Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Uran schowany w kopalni

Treść

Do ostatniej chwili protestujący przeciwko energii atomowej próbowali zablokować transport odpadów radioaktywnych z Francji do byłej kopalni w niemieckim mieście Gorleben (Dolna Saksonia). Teraz politycy zastanawiają się, kto za to zapłaci. Tymczasem Niemcy swoje odpady radioaktywne chcą wywieźć do Rosji, najpewniej przez terytorium Polski.
Dopiero wczoraj o godz. 7.30 policja usunęła ostatnich demonstrantów z trasy przewozu odpadów nuklearnych, które mają zostać złożone w byłej kopalni soli w Gorleben. O godz. 8.15 jedenaście ciężarówek przewożących 123 tony ładunku powoli ruszyło w kierunku kopalni. Protestującym udało się przez 14 godzin skutecznie wstrzymać samochody w Dannenberg. Kilku aktywistów Greenpeace przykuło się do betonowych bloków i aby ich uwolnić, policja potrzebowała kilku godzin. W sumie przeciwko transportowi odpadów nuklearnych demonstrowało kilkadziesiąt tysięcy ludzi i był to przy okazji jeden z największych protestów przeciwko energii atomowej w historii Niemiec. Po 92 godzinach transport i tak w końcu dotarł do Gorleben, pozostał jednak problemem, kto poniesie koszty związane z jego ochroną, które - jak już wiadomo - przekroczą 25 milionów euro? Najpewniej podatnik.
Związki zawodowe policjantów za zaistniałą sytuację winią niemieckie władze, które - ich zdaniem - podejmując błędne decyzje polityczne, narażają tysiące funkcjonariuszy na "niepotrzebny stres i zbędne akcje". Faktem jest, że duża część policjantów w akcji była bez przerwy ponad 20 godzin. Także partie opozycyjne twierdzą, że do eskalacji protestów przyczyniły się błędne decyzje obecnego rządu, który pomimo wcześniejszych ustaleń postanowił całkowicie zmienić koncepcję odchodzenia od energii atomowej. Ekipa kanclerz Angeli Merkel przegłosowała ustawę, która wydłuża okres eksploatacji elektrowni jądrowych w Niemczech o następnych 12 lat.
Tymczasem jak wynika z ostatnich informacji, niemiecki rząd jeszcze w tym miesiącu zamierza podpisać z Rosją porozumienie w sprawie przewożenia do tego kraju części odpadów nuklearnych składowanych obecnie w Niemczech i złożenia ich na Uralu. Chodzi o 951 rdzeni radioaktywnych pochodzących z byłego centrum energetyki jądrowej w Dreźnie, a które od 2005 roku składowane są w miejscowości Ahaus (Nadrenia Północna-Westfalia). Mają zostać przewiezione do zakładów utylizacji odpadów nuklearnych Majak na Uralu. Wywiezienie do Rosji tego radioaktywnego materiału stanie się możliwe po podpisaniu umowy pomiędzy IAEA, Rosją i Stanami Zjednoczonymi o powrocie do rosyjskich reaktorów atomowego zużytego paliwa. Powstał specjalny program "Russian Research Reactor Fuel Return", który umożliwi Niemcom pozbycie się atomowych śmieci i przesłanie ich na Ural. Ekolodzy ostrzegają, że taki transport będzie jeszcze bardziej niebezpieczny niż dotychczasowe, a ponadto, ich zdaniem, zakłady na Uralu nie spełniają podstawowych norm bezpieczeństwa. Media przypominają o katastrofach, jakie miały miejsce właśnie w tym rosyjskim ośrodku badawczym i utylizacyjnym. Federalny Urząd Ochrony Przed Promieniowaniem (Bundesamt für Strahlenschutz) wydał wstępne zezwolenie na taki transport, chociaż, jak się dowiedzieliśmy w biurze prasowym tego urzędu, jeszcze nie ustalono dokładnie przebiegu trasy. Niewykluczone, że kontenery przejadą także przez terytorium Polski. Być może wtedy i polskie organizacje ekologiczne przystąpią do protestów antynuklearnych. Tym bardziej że uwadze ekologów umknął wcześniejszy transport odpadów radioaktywnych z polskiego reaktora badawczego w Świerku do Rosji. Pojemniki z uranem dotarły do Gdyni, a stamtąd przetransportowano je statkiem do Rosji.
Waldemar Maszewski, Hamburg
Nasz Dziennik 2010-11-10

Autor: jc