Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ukraiński obelisk w Gorajcu

Treść

W Gorajcu na Podkarpaciu odsłonięto pomnik, który miał upamiętniać ukraińskich cywilów zastrzelonych 5 kwietnia przez Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jednak wobec faktu utrzymywania przez Ukraińców do końca w tajemnicy listy nazwisk nasuwa się pytanie o umieszczenie pośród cywilnych mieszkańców wsi również czynnych działaczy banderowskich, którzy pacyfikowali okoliczne wioski.
Gorajec to niewielka miejscowość koło Cieszanowa na Podkarpaciu. Przed II wojną światową wieś zamieszkiwali głównie Ukraińcy. Tam też działał pierwszy oddział UPA na tym terenie, zorganizowany przez Iwana Szpontaka ps. "Zalizniak".
Sotnia Szpontaka dokonała w oddalonej o 7 km Rudce mordu 58 Polaków. Ta zbrodnicza organizacja znana była też z innych mordów na ziemi lubaczowskiej. Akcja KBW w Gorajcu była odpowiedzią na przeprowadzoną kilka dni wcześniej, w nocy z 27 na 28 marca 1945 r., akcję UPA, w wyniku której banderowcy zaatakowali jednocześnie 18 posterunków Milicji Obywatelskiej, mordując 30 funkcjonariuszy i 43-72 osób cywilnych. Wcześniej upowcy dopuścili się też akcji pacyfikacyjnych polskich wsi, gdzie zamordowali po kilkadziesiąt osób.
Akcja KBW była atakiem na bazę, w której stacjonowały oddziały Szpontaka. Przed samą akcją zdołały one jednak opuścić wioskę, zostały tylko oddziały pomocnicze, oddziały tzw. Samoobrony, które były częścią UPA. Składały się one z miejscowych chłopów mobilizowanych na akcje. Brały też one udział w napadach i mordach na polskie wioski czy posterunki milicji. Po walce w Gorajcu, w której zginęła grupa banderowców, oddziały KBW rozstrzelały część ludności wsi. Zdaniem historyka Andrzeja Zapałowskiego, w poprzedniej kadencji posła do Parlamentu Europejskiego z Podkarpacia, paradoksem jest to, że nie ma pomnika wymordowanych Polaków, a buduje się pomnik ludności ukraińskiej. - Oczywiście tych, których rozstrzelano, trzeba uczcić, ale nie wolno w to wpisywać upowców, którzy brali udział w mordach na Polakach - tłumaczy Zapałowski.
W tym przypadku do samego końca nie była znana lista nazwisk, które miały znaleźć się na pomniku. Obelisk wraz z tablicą ma upamiętniać przede wszystkim ofiary pacyfikacji, jakiej dokonał 6 kwietnia 1945 r. oddział Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego na ukraińskich mieszkańcach wsi.
W zgodnej ocenie historyków i badaczy stosunków polsko-ukraińskich, nie ulega wątpliwości, że o ofiarach cywilnych, które nie brały aktywnego udziału w działaniach wojennych, a zginęły, należy pamiętać. Jednak przede wszystkim powinien powstać pomnik na cześć Polaków zamordowanych przez UPA. Na Podkarpaciu jest bardzo mało miejsc upamiętnień Polaków, którym oddziały UPA zadały męczeńską śmierć. Jednak zdaniem Zapałowskiego o wiele bardziej gorszące jest to, że pod przykrywką ofiar cywilnych Związek Ukraińców w Polsce usiłuje w dalszym ciągu lansować ideologię banderowską i honorować z imienia i nazwiska osoby, które mordowały Polaków. - Dla mnie jest to sytuacja nie do przyjęcia. To zamazywanie prawdy historycznej, kto był bandytą i zbrodniarzem, a kto ofiarą - uważa Zapałowski.
