Unia jest "bezzębna" i traktat tego nie zmieni
Treść
Z prof. dr. hab. Arturem Nowakiem-Farem, specjalistą w dziedzinie prawa europejskiego ze Szkoły Głównej Handlowej, rozmawia Anna Wiejak
Pan minister Mikołaj Dowgielewicz uważa, że traktat z Lizbony tworzy wspólny mechanizm koordynacji, ale w żadnym stopniu te rozwiązania nie zastępują polityki zagranicznej krajów Unii Europejskiej. Czy zgodziłby się Pan z tym stwierdzeniem?
- Tak. Mechanizmu decyzyjnego zarówno w odniesieniu do polityki zewnętrznej Unii Europejskiej, jak i tak naprawdę również w odniesieniu do tego, jak funkcjonuje i jest tworzone prawo wspólnotowe, nie powinno się ujmować w kategoriach przeniesienia suwerenności, przekazania suwerenności. W ramach posiadanej suwerenności przenosi się jakieś uprawnienia, które są jej atrybutami do wspólnego decydowania na poziomie unijnym. Należy przy tym w przyszłości bardzo mocno pilnować, żeby ten zakres decydowania, który jest w traktacie lizbońskim objęty wspólną polityką zagraniczną i polityką bezpieczeństwa, nie szedł za daleko, żeby nie skończyło się tak, że państwa członkowskie nie będą już w stanie później prowadzić własnej polityki, ale na razie tego problemu nie ma.
Jak to będzie wyglądało w praktyce?
- W kwestiach, które nie są przekazane do Unii, do wspólnego decydowania, państwo prowadzi wspólną politykę zagraniczną, natomiast w tym zakresie, w którym państwo uzna, że kwestie polityki zagranicznej lepiej się rozwiążą, jeśli będą decydować wspólnie, to wtedy ten urzędnik zaczyna mieć jakąś rację bytu. Natomiast nie kłócą się te dwie sfery: sfera prowadzenia polityki zagranicznej przez państwo członkowskie i sfera przekazania niektórych kwestii do decydowania na poziomie wspólnotowym. Wiele w tej materii zależy od woli politycznej.
Czyli traktat lizboński daje tutaj duże pole do manewru, w zależności jaka wola polityczna przeważy, takie będą decyzje całej Wspólnoty...
- Tak.
Zadecyduje więc wola najsilniejszych krajów...
- Niezupełnie, bo w tym wypadku nie ma takiej możliwości, żeby tylko ona decydowała, dlatego że w traktacie lizbońskim nie ma jakichś szczególnych zmian w sposobie podejmowania decyzji. W większości spraw będzie wymagana jednomyślność albo taka jednomyślność, która jest rozumiana w ten sposób, że Polska będzie mogła się wstrzymać np. od włączenia do określonych działań w dziedzinie polityki zagranicznej, co nie będzie przeszkadzało rozwojowi innych państw.
Czy - Pana zdaniem - w polskim interesie jest, żeby ta polityka zagraniczna wyglądała tak, jak ją będzie kształtował ten traktat?
- Problem polega na tym, że ona tworzy narzędzia, instrumenty do kreowania tej polityki, natomiast w bardzo słabym stopniu określa jej merytoryczną zawartość. My po prostu, mając te narzędzia, musimy bardzo pilnować polskiego interesu, bo to jest tak, że narzędzia są w porządku i mogą zostać bardzo dobrze wykorzystane przez Polskę, jeżeli ona np. zainicjuje jakieś działania w sferze wspólnej polityki zagranicznej czy bezpieczeństwa, np. w odniesieniu do bezpieczeństwa energetycznego, bo narzędzia są bardzo interesujące, natomiast te narzędzia nie przesądzają o tym, czy to będzie jakaś dobra lub zła polityka z punktu widzenia Polski.
Jakiego typu są to instrumenty?
