Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Umorzenie zamiast kary

Treść

Wojskowy Sąd Garnizonowy w Poznaniu odmówił rozpatrywania sprawy stalinowskiego sędziego Edmunda Z., który przed laty w fikcyjnym procesie skazał na wieloletnią karę więzienia Henryka Jastrzębskiego, delegata rządu Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie. Mieszkaniec Poznania nie odpowie za swoje zbrodnie, bo jak uznał sąd, cierpi na "otępienie". Decyzja sędziów może zaskakiwać, bowiem Edmund Z. zarówno na sali sądowej, jak i w trakcie śledztwie niejednokrotnie dawał dowody przytomności umysłu i zrozumienia sytuacji. Od tej decyzji do sądu wyższej instancji odwołał się prokurator IPN Dariusz Wituszko.
"Umarzalnia" - tak potocznie w Poznaniu nazywa się wielki czerwony budynek przy ul. Solnej w Poznaniu, mieszczący siedziby Okręgowego Sądu Wojskowego oraz Garnizonowego Sądu Wojskowego. Ta ironiczna nazwa, jakiej używają poznaniacy w stosunku do obu wojskowych sądów, nie może jednak zaskakiwać. To tutaj bowiem zapadają skandaliczne decyzje gwarantujące praktycznie bezkarność byłym stalinowskim prokuratorom czy sędziom wojskowym. Już wcześniej Wojskowy Sąd Okręgowy wydawał kontrowersyjne decyzje, uniewinniając od zarzutu zbrodni sądowej prokuratora, który doprowadził do skazania na śmierć legendarnej sanitariuszki "Inki" czy odmawiając sądzenia wojskowego sędziego z Wrocławia, który przed laty wydawał wyroki śmierci na żołnierzy Armii Krajowej.
W tę niechlubną tradycję umarzania postępowań wpisuje się również sąd niższej instancji - Wojskowy Sąd Garnizonowy w Poznaniu. To właśnie tutaj odmówiono rozpatrywania sprawy stalinowskiego sędziego Edmunda Z., który przed laty w fikcyjnym procesie na 12 lat więzienia skazał Henryka Jastrzębskiego, delegata rządu Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie.
- Uczestnictwo Edmunda Z. w procesie byłoby fikcją - mówił przewodniczący składu sędziowskiego kpt. Paweł Nowakowski, wyjaśniając, że Wojskowy Sąd Garnizonowy zawiesza na czas nieokreślony postępowanie przeciwko stalinowskiemu sędziemu.
Edmund Z., mieszkający obecnie w Poznaniu, który jeszcze w czasie postępowania przygotowawczego i śledztwa oraz pierwszej rozprawy w wytoczonym mu procesie zaskakiwał inteligencją i doskonałym zrozumieniem całej sytuacji, teraz rzekomo cierpi na poważne zaburzenia spowodowane wiekiem i określane mianem "otępienia starczego".
Opinię o "otępieniu starczym" wydali biegli badający Edmunda Z. - Oskarżony w tym stanie nie jest zdolny do uczestnictwa w tym procesie ani w charakterze oskarżonego, ani w żadnym innym. Oskarżony nie jest w stanie również kontrolować swoich emocji, a przebieg sprawy może okazać się dla niego stresujący. Po drugie, ma problemy z koncentracją, ciśnieniem i niepełnym samokrytycyzmem - tłumaczył biegły psychiatra Włodzimierz Cierpka.
Te lakoniczne informacje wystarczyły, by sąd w ciągu niespełna pół godziny i z wyraźną ulgą odmówił dalszego rozpatrywania sprawy. Decyzja sądu może jednak zaskakiwać, nie ulega bowiem najmniejszej wątpliwości, że opierając się na bardzo wątłych przesłankach, zagwarantował bezkarność człowiekowi, który dopuścił się przed laty zbrodni sądowej. Nic więc dziwnego, że prokurator IPN Dariusz Wituszko odwołał się od tej decyzji do sądu wyższej instancji. - Sąd najwyraźniej nie wziął pod uwagę zachowania oskarżonego w śledztwie, tego, że składał spójne wyjaśnienia i najwyraźniej doskonale wiedział, w jakiej sprawie jest przesłuchiwany i co mówi, nie wziął również pod uwagę zachowania oskarżonego na sali sądowej, gdzie było widać, że Edmund Z. doskonale rozumie, co się do niego mówi, jest inteligentny, jest również w stanie korzystać z pomocy obrońcy, a więc nie zachodzą przesłanki umożliwiające umorzenie postępowania w związku z rzekomym "otępieniem" oskarżonego - powiedział "Naszemu Dziennikowi" prokurator Dariusz Wituszko z IPN w Szczecinie.
Edmund Z. jest odpowiedzialny za skazanie na wieloletnie więzienie w sfabrykowanym politycznym procesie Henryka Jastrzębskiego. Jastrzębski został delegatem rządu na okręg białostocki w roku 1943. W 1945 r. zatrzymali go w Warszawie funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa, ale w drodze na Białostocczyznę uciekł z konwoju. Do 1947 r. ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem, ale gdy zaczęła obowiązywać ustawa amnestyjna, ujawnił się i zamieszkał w Szczecinie. Po trzech latach został aresztowany przez SB pod zarzutem "naruszenia tajemnicy państwowej", bo - jak uzasadniono - miał w czasie swojej działalności dokumenty, w których doszło do złamania tajemnicy służbowej i państwowej. Skazano go wtedy na 4 lata więzienia, ale wyrok uchylono, a sprawa trafiła do ponownego rozpoznania. Za drugim razem zarzut był już cięższy, bo oskarżono go o szpiegostwo i skazano na 12 lat więzienia. Wyrokiem Sądu Najwyższego karę obniżono do 7 lat. Ostatecznie w więzieniu Jastrzębski przesiedział 5 lat, gdyż wskutek rewizji nadzwyczajnej zmieniono zarzut na naruszenie tajemnicy.
Edmund Z. w śledztwie częściowo przyznał się do winy, jednak zapewniał, iż wydawał wyrok, będąc pod presją i wpływem przełożonych, a sam nie miał wystarczającej wiedzy, by decydować o takich sprawach. Dzisiaj prawdopodobnie uniknie odpowiedzialności.
- Wiek sprawcy karalnego czynu nie ogranicza bynajmniej jego odpowiedzialności karnej. W tym konkretnym wypadku Edmund Z. udowodnił przecież, że jest w stanie brać udział w procesie, więc powinien odpowiadać za swoje czyny przed sądem. Dlatego decyzja poznańskiego Sądu Garnizonowego jest dla mnie niezrozumiała - mówi prokurator Dariusz Wituszko z IPN.
Wojciech Wybranowski, Poznań
Nasz Dziennik 23-12-2003

Autor: DW