Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Umorzenia pod byle pretekstem

Treść

Czym zajmowała się przez całe lata była Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu? Dziś wiadomo, że nie tym, do czego została powołana. Zamiast kierować wnioski do prokuratury powszechnej, aby ta występowała z aktami oskarżenia wobec zbrodniarzy hitlerowskich - pod byle pretekstem umarzała postępowania. Nawet niemieckie obozy zagłady nie zostały rozliczone w sensie procesowym. Śledztwo w sprawie wysyłki przez GKBZpNP dowodów zbrodni do Ludwigsburga czeka na wyniki kontroli w archiwach.
Śledztwo w sprawie wysyłki akt IPN do niemieckiej centrali archiwów w Ludwigsburgu zostanie przedłużone, na razie do 18 lutego przyszłego roku. Dotychczas przesłuchanych zostało dziesięciu świadków - obecnych i byłych pracowników Instytutu Pamięci Narodowej. Zeznania złożył także prof. Witold Kulesza, były szef pionu śledczego IPN, niedawno odwołany ze stanowiska.
Prokuratura nie wystąpiła jeszcze do strony niemieckiej o pomoc prawną w postaci udostępnienia dokumentów i ewentualnego przesłuchania świadków. - Pewne istotne czynności śledcze będzie można podjąć dopiero po zakończeniu przez IPN kontroli w archiwach, która pozwoli określić, jakie dokumenty zaginęły. W tej chwili nie możemy jeszcze postawić stronie niemieckiej precyzyjnych pytań - powiedział prokurator Maciej Kujawski, rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej. Nie wykluczył, że po otrzymaniu informacji z IPN postępowanie zostanie rozszerzone o dodatkowe wątki.
IPN rozpoczął sprawdzanie archiwów w październiku. Prokuratorzy wraz z archiwistami ustalają, jakie akta i dokumenty znajdują się w centrali i oddziałach terenowych Instytutu, czego brakuje, co wysłano do Ludwigsburga i czy były to oryginały, czy też kserokopie.
- Sprawdzanie powinno się zakończyć w połowie przyszłego roku - powiedział nam prokurator Antoni Kura, szef wydziału nadzoru nad śledztwami w pionie śledczym IPN.
Nasze źródła twierdzą, że sprawdzanie archiwów może potrwać jeszcze dłużej, nawet do lipca lub sierpnia.
W zasobach znajdują się akta kilkunastu tysięcy spraw, których nie zakończono decyzją procesową, nie skierowano do sądu lub prokuratury powszechnej ani nie przekazano do ścigania stronie niemieckiej. - Nie spotkałem się w trakcie sprawdzania z wystąpieniem do prokuratury o skierowanie aktu oskarżenia przeciwko zbrodniarzom hitlerowskim - twierdzi prokurator IPN, zastrzegając anonimowość.
Wiele śledztw GKBZpNP zostało zawieszonych na czas nieokreślony z powodu długotrwałej przeszkody uniemożliwiającej postępowanie lub ujęcie sprawcy. Przykładem jest postępowanie w sprawie obozu zagłady na Majdanku - chociaż udało się zgromadzić 113 tomów akt w tej sprawie. 30 grudnia 1975 r. śledztwo zostało zawieszone i od tamtej pory leży odłogiem. Obecnie trzeba je jak najszybciej wznowić, ponieważ - jak dowiedzieliśmy się w prokuraturze warszawskiej - mogą jeszcze żyć niektórzy sprawcy zbrodni.
Śledztwo w sprawie KL Warschau, zanim w 2003 r. wznowił je IPN, było wielokrotnie przerywane i zawieszane przez GKBZpNP, a w końcu zostało wbrew woli prowadzącej je sędzi Marii Trzcińskiej umorzone przez prokuraturę powszechną.
Stan innych śledztw dotyczących niemieckich obozów zagłady na terenie Polski jest podobny. W sprawie Treblinki zachowały się tylko szczątki akt - nie wiadomo, kiedy śledztwo zostało wdrożone, jaki miało zasięg i jak się zakończyło. W 2005 r. warszawski oddział Komisji na polecenie prokuratora Dariusza Gabrela wszczął nowe postępowanie w tej sprawie. - Poprzednie śledztwo w sposób wadliwy przekazano do Niemiec. Nie dokonano nawet oceny tej zbrodni w kategoriach materialno-prawnych. Badano jedynie pojedyncze wątki związane z obozem - ujawnił "Naszemu Dziennikowi" jeden z prokuratorów.
Codziennie z terenu napływają do centrali IPN kolejne informacje o stanie zasobów archiwalnych. Zakładana jest od nowa ewidencja. Jest to pierwsze sprawdzanie archiwów od momentu przejęcia przez IPN zasobów byłej Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Pierwszy szef IPN - prof. Leon Kieres, przejął archiwa w ciemno, mimo oporu niektórych pracowników.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2006-11-29

Autor: wa