Samorządy gminne mają problem z upamiętnieniem Polaków, którzy zginęli z rąk ukraińskich nacjonalistów UPA, tymczasem jak grzyby po deszczu wyrastają pomniki katów polskiej ludności. Najlepszym tego przykładem jest Wiązownica, gdzie zamordowano ponad sto osób, a Związek Ukraińców w Polsce stawia sobie, gdzie chce i ile chce, pomniki, przy okazji honorując banderowców. Warto przypomnieć też sprawę emerytki, która własnym sumptem postawiła krzyż - pomnik dla Polaków i Ukraińców zamordowanych przez UPA w Radrużu. Postument nakazano rozebrać jako samowolę budowlaną. Tymczasem nieopodal (kilkadziesiąt metrów dalej) stoi i ma się dobrze nielegalny pomnik uznany przez służby nadzoru budowlanego jako nagrobek ku chwale bohaterów OUN-UPA, którzy brali udział w walkach z Polakami i zginęli na tych terenach. - Na ziemi lubaczowskiej jest wciąż kilka pomników ku czci banderowców, które jako samowola budowlana do dzisiaj nie zostały rozebrane. To jest bardzo niepokojące, bo - jak widać - wcale nie nastąpiło zahamowanie tego procederu - komentuje Andrzej Zapałowski.
Niektóre nazwiska usunięto
Jak powiedział nam Adam Siwek, naczelnik Wydziału Krajowego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Rada już wcześniej występowała do IPN o weryfikację nazwisk przedstawionych przez stronę ukraińską w kwestii upamiętnienia w Gorajcu. - Na podstawie weryfikacji kilka nazwisk z listy przedstawionej przez Ukraińców zostało zdjętych. Zostały natomiast nazwiska członków miejscowej Samoobrony - zaznaczył Adam Siwek. Okazuje się jednak, że lista nazwisk, jakie znalazły się na tablicy, praktycznie nie była znana aż do soboty, kiedy odsłonięto pomnik. Wcześniej nie pokazano jej także dziennikarzom. Do końca nie weryfikowała ich także ROPWiM. - Zawartość tablicy, która ostatecznie znalazła się na pomniku, zostanie porównana z dokumentacją. Wcześniej nie mieliśmy takiej możliwości, bo tablica była montowana w ostatniej chwili - dodaje Siwek.
Coraz częściej zdarza się też, że w ocenie działaczy Związku Ukraińców w Polsce sama przynależność do UPA nie jest jeszcze powodem, by kogoś traktować jako zbrodniarza. To niedopuszczalne, dlatego jak najszybszą weryfikacją nazwisk umieszczonych na pomniku zainteresowani są polscy historycy zajmujący się tą tematyką. - Jutro jadę do Gorajca i bezpośrednio na miejscu zweryfikuję nazwiska, jakie są umieszczone na tablicy, ze swoją listą. Mam nadzieję, że nie będzie tam nazwisk zbrodniarzy UPA - deklaruje Mieczysław Samborski, badacz stosunków polsko-ukraińskich. W ocenie Andrzeja Zapałowskiego, niewykluczone, że osobom, które upamiętniają ukraińskich nacjonalistów, zależy na zaognieniu stosunków polsko-ukraińskich. - Możemy mieć do czynienia z sytuacją, kiedy Związek Ukraińców w Polsce, bazując na tragedii wymordowanych cywilów, chce upamiętnić zbrodniarzy - zaznacza. Jego zdaniem, strona ukraińska pokazała, jak traktuje państwo polskie. - Wszystko od początku do końca powinno być uzgodnione z organami państwa polskiego. Teraz może się okazać, że nie wszystko jest tak, jak zakładano, i trzeba będzie wszcząć procedurę demontażu tablicy z pomnika, a wtedy zrobi się głośno o Polakach, że usuwają pomniki. To jest nic innego jak działanie z premedytacją, które w przypadku ściągnięcia tablicy pachnie aferą międzynarodową. Może komuś chodzi nie o uczczenie wymordowanych cywilów, tylko o wywołanie kolejnej międzynarodowej awantury - zastanawia się Zapałowski. Może to być związane także ze zbliżającymi się wyborami samorządowymi na zachodniej Ukrainie, gdzie formacje odwołujące się do dziedzictwa OUN-UPA a zwłaszcza Swoboda, mają ok. 30-procentowe poparcie.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2010-08-25

Autor: jc