Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Upadek czy kryzys?

Treść

Takie właśnie pytanie nurtuje coraz więcej analityków i polityków we Francji, próbujących znaleźć przyczyny obecnych kłopotów gospodarczych kraju. W środkach masowego przekazu toczy się na ten temat dyskusja wywołana książką Nicolasa Bavareza, zatytułowaną "Francja, która upada".
Wzbudziła ona tym większe zainteresowanie, że tegoroczne wyniki gospodarki zapowiadają się bardzo źle, a planowany przyszłoroczny budżet zakłada największy w historii kraju, liczący 55 mld euro deficyt.

Cyfry mówią same za siebie
W latach siedemdziesiątych Francja miała roczny wzrost gospodarczy średnio na poziomie 3,2 proc. W tym roku zaś wyniesie on zaledwie 0,5 proc. Francja jest jedynym dużym, rozwiniętym krajem, który od 25 lat ma 10-procentowe bezrobocie.
Pogarsza się też od ćwierćwiecza stan finansowy państwa. W 1974 r. jego zadłużenie stanowiło 23 proc. produktu krajowego brutto, obecnie wynosi ono 62 proc. PKB. Wszystkim krajom UE, oprócz Francji, udało się poprawić wskaźniki ekonomiczne. Hiszpania zredukowała aż trzykrotnie bezrobocie. Wielka Brytania, która w latach 70. miała o 25 proc. mniejszy od Francji wzrost gospodarczy, teraz przewyższa Francję o 10 proc., w dodatku bezrobocie wynosi tam 5 procent.
Negatywnym przełomem były lata 1981-1982, kiedy to rządzący socjaliści wprawdzie odeszli od regulacji cen i kontroli wymiany handlowej, ale równocześnie rozbudowali kosztowny sektor publiczny, który w ciągu 20 lat zwiększył się o 1,1 mln ludzi i liczy obecnie 5,1 mln funkcjonariuszy.
W ruinie znalazł się - z ponad 10-miliardowym długiem - oceniany przez lata jako najlepszy na świecie, system opieki zdrowotnej. Tragicznym przykładem na to jest śmierć 15 tysięcy osób w czasie minionego lata. Jedną z przyczyn tej tragedii jest według obserwatorów zmniejszenie liczby łóżek o 30 procent z powodu zamknięcia niektórych szpitali. Ponadto w wielu departamentach pracowało zaledwie po kilku lekarzy, bo zdecydowana większość z nich była na wakacjach.
Francja nie może się też pochwalić swoim systemem szkolnym, który wypuszcza od 12 do 17 proc. analfabetów, a 40 proc. młodzieży rozpoczynającej studia nie udaje się ich ukończyć. Trwa też masowy wyjazd poza granice kraju ludzi młodych i energicznych. Francję opuszczają młodzi naukowcy, którym USA czy Kanada oferują nie tylko wyższe płace, ale także lepsze warunki pracy, umożliwiające osiągnięcie w krótszym czasie sukcesów naukowych.

Wzrost rozwarstwienia
Kolejnym problemem, coraz bardziej widocznym nad Sekwaną, jest wzrost różnic klasowych. W sytuacji, kiedy 26 proc. młodych ludzi znajduje się bez pracy, poszerza się sfera ubóstwa. Doszło do tego, że we Francji ktoś, kto urodził się biednym, umiera biednym, a kiedy jest się bogatym, umiera się też bogatym. Najbardziej tę sytuację odczuwają emigranci. Zablokowanne od lat procedury integracyjne wyrzucają poza nawias społeczeństwa tysiące młodych ludzi, którzy tworzą bandy i grupy nieformalne, odrzucające wszelką władzę i jej przedstawicieli. Rządzącym od 25 lat we Francji partiom postrzeganym jako centroprawicowe i socjalistom nie udało się zahamować tych negatywnych procesów.
Wydaje się, że na francuskich elitach politycznych ciąży niepodważalna wizja scentralizowanego państwa, umacniająca zwolenników biurokracji, etatyzmu i krańcowej opiekuńczości.

Skrępowani lewicowymi etatystami
Prawdopodobnie dzięki temu od dziesięcioleci nad Sekwaną świetnie funkcjonują w symbiozie: mający trockistowskie pochodzenie lewicowi ekstremiści wraz z hipokrytami z Partii Zielonych. Uważają się oni za przeciwników globalizacji, wyrażając jednocześnie zadowolenie z podtrzymania przez WTO dumpingu amerykańskiego i europejskiego modelu rolnictwa, rujnującego gospodarki biednych krajów Trzeciego Świata.
Owa koalicja skupiającej fanatyków państwowych subwencji i biurokracji ma bardzo silne wpływy we francuskich środkach masowego przekazu, które często są tubą poglądów, zdawałoby się z przeszłej już epoki.
Francuska lewicowa ekstrema i jej siła nie powstała w wyniku demokratycznych wyborów, ale z racji lgnięcia do niej licznej rzeszy państwowych funkcjonariuszy. Jej ideologia polega na sabotowaniu i obrzydzaniu dobrej i solidnej pracy. Efektem tych wpływów jest obecny francuski marazm gospodarczy i staczanie się kraju po równi pochyłej. Czy znajdzie się odpowiednia siła polityczna zdolna powstrzymać ten proces drogą radykalnych zmian i reform?

Kto odważy się na zmiany?
Francuska opinia publiczna zaczyna powoli dostrzegać, że jej kraj, przez lata traktowany jako przystań dostatku i postępu, zwiększa opóźnienia w stosunku do innych, nie mogąc odpowiedzieć na nowe wymagania ekonomiczne, technologiczne i militarne. Dotychczasowe próby odwrócenia tych negatywnych tendencji spełzły na niczym, bo ograniczały się one do kosmetyki i "łatania dziur", nie podważając podstaw niewydolnego sytemu.
Obecny rząd Pierre'a Raffarina, świadom trudnej sytuacji, stara się coś zmieniać, ale jego reformy, mimo że są nieco odważniejsze od tych wcześniejszych, prawdopodobnie niczego większego nie zmienią. Rząd, obawiając się konsekwencji politycznych, wciąż boi się powiedzieć społeczeństwu całą prawdę i dogłębnie zreformować państwo.
W tej skomplikowanej sytuacji zyskuje Front Narodowy z Jean-Marie Le Penem na czele. Ostatnie sondaże mówią o 17-procentowym poparciu dla FN. Jeżeli nie dojdzie do rzeczywistych reform i poprawy sytuacji ekonomicznej, partia Le Pena może odegrać ważną rolę w zbliżających się wyborach samorządowych.
Nie wszyscy francuscy analitycy mówią o upadku Francji. Przeciwnicy Bavareza twierdzą, że kraj przeżywa nie upadek, tylko kryzys. Wszyscy jednak są zgodni co do tego, że istnieje potrzeba szybkich reform i wyciągniecie kraju z trudnej sytuacji.
Istnieją jednak realne obawy, że obecna ekipa postrzegana jako centropawicowa, rządząca z ramienia Unii Ruchu Ludowego nie zdobędzie się na takie reformy.
Franciszek L. Ćwik, Caen
Nasz Dziennik 6-11-2003

Autor: DW