Upamiętnić ofiary niemieckich wypędzeń
Treść
Wielkopolanie przymusowo wypędzeni przed laty ze swoich domów przez niemieckich urzędników, skupieni w stowarzyszeniu Wspólnota Ofiar Niemieckich Wypędzeń, oraz niektórzy samorządowcy domagają się odpowiedniego upamiętnienia tysięcy Polaków przetrzymywanych w obozie przy ul. Głównej w Poznaniu. Jednak prezydent Poznania, do którego zwrócili się w tej sprawie prawicowi samorządowcy związani ze Wspólnotą, bagatelizuje sprawę, pozostawiając ją bez odpowiedzi.
W obozie wysiedleńczym przy ulicy Głównej w Poznaniu znalazło się łącznie ponad 30 tysięcy Wielkopolan wyrugowanych ze swoich domów. Fatalne warunki panujące w obozie sprawiły, że wielu z nich zmarło z głodu i zimna. O miejscu tym pamiętają dziś już chyba tylko starsi poznaniacy i historycy. Po obozie, który przed laty dla tysięcy Wielkopolan był miejscem gehenny, nie pozostał już żaden ślad. Nigdy dotąd również władze miasta nie postarały się, by pamięć wysiedlanych z domów, pozbawianych rodziny i bliskich Wielkopolan upamiętnić w sposób należyty. Niewielka i bardzo mocno dziś zniszczona tablica pamiątkowa, którą przed laty umieszczono w pobliżu obozu wysiedleńczego, jest już praktycznie nieczytelna, niemal w całości również zasłonięta została reklamami pobliskich firm. Nikt nie składa tam kwiatów, nie palą się znicze. Ktoś zapomniał, że w tym miejscu setki ludzi w wyniku fatalnych warunków poniosło śmierć.
- To miejsce zapomniane przez Boga i ludzi - skarży się pani Janina, jedna z wysiedlanych przed laty poznanianek. - W pierwszych dniach okupacji hitlerowskiej do naszego mieszkania zapukali urzędnicy niemieckiego już magistratu w towarzystwie wojskowych i jednego bodajże gestapowca. Obejrzeli mieszkanie i kazali się wynosić. Dostałyśmy z matką godzinę na spakowanie osobistych rzeczy. Trafiłyśmy do "Lager-Główna" i cud, że przeżyłyśmy. Warunki były straszne, ludzie marli jak muchy - wspomina pani Janina.
O należyte urządzenie tego miejsca pamięci poznaniacy zwrócili się do prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego już kilka miesięcy temu, jednak do dziś nie otrzymali żadnej odpowiedzi. - Nie przyszła do nas żadna odpowiedź z biura pana prezydenta Grobelnego. Jestem tym bardzo zaskoczony. Pan prezydent chyba lekceważy ludzi, którzy tak wiele wycierpieli z rąk niemieckich - powiedział nam Przemysław Piasta, radny sejmiku wielkopolskiego i jeden z animatorów Wspólnoty Ofiar Niemieckich Wypędzeń.
O właściwe upamiętnienie obozu wysiedleńczego przy ul. Głównej w Poznaniu do prezydenta miasta Poznania zwrócili się prawicowi samorządowcy związani ze stowarzyszeniem Wspólnota Ofiar Niemieckich Wypędzeń. Inicjatorzy chcą, by władze miasta nie tylko odnowiły i zrekonstruowały częściowo zniszczoną tablicę pamiątkową, ale również by teren dawnego obozu wysiedleńczego Polaków w najbliższej przyszłości stał się przynajmniej w części miejscem pamięci narodowej.
- Zwróciliśmy się z oficjalnym wnioskiem do stosownych władz miejskich i podległych im służb o podjęcie działań, które doprowadzą do należytego upamiętnienia tysięcy Polaków wypędzonych w czasie II wojny światowej przez Niemców. Wierzymy, że współpracując ponad podziałami politycznymi w tej sprawie, właściwie zadbamy o to miejsce, a to w efekcie przyczyni się do należytego upamiętnienia martyrologii Narodu Polskiego - powiedział nam radny Przemysław Piasta (LPR).
To kolejne tego typu działanie stowarzyszenia Wspólnota Ofiar Niemieckich Wypędzeń, organizacji powstałej właśnie z inicjatywy wielkopolskich samorządowców. Organizacja skupia Polaków, ofiary niemieckich prześladowań oraz ich krewnych. Jej celem jest stawianie odporu roszczeniom niemieckich ziomkostw oraz obrona dobrego imienia Polski na arenie międzynarodowej. W utworzenie stowarzyszenia angażują się prawnicy i specjaliści od stosunków międzynarodowych oraz poznańscy studenci, potomkowie wypędzanych przed laty Wielkopolan.
Obóz dla wysiedlanych mieszkańców Poznania i Wielkopolski na ulicy Głównej w Poznaniu powstał z inicjatywy niemieckiego nadburmistrza Poznania Gerharda Schefflera. "Lager-Główna", przez który w ciągu blisko dwóch lat przewinęło się blisko 30 tys. wysiedlanych Polaków, tworzyły murowane i drewniane baraki, pozbawione jakichkolwiek urządzeń niezbędnych do zamieszkania w nich ludzi. Na terenie obozu nie było również żadnych urządzeń sanitarnych. Sam obóz otoczony był płotem z drutu kolczastego oraz wieżami wartowniczymi. Na pobliskiej bocznicy podstawiano wagony służące do transportu wysiedlanych. Do obozu wysiedleńczego przy Głównej w Poznaniu w pierwszej kolejności trafiały rodziny powstańców wielkopolskich, osoby związane z wojskiem oraz edukacją młodzieży, m.in. nauczyciele i wykładowcy szkół wyższych, a także przedstawiciele środowisk twórczych: dziennikarze, literaci i artyści. Warunki życia w obozie wysiedleńczym były straszne. Tylko w części baraków były prycze do spania, zaś w pozostałych spano na betonowych posadzkach przykrytych jedynie słomą. Za umywalnie i miejsca do prania odzieży służyły koryta napełniane tylko zimną wodą. Część przetrzymywanych w obozie Polaków umierała z głodu, przydziały żywności były bowiem niemal żadne. Wysiedlani ze swoich mieszkań Polacy otrzymywali rano i wieczorem czarną kawę oraz 10 dag czarnego chleba dla jednej osoby, zaś na obiad - pół litra zupy z kapusty, buraków lub kaszy.
- Pamięć o tym miejscu, uczczenie tych, którzy właśnie tam ponieśli śmierć, ale również i tych, którzy przetrwali tę gehennę, jest po prostu naszym obowiązkiem. O wypędzanych Polakach przenigdy nie wolno nam zapomnieć! - podkreśla Przemysław Piasta.
Wojciech Wybranowski, Poznań
"Nasz Dziennik" 13-09-2004
Autor: Ku8a