:4. Hiszpan, będący od niedawna rakietą numer jeden na świecie, marzył o pierwszym w karierze zwycięstwie w Nowym Jorku i przełamaniu serii Rogera Federera, tak się jednak nie stanie. Szwajcar na twardych kortach Flushing Meadows jest niepokonany od 2004 roku, teraz ma szansę na piąty z rzędu triumf. Pisk "Nasz Dziennik" 2008-09-09
Autor: wa