Umarł król, niech żyje król
Treść
Prokurator krajowy Janusz Kaczmarek będzie kierował MSWiA. Premier Jarosław Kaczyński przyjął wczoraj rano dymisję najbliższego współpracownika, Ludwika Dorna, z funkcji ministra spraw wewnętrznych i administracji. Nie milkną jednak spekulacje, że Kaczmarek będzie "ministrem tymczasowym", po którym szefostwo resortu ma objąć Jan Rokita. Jeśliby ten scenariusz się sprawdził, stanowiłby początek poważnej dekompozycji sceny politycznej. Wicepremier Roman Giertych, lider LPR, zaprzecza jednak spekulacjom, że Rokita wejdzie do rządu. Według niego, byłoby to możliwe jedynie w wypadku, gdyby powstała koalicja PiS - PO.
Dymisja wicepremiera Ludwika Dorna, jednego z najbliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego, z funkcji ministra spraw wewnętrznych i administracji okazała się całkowitym zaskoczeniem dla politycznego zaplecza rządu.
- Jak to? Dorn zdymisjonowany? Pierwsze słyszę! - tak reagowała część polityków PiS na wiadomość o rezygnacji szefa MSWiA.
- Premier zażądał ode mnie rozstrzygnięcia w pewnej sprawie z zakresu moich kompetencji, a ja uznałem, że sugerowane rozstrzygnięcie jest obciążone poważnymi wadami - tak tłumaczył wczoraj Ludwik Dorn powody podania się do dymisji. Zaraz po pojawieniu się kontrowersji między nim a premierem - 24 stycznia - Dorn oddał się do dyspozycji szefa rządu. W ostatni poniedziałek doszło do dyskusji na ten temat między nim a Kaczyńskim, w wyniku której każdy pozostał przy swoim zdaniu.
- Takie sytuacje się zdarzają nawet wtedy, gdy obie strony jednakowo rozumieją interes publiczny. To nie oznacza, że premier jest w błędzie, a ja mam pełną rację. Widzę tu podzielność racji - tłumaczył wicepremier dziennikarzom. Z jego słów wynikało, że nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za rozstrzygnięcie, którego domagał się od niego Kaczyński. Nazajutrz po tej rozmowie Dorn złożył na ręce premiera dymisję z funkcji wiceprezesa Rady Ministrów i ministra spraw wewnętrznych i administracji. Tę drugą premier przyjął, ale poprosił Dorna, by nadal pozostał w rządzie jako wicepremier.
- Po namyśle uznałem, że zostanę w rządzie. Chociaż wolałbym być ministrem niż wicepremierem - wyznał Dorn. Podczas pożegnalnej konferencji prasowej kilkakrotnie powtarzał, że nadal utożsamia się z rządem Jarosława Kaczyńskiego i chce współpracować z premierem. - To mój rząd, mój premier - podkreślił.
Premier Jarosław Kaczyński powiedział, że do dymisji Ludwika Dorna doszło z powodu "pewnych różnic odnoszących się do sposobu koordynowania różnych przedsięwzięć" prowadzonych nie tylko przez MSWiA, a także przez inne resorty oraz służby. Zapewnił, że nie ma to wpływu na ich wzajemne relacje, a rola Dorna w rządzie wzrośnie, a nie zmaleje.
Według nieoficjalnych informacji, premier był niezadowolony z pracy Dorna, ponieważ uległ on wpływom lobby generałów i zaniechał niezbędnych reform. Źle układała się także jego współpraca z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą w zakresie koordynacji działań policji i prokuratury. Premier sam zdecydował o odwołaniu ministra, umożliwiając mu jednak złożenie dymisji. Kaczyński nie wykluczył dalszych zmian w rządzie. Kilku ministrów otrzymało od niego ostrzeżenie i warunki, które muszą spełnić, aby uniknąć odwołania.
Według Bronisława Komorowskiego (PO), Dorn ustąpił ze stanowiska, ponieważ nie chciał brać na siebie odpowiedzialności za skutki deubekizacji i radykalnych zmian w systemie emerytalnym policji i straży granicznej.
- Dorn chciał ochronić te służby przed destabilizacją - twierdzi Komorowski.
Jest to jednak opinia odosobniona. Większość polityków jest przekonana, że dymisja Dorna to stworzenie miejsca w rządzie dla Jana Rokity z PO.
- Rokita dostał od PiS propozycję wejścia do rządu 3-4 tygodnie temu, ale jest nieufny i się waha. Ustąpienie Dorna, najbliższego współpracownika Kaczyńskiego, ma go do tego przekonać - twierdzą nasi informatorzy z PiS. Premier na spotkaniu z dziennikarzami zaprzeczył tym informacjom. Zapewnił, że Rokita nie dostał żadnych propozycji, ponieważ nie ma zwyczaju, aby oferować opozycji stanowiska w rządzie.
Dla nikogo nie jest tajemnicą, że Rokita od lat marzy o kierowaniu resortem spraw wewnętrznych i administracji. Przy okazji mógłby za sobą pociągnąć od kilku do kilkunastu posłów PO, którzy wzmocniliby koalicję rządzącą.
W tę wersję nikt w Platformie nie wierzy lub też udaje, że nie wierzy. Przewodniczący partii Donald Tusk uznał takie przypuszczenie za obraźliwe dla Jana Rokity.
- Jest mu przykro, gdy mówi się o nim jako o człowieku, który zmienia partie niczym rękawiczki. To człowiek z charakterem - przekonuje szef PO. Jego zdaniem, w PiS narasta sprzeciw wobec sposobu rządzenia, jaki prezentuje Jarosław Kaczyński, a dymisja Dorna potwierdza, że sprawowanie władzy okazało się dla PiS nieporównywalnie trudniejsze niż jej zdobycie. Tusk doliczył się do tej pory około 20 zmian w rządzie.
- Po wypchnięciu Sikorskiego wejście do tego rządu byłoby szaleństwem - ocenia Komorowski. - Nie wierzę, aby Rokita to zrobił. On jest państwowcem. Nie wejdzie do rządu, który działa antypaństwowo.
Asystentka Rokity nie chciała skomentować tych spekulacji. On sam podobno przebywa za granicą. Wraca jutro.
Tymczasem już po południu było wiadomo, iż następcą Dorna w MSWiA zostanie Janusz Kaczmarek, który zgodził się na objęcie funkcji. Dzisiaj otrzyma nominację z rąk prezydenta.
- Jestem zadowolony z tej zmiany - powiedział "Naszemu Dziennikowi" wicepremier Roman Giertych, szef LPR. Dodał, iż wie, co spowodowało różnicę zdań między premierem a wicepremierem Dornem, ale nie może tego ujawnić. Zaprzeczył też spekulacjom na temat wejścia Rokity do rządu.
- Wiem na pewno, że Rokita nie był w ogóle brany pod uwagę przy obsadzie resortu spraw wewnętrznych - powiedział Giertych. Jego zdaniem, wejście Rokity do rządu jest możliwe tylko w wypadku, gdyby doszło do koalicji PiS - PO.
Wybór Kaczmarka na następcę Dorna to duża strata dla szefa resortu sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, którego Kaczmarek jest prawą ręką.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2007-02-08
Autor: wa