Ukrzyżowanie i śmierć Pana Jezusa
Treść
Drodzy Czytelnicy!
Zachęcamy do odprawienia nabożeństwa pięciu pierwszych sobót miesiąca. Wynagradzajmy za obelgi i bluźnierstwa, jakimi znieważane jest Niepokalane Serce Maryi.
Dzisiaj, w pierwszą sobotę września, zamieszczamy rozważanie pomocne w wypełnieniu jednego z warunków nabożeństwa – 15-minutowej medytacji, o którą prosiła Maryja w Fatimie.
Redakcja „Naszego Dziennika”
Warunki nabożeństwa pięciu pierwszych sobót miesiąca
1. Spowiedź
2. Komunia Święta
3. Część Różańca
4. Piętnastominutowe rozmyślanie nad wszystkimi tajemnicami różańcowymi albo nad jedną wybraną tajemnicą
Medytacja pierwszosobotnia
„Myślę, ukochana Matko chrzestna, że będziemy szczęśliwi, mogąc dać naszej najdroższej Matce niebieskiej ten dowód miłości, którego, jak wiemy, od nas oczekuje. Co do mnie, muszę wyznać, że nigdy nie czułam się tak szczęśliwa, niż kiedy przychodzi pierwsza sobota. Czy nie jest prawdą, że największym naszym szczęściem jest być całym dla Jezusa i Maryi i kochać Ich, Ich wyłącznie, bezwarunkowo? Widzimy to jasno w życiu świętych… Byli szczęśliwi, bo kochali, a my, moja droga Matko chrzestna, musimy starać się kochać jak oni, nie tylko po to, by cieszyć się towarzystwem Jezusa, co jest najmniej ważną rzeczą – jeśli nie cieszymy się Jego towarzystwem tutaj, będziemy cieszyć się tam – ale po to, by dawać Jezusowi i Maryi pociechę bycia kochanymi. Jeżeli potrafimy zrobić to w ten sposób, że ujrzą się kochani, nie wiedząc przez kogo, i przez tę miłość wiele dusz zostanie uratowanych, to myślę, że rzecz jest warta zachodu. Ale ponieważ nie jest to dla nas możliwe, przynajmniej kochajmy Ich tak, aby mogli być kochani”.
List s. Łucji z 1 listopada 1927 r.
Matko, oto jestem w kolejną pierwszą sobotę przy Twoim Niepokalanym Sercu, Maryjo!
Dziękuję Ci, Matko, za zaproszenie do tego, by towarzyszyć Ci w drodze za Jezusem. Dziękuję za to, że pragniesz, abym był przy Twoim Sercu, że pragniesz obecności swojego dziecka w chwilach cierpienia i smutku. Pragnę współczuć razem z Twoim bolejącym Sercem, podążając dziś razem z Tobą na Kalwarię, gdzie Twój Syn, a mój Pan, został ukrzyżowany.
„A On sam, dźwigając krzyż, wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota. Tam Go ukrzyżowano, a z Nim dwóch innych, z jednej i drugiej strony, pośrodku zaś Jezusa. Wypisał też Piłat tytuł winy i kazał go umieścić na krzyżu. A było napisane: »Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski«. Ten napis czytało wielu Żydów, ponieważ miejsce, gdzie ukrzyżowano Jezusa, było blisko miasta. A było napisane w języku hebrajskim, łacińskim i greckim. Arcykapłani żydowscy mówili do Piłata: »Nie pisz: Król Żydowski, ale że On powiedział: Jestem Królem Żydowskim«. Odparł Piłat: »Com napisał, napisałem«. Żołnierze zaś, gdy ukrzyżowali Jezusa, wzięli Jego szaty i podzielili na cztery części, dla każdego żołnierza po części; wzięli także tunikę. Tunika zaś nie była szyta, ale cała tkana od góry do dołu. Mówili więc między sobą: »Nie rozdzierajmy jej, ale rzućmy o nią losy, do kogo ma należeć«. Tak miały się wypełnić słowa Pisma: »Podzielili między siebie szaty, a los rzucili o moją suknię«. To właśnie uczynili żołnierze.
A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: »Niewiasto, oto syn Twój«. Następnie rzekł do ucznia: »Oto Matka twoja«. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.
Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: »Pragnę«. Stało tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę pełną octu i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: »Wykonało się!« I skłoniwszy głowę, oddał ducha” (J 19,17-30).
