Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Upadek Zapatero

Treść

Partia Ludowa, kierowana przez 56-letniego Mariano Rajoy´a, zwyciężyła we wczorajszych wyborach do Kortezów, zdobywając 43,5 proc. głosów i ponad 180 mandatów na 350 - wynika z sondaży exit poll.

Wyniki exit poll niemal idealnie pokrywają się z ostatnimi sondażami przedwyborczymi. To z kolei oznacza, że - zgodnie z przewidywaniami większości ekspertów i komentatorów - wczorajsze wybory parlamentarne w Hiszpanii wygrała centroprawicowa Partia Ludowa, zdobywając 43,5 proc. głosów. Jak podkreśla publiczna telewizja TVE, taki wynik gwarantuje ludowcom około 181-185 mandatów (dotychczas dysponowali 154), czyli absolutną większość potrzebną do samodzielnego rządzenia.
Dotychczas rządzący krajem socjaliści z PSOE otrzymali około 30 proc. głosów, w związku z czym mogą liczyć na około 115-119 mandatów (w porównaniu do 169 dotychczas). Doszło więc do zamiany ról pomiędzy tymi ugrupowaniami. Opozycja przeszła do władzy, a dotychczasowa władza do opozycji. Od 13 do 15 miejsc uzyskało katalońskie ugrupowanie centroprawicowe Konwergencja i Związek (CiU), a zjednoczonej lewicy IU przypadnie 9-11 mandatów.
Poza wspomnianymi ugrupowaniami w wyborach do dwuizbowych Kortezów startowało też kilkanaście mniejszych partii regionalnych i narodowych, jednak ze względu na skomplikowany system wyborczy, faworyzujący duże ugrupowania, większość z nich nie ma szans na wejście do parlamentu.
Hiszpańscy wyborcy masowo poszli do urn, by ukarać socjalistyczny rząd José Luisa Rodrigeza Zapatero za pogrążenie kraju w kryzysie i wybrać nowy gabinet, który rozprawi się z narastającymi lawinowo problemami społecznymi. Czy Partia Ludowa (PP) poradzi sobie z tym wyzwaniem? Nawet najwięksi optymiści są zdania, że to karkołomne zadanie. Zwłaszcza że czasu jest mało.
Misji utworzenia nowego rządu podejmie się zapewne lider PP Mariano Rajoy. Mocno zawiedzeni rządami Partii Socjalistycznej Hiszpanie wierzą, że nowe władze lepiej pokierują gospodarką i wydobędą kraj z chaosu. Bardziej sceptyczni podkreślają, że i tak gorzej już być nie może, więc dają szansę innym. Przed Partido Populare stoi więc, jak pisze Agencja Reutersa, niełatwe zadanie. Zbyt radykalne posunięcia nowego rządu mogą bowiem nakręcić spiralę społecznego niezadowolenia, manifestowanego od wielu miesięcy w postaci "ruchu oburzonych". A Rajoy zapowiadał radykalne cięcia podczas kampanii wyborczej, podkreślając, że są konieczne we wszystkich sektorach, bo tylko dzięki oszczędnościom Madryt będzie mógł dotrzymać zobowiązań wobec Brukseli.
Chodzi przede wszystkim o zmniejszenie deficytu budżetowego do 4,4 proc. PKB w przyszłym roku. Pytany o główne cele realizowane w przypadku wygranej, lider PP wymieniał: zmniejszenie bezrobocia, aktywizację polityki gospodarczej i zagranicznej. Starając się rozpocząć swoje urzędowanie jak najbardziej obiecująco, Rajoy ogłosił też kilka dni temu, że jego ekipa podejmie najpilniejsze pierwsze decyzje, zanim zbierze się nowy parlament. A to z kolei oznacza konieczność porozumienia z Zapatero.
Trudna sytuacja ekonomiczna Hiszpanii znalazła odzwierciedlenie także w kampanii wyborczej. Trudno się było w niej doszukiwać jakichkolwiek konkretów czy też zaciekłej walki. To efekt zniechęcenia obywateli i świadomości, że nowy rząd będzie musiał zmierzyć się z najtrudniejszym, czyli wydobyciem Hiszpanii z gigantycznego kryzysu. PSOE, nie mając nic konstruktywnego do zaoferowania, skoncentrowała się na straszeniu społeczeństwa ewentualnym monopolem władzy konserwatywnej opozycji, będącej zagrożeniem dla "już wypracowanych wartości". Chodzi oczywiście o swobodny dostęp do aborcji i przywileje dla związków homoseksualnych. Z kolei ludowcy, przekonani o wygranej, nawet nie trudzili się odpieraniem tych zaczepek. Dlatego też, jak oceniła w rozmowie z dziennikiem "El Pais" Adela Cortina z Uniwersytetu w Walencji, kampania wyborcza była nudna i nie służyła informowaniu wyborców o programach kandydatów do parlamentu, przybierając formę gry z efektami specjalnymi, oddziałującymi na emocje. W opinii Felipe Dominga Casasa, prawnika, doradcy politycznego, Hiszpanie oczekują od nowego rządu tego, czego w rzeczywistości nie może im dać. Jego zdaniem, nie należy spodziewać się w Hiszpanii żadnych cudów, jeśli nie poprawi się sytuacja na rynkach europejskich i światowych.
Hiszpanie wybierali wczoraj 350 deputowanych i 208 senatorów. Do głosowania uprawnionych było 36 mln obywateli tego liczącego blisko 47 mln osób kraju. Udział w wyborach zapowiadało 70 proc. z nich, z czego 30 proc. deklarowało się jako niezdecydowani. I to oni będą decydować o tym, kto pokieruje krajem pogrążonym w największym od czasu II wojny światowej kryzysie. Oficjalne wyniki możemy poznać już dzisiaj.
Socjaliści doszli do władzy w 2004 roku, czyli w momencie, gdy wzrost gospodarczy Hiszpanii kolejny rok z rzędu przewyższał średnią europejską i prężnie szedł w górę. Sytuacja zmieniła się jednak diametralnie pod koniec 2008 roku, kiedy to wybuchł światowy kryzys ekonomiczny. Tej próby Hiszpania nie przetrzymała. Podobnie jak w wielu innych krajach doszło do recesji i rekordowego wzrostu bezrobocia, które jest obecnie największe w strefie euro (bez pracy jest aż 5 mln Hiszpanów, czyli 21,52 proc. obywateli, w tym 45,8 proc. ludzi młodych). W związku z rosnącym niezadowoleniem premier José Luis Zapatero ogłosił w lipcu przedterminowe wybory. Decyzję tę podjął po klęsce jego partii w majowych wyborach samorządowych, podczas których okazało sie, że PSOE niemal całkowicie straciła zaufanie społeczne. Decydując się na przyspieszenie wyborów, Zapatero liczył na ocalenie resztek poparcia. Pomóc w tym miała także zmiana na stanowisku lidera partii, którym został Alfredo Rubalcaba. Na próżno.

Marta Ziarnik, PAP

Nasz Dziennik Poniedziałek, 21 listopada 2011, Nr 270 (4201)

Autor: au