Unia nie chce sojuszu energetycznego?
Treść
Wszystko wskazuje na to, że największe kraje Unii Europejskiej - Niemcy i Francja - nie poprą propozycji władz Polski stworzenia energetycznego sojuszu, który miałby pomóc w uniezależnieniu unijnych gospodarek od dostaw surowców energetycznych. Sojusz miałby być także sposobem na uniknięcie wykorzystania eksportu nośników energii jako szantażu politycznego. O tym, że nie jest to groźba nierealna, przekonały się niedawno nawet "stare" kraje UE podczas konfliktu Rosji z Ukrainą. Wydaje się jednak, że Berlin i Paryż szybko zapomniały tę lekcję.
Niemiecki tygodnik "Der Spiegel" napisał w dzisiejszym numerze, że minister spraw zagranicznych RFN Frank-Walter Steinmeier jest przeciwny utworzeniu "energetycznego NATO", czyli związku państw, którego członkowie byliby zobowiązani do wzajemnej pomocy w przypadku kłopotów z zaopatrzeniem w surowce energetyczne. Zamiast tego Niemcy wolą dogadywać się m.in. z... Rosjanami.
Z inicjatywą zawarcia "traktatu bezpieczeństwa energetycznego" wystąpił w piątek premier Kazimierz Marcinkiewicz. Podczas wizyty w Gdańsku szef polskiego rządu powiedział, że powiadomił o tej inicjatywie przywódców 32 państw, szefa Komisji Europejskiej oraz sekretarza generalnego NATO. Według magazynu "Der Spiegel", Steinmeier uważa takie podejście do problemu za błąd. Minister zgodził się, że trzeba zrobić wszystko, by energia przestała być polityczną bronią i utraciła znaczenie jako środek nacisku. Jednak jego zdaniem, można to osiągnąć poprzez sojusz z... dostawcami energii. Jeden z jej podstawowych nośników w UE to gaz, natomiast największym jego eksporterem jest Rosja.
Stanowisko podobne do niemieckiego zajmują także władze Francji. Sprawę bezpieczeństwa energetycznego poruszył podczas zakończonej pod koniec minionego tygodnia wizyty w tym kraju prezydent Lech Kaczyński. Jednak Jacques Chirac nie krył, że nie podoba mu się pomysł sojuszu energetycznego.
Wszystko więc wskazuje na to, że dla Berlina i Paryża ważniejsze jest utrzymanie sojuszu politycznego z Rosją niż budowanie nowego, mającego dbać o bezpieczeństwo energetyczne całej Unii. Częściowo można to zrozumieć, gdy weźmiemy pod uwagę, że rosyjska firma - wraz z udziałowcami niemieckimi - buduje gazociąg pod dnie Bałtyku, zapewne głównie po to, by można było przesyłać gaz na Zachód nawet wtedy, gdy Moskwa odetnie jego dostawy do Europy Wschodniej.
"Der Spiegel" opiera się na opracowanym w departamencie planowania niemieckiego MSZ raporcie dotyczącym bezpieczeństwa energetycznego. Jego autorzy przepowiadają wzrost liczby konfliktów o ropę naftową i gaz, wskazują na związane z tym zagrożenia dla Niemiec i szkicują zarysy przyszłej polityki energetycznej.
Wzorem dla Steinmeiera są działania szefa zachodnioniemieckiego MSZ Hansa-Dietricha Genschera w latach siedemdziesiątych. Był on jednym z inicjatorów zapoczątkowanej w 1973 r. Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, która sprawiła, że przedstawiciele państw będących przeciwnikami w zimnej wojnie zasiedli przy jednym stole negocjacyjnym. "Steinmeier ma nadzieję, że zbliżony do KBWE proces może doprowadzić do odprężenia sytuacji w energetyce" - czytamy.
Autorzy raportu uważają także, że problemy energetyczne mają charakter przejściowy. Bezpieczeństwo energetyczne pozostanie kluczowym tematem dopóty, dopóki nie nastąpi przejście do odnawialnych źródeł energii. Jest to sprawa najbliższych dziesięcioleci - twierdzą niemieccy eksperci.
Przedstawiciele polskich władz nie chcieli wczoraj komentować tych informacji. Zapowiadali, że ustosunkują się do problemu dzisiaj.
Mariusz Bober, PAP
"Nasz Dziennik" 2006-02-27
Autor: ab