Krzyk, wrzask, płacz mieszają się ze sobą w chwili, gdy Jezus, dźwigając krzyż, staje na Golgocie. Tak bardzo umęczony, obolały, wycieńczony niesieniem tak wielkiego ciężaru ukazuje się wszystkim na szczycie, gdzie zostanie postawiony krzyż. Jednak to nie koniec Jego męki, to tylko jej jeden etap; zaraz rozpocznie się kolejny. Szczęk metalowych narzędzi, odgłos wbijanych gwoździ nie pozostawia wątpliwości, co się dzieje; wyrok ukrzyżowania Jezusa precyzyjnie jest wykonywany. Nie wiem, Matko, czy widziałaś, jak przybijano do krzyża Twego Syna, z pewnością jednak wszystkie te odgłosy wbijały się niczym miecz w Twe Niepokalane Serce. Każda bowiem matka w chwili, gdy jej dziecko cierpi, pragnie być razem z nim; miłość bowiem nie może znieść rozłąki w tej szczególnej chwili. W czasie operacji w szpitalu zwykle rodzice okupują wręcz drzwi prowadzące do sali operacyjnej, nasłuchują, zaglądają, obserwują każdy szczegół tego, co się dzieje. Czekają na informację, ale równocześnie czuwają przy swoim dziecku. Tobie jednak, Matko, nie było dane być blisko Syna w tym szczególnym momencie. Zgiełk, zamieszanie, tłum, procedura wykonania wyroku nie pozwalały na to, by Matka była razem z Synem. Kiedy jednak oprawcy zakończyli swoje dzieło, stanęłaś pod krzyżem i zobaczyłaś swego Syna. Czy można sobie wyobrazić, co działo się wówczas w Twym Sercu? Co czuje matka w chwili, gdy bierze na ręce swe ciężko ranne dziecko lub też gdy spogląda przez szybę na salę intensywnej terapii i widzi poranione ciało kochanej osoby? Widok matki w takiej sytuacji jest tak wymowny, że nie można przejść obok niej obojętnie. Co wówczas dzieje się w jej sercu? Często rozpacz, bunt, zwątpienie mieszają się ze sobą i tryskają na zewnątrz głośnym krzykiem i płaczem. Niepokalana Matko, Ty jednak wszystkie te doznania z pokorą zanurzyłaś w oceanie miłości.
Wiedziałaś, że musi się to stać, że ofiara zostanie złożona. Jednak wiedzieć, jaki jest Boży plan, to jedno, a przyjąć go z pokorą i miłością to zupełnie coś innego. Każdy z nas jest świadom tego, że czasem stajemy wobec wyzwań i trudności, na które trzeba się zgodzić i je przyjąć, choć nigdy nie jest to łatwe. Zawsze łączy się to z ofiarą i wyrzeczeniem, a zatem i z pewnym duchowym wysiłkiem. Rodzą się wątpliwości, budzą się emocje i uczucia, daje znać o sobie egoizm, przychodzi również pokusa, by zawrócić z drogi, by zmienić decyzję. Czy można sobie wyobrazić, Matko, co działo się w Twym Niepokalanym Sercu w chwili, kiedy dokonywała się Ofiara za zbawienie świata?
Moje codzienne zmagania uświadamiają mi jedynie, jak wielka była Twoja ofiara, Matko, jak wielkiemu wyzwaniu musiałaś sprostać. Błogosławiona Katarzyna Emmerich tak opisała tę chwilę i Twoje cierpienie, Matko: „Ręce Jej zdrętwiały, oczy zaszły pomroką, bladość śmiertelna okryła Jej lica; nogi zachwiały się pod Nią i upadła na ziemię. Boleść ogromna ogarnęła również Magdalenę, Jana i inne serca przyjazne Jezusowi; i oni, zakrywszy głowy, upadli twarzą na ziemię.
A gdy najsmutniejsza, najbardziej kochająca Matka podniosła się, ujrzała na krzyżu ciało Syna Swego, w czystości z Ducha Świętego poczęte, ciało z Jej ciała, kość z Jej kości, serce z Jej serca, święte naczynie, utworzone w Jej łonie zaćmieniem mocy Najwyższego, pozbawione obecnie wszelkiej ozdoby, kształtu i duszy Swej najświętszej; ujrzała je poddane prawom natury, którą Sam stworzył, a którą człowiek grzechem i nadużyciem zeszpecił i skoślawił.
Widziała to ciało Jezusa zbite, skatowane, zeszpecone, porozdzierane i uśmiercone rękami tych, dla których wcielił się Jezus na odkupienie i żywot wieczny. Ach! Pogardzone, wyszydzone, odrzucone, wisiało to wypróżnione naczynie najwyższej piękności, prawdy i miłości, wisiało rozdarte na krzyżu między dwoma zbójcami. Któż zdoła pojąć tę boleść Matki Jezusa, Królowej wszystkich Męczenników?”.