- To oczywiście nie są instrumenty natury instytucjonalnej. Są to gotowe formuły podejmowania decyzji czy ustalania jednolitych stanowisk. Można wskazać ich kilka: nowym postanowieniem w odniesieniu do traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej jest art. 2f. mówiący o spójności polityki, zwiększenie roli parlamentów narodowych, zwiększenie roli Trybunału Sprawiedliwości. W dokumencie znajdują się również zapisy, że KE ma wspierać ogólny interes Unii i podejmować w tym celu odpowiednie inicjatywy.
Tylko że tu pojawia się problem, ponieważ sformułowanie "ogólny interes Unii" nie zostało zdefiniowane.
- Zgadza się. Zapisy te są to jedynie narzędzia, które muszą zostać wypełnione jakimiś konkretami...
Czyli narzędzia te będą dobre bądź złe w zależności od tego, jaka będzie wola polityczna?
- Tak. Będzie to zależało od tego, do czego się zobowiążą państwa członkowskie. Na przykład to, co ja oceniam bardzo dobrze, to że dotychczas nie było jakiegoś wyraźnego związku między działaniami zewnętrznymi Unii Europejskiej, a tym, co się dzieje w regulacji gospodarczej. W traktacie lizbońskim są narzędzia, które to zapewniają, nakazują wręcz brać to wszystko pod uwagę. Natomiast jak jest definiowany interes Wspólnoty, to już zależy od państw członkowskich i tutaj będą występować na pewno jakieś niespójności, co będzie oznaczało, że w tym zakresie UE nie będzie mogła jak gdyby w żaden sposób wspomóc samej siebie, państw członkowskich.
Biorąc pod uwagę zapisy w traktacie lizbońskim, czy można się obawiać, że w momencie jeżeli nie dojdzie do konsensusu politycznego, to będziemy mieć do czynienia z "zablokowaniem" działań Wspólnoty?
- Nie. Jeżeli jest Wspólnota, to ona ma służyć realizacji interesów państw członkowskich, również na arenie międzynarodowej. Rzeczywiście wiele zależy od tego, czy państwa członkowskie wspólnie zdecydują się na to, żeby wspólnie prowadzić jakieś działania. Jak nie zdecydują się, UE nie jest im w tej kwestii potrzebna i państwa członkowskie mają niezależność w prowadzeniu polityki zagranicznej, bo nie zdołały uzgodnić jednolitego stanowiska. Taka sytuacja może jednak prowadzić do osłabienia pozycji tych państw, gdyż lepiej, jeżeli mają za sobą pozostałe 26, niż działają w pojedynkę. Nowy mechanizm niewiele różni się pod tym względem od nicejskiego.
W których sprawach nastąpi zwiększenie roli parlamentów narodowych?
- We wszystkich, które dotyczą Unii Europejskiej. Mogą pokazać, że UE w jakimś zakresie narusza np. zasadę subsydiarności.
Ale jeżeli w traktacie jest zapisane, że do przegłosowania jakiejś decyzji konieczna jest większość głosów? Nasz głos nie będzie miał znaczenia, jeżeli będziemy sami.
- Tak, ale na tym polega Unia Europejska. Tutaj niezmiernie ważna jest zdolność koalicyjna, a zdolność koalicyjna bierze się z wiarygodności oraz z siły politycznej danego państwa. Można powiedzieć, że są pewne zagrożenia, bo Polska nigdy samodzielnym graczem w tym zakresie nie będzie, ale czy Polska jest samodzielnym graczem bez Unii Europejskiej?
Czy to nie jest tak, że Polska w UE, ale bez traktatu lizbońskiego, ma mimo wszystko większe możliwości działania?
- Pozycja wspólnego komisarza wcale taka silna nie jest, gdyż do niego należy reprezentowanie tych interesów, które są uzgodnione wspólnie na forum międzynarodowym. Słabością Unii Europejskiej jest brak twarzy polityki zagranicznej, a tutaj w zasadzie niewiele się zmienia, dlatego ta twarz już jest, ale jest mało efektywna. Zresztą w zakresie polityki zagranicznej Unia Europejska jak dotąd jest "bezzębna" i traktat lizboński niewiele pod tym względem zmienia.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-02-03
Autor: wa