Ukraiński hak na rosyjski gaz?
Treść
W odpowiedzi na gazowy szantaż Kremla Kijów może zagrozić udzieleniem bolesnej dla Moskwy "asymetrycznej odpowiedzi" na płaszczyźnie działań wojskowo-politycznych. Zdaniem poniedziałkowej "Niezawisimoj Gaziety", Ukraina może dopuścić amerykańskich specjalistów do ukraińskich stacji radiolokacyjnych systemów wczesnego ostrzegania przed atakiem rakietowym (SRSWO) w Sewastopolu i Mukaczewie, które obecnie pracują wyłącznie w interesie Rosji.
Kilku ukraińskich informatorów, na których powołuje się "Niezawisimaja Gazieta", twierdzi, że właśnie ta kwestia była omawiana w minioną środę w Kijowie przez sekretarz stanu USA Condoleezzę Rice i prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenkę. Zdaniem rosyjskiego dziennika, obserwatorzy nie wykluczają nawet, że ten problem został już podjęty na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy w miniony piątek, w czasie omawiania kwestii wzmocnienia bezpieczeństwa energetycznego.
Były dowódca wojsk rakietowo-kosmicznej obrony Rosji generał-pułkownik Wolter Kraskowski jest również przekonany, że ukraińskie SRSWO mogą pracować w interesie USA, które obecnie aktywnie budują swój system obrony antyrakietowej. - Podobny rozwój sytuacji można było przewidzieć jeszcze w momencie zawarcia w 1992 r. porozumienia z Ukrainą o udostępnianiu Rosji danych z tych stacji radiolokacyjnych - martwi się Kraskowski. Uważa on, że dopuszczenie amerykańskich specjalistów do SRSWO w Sewastopolu i Mukaczewie doprowadzi do utraty przez Rosję kontroli nad kierunkiem południowo-zachodnim na całej przestrzeni Europy Środkowej i Południowej (a więc również Polski), a także nad krajami basenu Morza Śródziemnego. Generał-pułkownik nie wyklucza, że "USA mogą przedsięwziąć skrajne środki, jak to było na Łotwie z SRSWO w Skundrze", i doprowadzą do likwidacji stacji pracujących w interesie Rosji. Rosja wprawdzie mogłaby wybudować na swoim terytorium nowe stacje radiolokacyjne, jednakże trwałoby to 2-3 lata i wymagałoby poniesienia kosztów porównywalnych, a nawet przekraczających zyski, jakie Rosja otrzymałaby, podwyższając cenę gazu dla Ukrainy.
Źródła w Kijowie podają również, że być może na życzenie Condoleezzy Rice w najbliższych dniach Ukraina odmówi podpisania międzyrządowego porozumienia o przedłużeniu okresu eksploatacji rakietowego kompleksu 15P118M, uzgodnionego w Moskwie w czasie niedawnej wizyty ukraińskiego ministra obrony. Porozumienie dotyczy instalacji rozruchu ciężkich baterii rakiet RS-20, określanych w natowskiej nomenklaturze jako "Szatan". Tych właśnie rakiet (Rosja posiada ich ponad 100, a każda z nich dysponuje 10 samonaprowadzającymi się głowicami jądrowymi) Amerykanie boją się najbardziej. Rakietowe kompleksy 15P118M zachowują gotowość bojową w Rosji od 15 lat, a ich eksploatację z pomocą Ukrainy można by przedłużyć jeszcze o 10-15 lat. Gdyby Ukraina odmówiła przedłużenia porozumienia, Rosja musiałaby utylizować te rakiety i podjąć się kosztownej produkcji innych. Wymagałoby to kolosalnych środków - 3-4 mld dolarów, ponieważ obecnie Rosjanie produkują nie więcej niż 6 własnych międzykontynentalnych rakiet balistycznych "Topol-M".
Były przewodniczący Komitetu Dumy Państwowej ds. Obrony generał-major Roman Popkowicz wyraził przekonanie w radiostacji "Echo Moskwy", że w razie dopuszczenia specjalistów USA do ukraińskich stacji radiolokacyjnych Rosja nie powinna pozostać bierna. - Jest to dość podły postępek, ponieważ mamy porozumienie w sprawie tych stacji - grzmiał generał-pułkownik. - Uważam, że jest to równoznaczne z przekazaniem całego szeregu tajnych materiałów krajowi, który nie jest naszym przyjacielem w kwestiach wojskowych - tłumaczył. Popkowicz zagroził nawet, że "Rosja powinna podjąć adekwatne kroki aż do obrony przez część naszych sił zbrojnych interesów stacji" znajdujących się - przypomnijmy - na terytorium Ukrainy.
Waldemar Moszkowski
"Nasz Dziennik" 2005-12-13
Autor: ab