Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Upaństwowione dzieciństwo

Treść

Ministerstwo Edukacji i Nauki postanowiło wprowadzić od września tego roku obowiązkowe wychowanie przedszkolne dla wszystkich pięciolatków. Plany te to nic innego jak kontynuacja strategii rozwoju edukacji na lata 2007-2013, wypracowanej przez poprzedni rząd. - Pierwszymi wychowawcami dziecka są i powinni być rodzice. Do nich należy decyzja o kształceniu i edukowaniu dzieci, posyłaniu czy nieposyłaniu do przedszkola - twierdzą psychologowie i pedagodzy, krytycznie oceniający rządowy projekt.
Minister edukacji i nauki Michał Seweryński jako jeden z priorytetów działania swego resortu przedstawił projekt upowszechniania wychowania przedszkolnego dla dzieci w wieku 3-5 lat oraz obowiązkowej zerówki dla pięciolatków. Oznacza to, że dzieci będą musiały rozpocząć edukację rok wcześniej niż dotąd.
Przypomnijmy, że w 2004 r. wprowadzono w życie obowiązkowe uczęszczanie do zerówki dla sześciolatków. Teraz resort zabrał się za jeszcze młodsze dzieci. Tłumaczy to "wyrównywaniem szans edukacyjnych" i koniecznością podjęcia działań mających na celu "niedopuszczenie do powstania braków [w wiedzy i umiejętności uczniów - przyp. red.], a ponadto usunięcie innych deficytów rozwojowych przed podjęciem przez dziecko edukacji szkolnej". A wszystko po to, by dorównać standardom europejskim, wedle których najważniejsze jest "wychowanie Europejczyka, świadomego własnych narodowych korzeni i kierującego się ideą respektowania praw człowieka" (sic!).
Taki oto "obywatel świata" - produkt polityki oświatowej Unii Europejskiej - miałby być przede wszystkim wychowany "dla pokoju i demokracji", tolerancyjny wobec wszystkich religii i ras oraz znać języki obce. Edukacja europejska - na którą przystała Polska, wyrażając wolę członkostwa w Unii - zgodnie z założeniami metodycznymi powinna obejmować uczenie o Europie, o integracji europejskiej, "europejskie myślenie" i "europejskie kompetencje". O ile dwa pierwsze elementy wydają się dość oczywiste, o tyle dwa kolejne są co najmniej zastanawiające. "Europejskie myślenie" odnosi się do nauki o fundamentalnych wartościach i zasadach, na których oparta jest Europa: demokracji, tolerancji, prawach człowieka i gospodarce rynkowej. Natomiast "europejskie kompetencje" to nic innego jak narzędzia, które są potrzebne do funkcjonowania w Europie (m.in. znajomość języków obcych). Słowem - "wyedukowany" robot.

"Wyrywanie" z rodziny
Na efekty europejskiego wychowania nie musimy już czekać, widać je bowiem gołym okiem: wzrastająca na zachodzie kontynentu liczba depresji, samobójstw, dewiacji. A wszystko to na skutek przyjętego modelu wychowania, opierającego się na coraz wcześniejszym "wyrywaniu" dziecka z rodziny. Podobna praktyka istnieje na przykład na Kubie, gdzie już kilkuletnie dzieci umieszczane są w internatach, z dala od swych bliskich, po to, by w najważniejszym okresie swego życia, gdy kształtuje się ich osobowość, nie mogły być pod wpływem swych rodziców. W internatach tych panuje pełna swoboda obyczajów, co prowadzi do tego, że już kilkunastoletnie dziewczęta często mają za sobą po 4-5 tzw. aborcji.
Autorzy strategii rozwoju edukacji za niekorzystne uznali to, że zaledwie 52,3 proc. dzieci w miastach, a 16,7 na wsi uczęszcza do przedszkola, podczas gdy na zachodzie Europy
- według danych z okresu 2003/2004 - od 70 do 100 procent. Dotąd Polacy mieli swobodę podejmowania decyzji w kwestii posyłania swych pociech do przedszkola. Często taka decyzja wymuszona była tym, że oboje rodzice musieli pracować i nie mieli komu powierzyć opieki nad swymi dziećmi. Generalnie rodzice nie są przeciwni przedszkolom, ale na myśl o obowiązku w wielu z nich budzi się sprzeciw. Czym innym bowiem jest posłanie dziecka do przedszkola, gdy opiekunowie sami widzą taką potrzebę, a czym innym wysłanie ich tam pod naporem prawa.

Wychowawcy "niewychowani"
Innym problemem - choć wydaje się, że najważniejszym - jest problem kadry. Czy mamy odpowiednio przygotowanych ludzi, którym z pełnym zaufaniem moglibyśmy powierzyć opiekę nad naszymi dziećmi? Czy wychowawcy - skoro mają być autorytetami dla naszych pociech - będą "osobami wychowującymi innych, kształtującymi ich osobowość"?
Wszystko wskazuje na to, że zaczyna dominować opinia, iż przedszkole wychowa lepiej niż dom - bo tam jest więcej dzieci, więcej zabawek, a dzięki temu zabawy są urozmaicone, maluch zaś bardzo wcześnie uczy się przebywać z rówieśnikami. Trudno tym argumentom nie dać wiary, niemniej jednak trzeba pamiętać o tym, że nawet najlepiej wyszkoleni specjaliści czy zabawki interaktywne nie zastąpią rodziny. Mamy ich w Polsce - wbrew opiniom liberalnych mediów - naprawdę dużo, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach czy wioskach, gdzie przedszkoli nie ma, a dzieci wychowują się w wielopokoleniowych rodzinach.
Pamiętajmy, że człowiek to nie tylko suma informacji mniej lub bardziej potrzebnych w życiu. Człowiek to również - a może przede wszystkim - mocna osobowość. Dzisiejsze szkoły czy przedszkola kładą główny nacisk na kształcenie i rozwijanie praktycznych umiejętności. Już pięciolatków uczymy języka angielskiego czy posyłamy na tańce. Nie ma natomiast miejsca ani czasu na kształcenie osobowości, na przekazywanie wartości podstawowych. Rodzina jest pierwszym i podstawowym przekaźnikiem wartości, wychowuje człowieka nie poprzez teorię, ale poprzez stworzenie mu naturalnego środowiska do prawidłowego wzrostu i rozwoju.
Aneta Jezierska

"Nasz Dziennik" 2006-01-03

Autor: ab