Rzeczywiście, któż zdoła pojąć Twą boleść. Dla Ciebie, Matko, to jednak nie koniec drogi cierpienia wraz i przy Twoim Synu. Oto Jezus wypowiada swój testament i pragnie, byś stała się Matką Jego ucznia, a ów uczeń Twym synem. Co czuło Twe Serce, o Niepokalana, kiedy Twój Syn zwraca się do Ciebie: „Niewiasto”? Przecież to Twój Syn. Wiara mi jednak podpowiada, że w tym stwierdzeniu jest podkreślenie niezwykłej Twej godności; jesteś bowiem „Niewiastą”, która zetrze głowę węża. Jezus to przypomina i dlatego, choć dokonuje się to w tak bolesnej chwili, stawia przed Tobą kolejne wyzwanie. Przy zwiastowaniu zostałaś zapytana: czy zgodzisz się zostać Matką Syna Bożego? Teraz z wysokości krzyża Twój Syn prosi Cię o to, byś stała się Matką Jego ucznia, a jednocześnie wszystkich ludzi. Czy można przyjąć inne dziecko i kochać równie mocno jak swoje własne? Patrząc na Ciebie, Maryjo, wiem, że z pewnością można. Jakże więc Twe Serce musiało być czyste i szlachetne, tak że więzy krwi nie wypaczyły tej miłości.
Pokorna i posłuszna pozostałaś, Matko, również w chwili konania Twego Syna. W takim momencie, w chwili śmierci ukochanego dziecka, zazwyczaj człowiek nie jest w stanie zapanować nad swoim emocjami. Niezależnie, czy jest to wypadek, czy nieuleczalna choroba, rodzicami zawsze wstrząsają skrajne doznania, pojawiają się pytania: dlaczego, czy musiało się to stać, czy rzeczywiście Bóg kocha, skoro pozwala na takie cierpienie? Jakże łatwo zwątpić w obliczu takiego cierpienia. Po zmartwychwstaniu otworzyła się dla nas inna perspektywa postrzegania cierpienia. Ty jednak, Matko, patrzyłaś na Syna, którego odrzucono; gdzie znaleźć oparcie dla wiary, nadziei w obliczu cierpienia, kiedy Ten, który jest, wisi wyszydzony i odrzucony na krzyżu? Jest Królem Żydowskim, od wieków oczekiwanym, tak głosi napis, ale wszystko wokół temu przeczy. Piłat wydający wyrok na Jezusa upiera się, by taki napis był widoczny dla wszystkich. Z drugiej strony, jeśli jest on prawdziwy, nie powinno być wyroku skazującego dla króla. Uczeni w Piśmie i faryzeusze tak wnikliwie znający przepowiednie mesjańskie nie dostrzegają, że wszystko wypełnia się z zadziwiającą precyzją. Czy z mocą oczywistości nie nasuwa się myśl, że Jezus nie może być Królem Żydowskim, nie może być zapowiadanym Mesjaszem? Jeśli tak, to jedyną racjonalną i zrozumiałą postawą dla matki winno być pragnienie uratowania własnego syna. Dzieje się jednak zupełnie coś przeciwnego. Matko, jakże wielka była Twoja wiara, że w tak trudnej chwili, we wszystkim pozostałaś Wierną Służebnicą Pańską; nawet instynkt macierzyński matki nie zmącił Twej wiary i miłości. Ileż zatem w tym musiało być bólu, ofiary, skoro nad wszystkimi prawami ciała panował duch, nie egoizm, lecz miłość, nie rozpacz, lecz wiara?!
Matko o Niepokalanym Sercu, patrząca na umierającego Syna! W odpowiedzi na Twe zaproszenie pragnę współczuć razem z Tobą, uczę się miłości i próbuję zrozumieć to, co działo się w Twym Sercu.
Ksiądz Pellegrino Eretti, opisując swoje doświadczenia z egzorcyzmów, pomaga nam w tym wysiłku. „My też staliśmy pod Krzyżem [mówią złe duchy]. Podburzaliśmy niektórych przeciwko Niemu, żeby Mu ubliżali, żeby Go obrażali, żeby rzucali Mu wyzwania. Innych kusiliśmy, wzbudzając w nich wątpliwości. Wmawialiśmy im, że to nie może być prawdziwy Mesjasz. […] Przepędziliśmy stamtąd mnóstwo ludzi. Przestali w Niego wierzyć, przerazili się, widząc, jak umiera. Zostało paru niedobitków. Oni z kolei doszli do przekonania, kiedy już umarł, że to wszystko nieprawda. Bo skoro umarł, to już po wszystkim. Nic się już nie da zrobić. Kiedy zdejmowali ciało z Krzyża, kusiliśmy nawet Jana. Wmawialiśmy mu, zobacz, jak skończył wasz Mesjasz! Zobacz, jak skończył Ten twój Mesjasz. Kusiliśmy nawet Jego Matkę. Miała rozdarte Serce. Ale jednocześnie w tym Sercu panował nieopisany pokój. Wszystko przebaczała. Kochała i cierpiała. Jej przebaczenie było całkowite. Jej miłość była całkowita. Jej ofiara była całkowita. I to nas pokonałoooooo! Bezskutecznie podkopywaliśmy Jej wiarę. Ona nie przestawała się modlić. Tylko Ona Jedna wierzyła w Zmartwychwstanie. Jej Serce już wszystko wiedziało”.
Matko, bądź uwielbiona za Twą wiarę, za przykład miłości i pokory, za wskazanie mi drogi. Dziękuję Ci, Matko, za Twoją troskę i zaproszenie do rozmyślania.
Autor: jc