Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ukraińska bitwa w kaukaskiej wojnie

Treść

Według danych zgromadzonych przez ONZ, Ukraina tylko w 2007 roku sprzedała Gruzji 72 czołgi, 8 samolotów wojskowych, 495 rakiet, wyrzutnie rakietowe i 20 tys. sztuk broni palnej. Transakcje sięgały miliardów dolarów. Władzom w Kijowie zarzuca się, iż zaopatrywały Gruzję w samobieżne wyrzutnie pocisków rakietowych BM 21 Grad, przeciwlotnicze systemy rakietowe do zwalczania celów powietrznych na dużych dystansach Wega S-200 i systemy przeciwrakietowe TOR9k330. Były minister obrony Ukrainy i deputowany do parlamentu Anatolij Hrycenko zaprzeczył tym doniesieniom. Wykluczył także udział żołnierzy ukraińskich w wojnie po stronie gruzińskiej. Również minister obrony Ukrainy Jurij Jechanurow zdementował pojawiające się informacje o zaangażowaniu ukraińskich żołnierzy w gruzińsko-rosyjskiej wojnie. Tymczasem przedstawiciel prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki zarzucił Julii Tymoszenko działania na rzecz Rosji.

Ukraina za wszelką cenę stara się uniknąć nadmiernego rozgłosu na temat dostarczanej przez nią do Gruzji broni. Wydaje się, że działania te determinuje obawa przed Rosją. - Przede wszystkim pamiętajmy o tym, że wszyscy dostarczają broń do Gruzji i to nie jest żadną tajemnicą. Oprócz Ukraińców dostarczają ją do Gruzji także Amerykanie i Niemcy - przypomina Andrzej Maciejewski, ekspert w dziedzinie polityki z Instytutu Sobieskiego. Podkreśla, iż sam fakt dokonywania transakcji handlowych nie jest żadnym przestępstwem.
Wbrew wcześniejszym doniesieniom prasowym ukraińscy żołnierze nie są zaangażowani w wojnę Gruzji z Rosją. Minister obrony Ukrainy Jurij Jechanurow przyznał, że na terytorium Gruzji przebywa dwóch ukraińskich oficerów, ale w charakterze obserwatorów z ramienia Organizacji Narodów Zjednoczonych. Zaprzeczył, jakoby ukraińscy wojskowi w sposób czynny angażowali się po którejkolwiek ze stron konfliktu. Poinformował też, że 21 ukraińskich żołnierzy, którzy prowadzili na terenie Gruzji szkolenia wojskowe, w momencie wybuchu wojny w Osetii Płd. natychmiast powróciło do kraju.

Gruzja narzędziem w wewnątrzukraińskich rozgrywkach

Wszystko wskazuje na to, że wojna w Gruzji stała się narzędziem politycznych sporów między prezydentem Ukrainy Wiktorem Juszczenką a premierem tego kraju Julią Tymoszenko. Zdaniem Andrzeja Maciejewskiego, to właśnie w tych kategoriach należy rozpatrywać stawiane ostatnio "żelaznej Julii" zarzuty o zdradę stanu i działania na rzecz Rosji. - Diabeł tkwi w szczegółach i tutaj rzecz może się rozgrywać właśnie o dawne sprawy, kiedy Julia Tymoszenko była ministrem do spraw energetyki - ocenił Maciejewski. Dodał, iż byłby jednak bardzo ostrożny w wydawaniu jednoznacznych ocen.
Rząd premier Julii Tymoszenko w kwestii konfliktu rosyjsko-gruzińskiego starał się zachować neutralność i unikać opowiadania się po którejkolwiek ze stron. Warto podkreślić, iż zarzuty o działanie na szkodę państwa i brak reakcji Tymoszenko na kaukaskie wydarzenia nie są niczym nowym. Już 15 sierpnia wiceszef sekretariatu Wiktora Juszczenki Andrij Honczaruk skrytykował frakcję parlamentarną Bloku Julii Tymoszenko za wydane przez nią oświadczenie odnośnie do konfliktu Gruzji z jej separatystyczną prowincją Osetii Południowej. Neutralne stanowisko rządu w sprawie wojny nadal wywołuje oburzenie sekretariatu prezydenckiego, którego głównym zadaniem wydaje się ostatnio zwalczanie wszystkich inicjatyw premier Ukrainy. Tymczasem Julia Tymoszenko argumentuje, iż polityka zagraniczna jest domeną prezydenta, stąd rząd nie czuje się kompetentny w tej sprawie. Daje przy tym do zrozumienia, że jeżeli Ukraina wypowie się jednoznacznie po stronie Gruzji, może się spodziewać gwałtownych podwyżek cen nośników energii. Podobnego zdania jest część ukraińskich politologów. Sytuacja jest o tyle poważna, iż wysokie ceny gazu i ropy mogą spowodować upadek ukraińskiego przemysłu metalurgicznego i chemicznego i doprowadzić do wzrostu bezrobocia, zwłaszcza we wschodnich regionach kraju. Pojawiają się także głosy, że konfrontacja z Rosją oddali też pespektywę członkostwa Ukrainy w NATO oraz uderzy w bilans handlowy, jako że eksport ukraiński jest w zasadzie oparty na rosyjskim odbiorcy. - Gospodarka ukraińska jest naprawdę bardzo uzależniona od Rosji. Kraj ten prócz tego, że jest głównym odbiorcą ukraińskich towarów, stanowi też rynek pracy dla wielu obywateli Ukrainy - przypomina Andrzej Maciejewski.
Rodzi się jednak pytanie, czy droga unikania politycznej konfrontacji z Rosją rzeczywiście przyniesie Ukrainie oczekiwane rezultaty. - Myślę, że najlepszym przykładem jest Białoruś, która od dłuższego czasu prowadzi politykę spolegliwą wobec Rosji, a w konsekwencji naprawdę płaci bardzo dużo - twierdzi Maciejewski. - Dlatego polityka spolegliwa w przypadku Rosji nie jest zbytnio skuteczna i nie ma w dłuższej perspektywie racji bytu - konstatuje.

Ukraina podzielona?

Kanał pierwszy państwowej telewizji, sympatyzującej z Wiktorem Juszczenką, relacjonował przebieg wojny, koncentrując się na działaniach rosyjskich wojsk na terenie suwerennej Gruzji. Z kolei finansowana przez oligarchów telewizja komercyjna przedstawiała zupełnie odmienne oblicze gruzińsko-rosyjskiego konfliktu, ukazując stronę gruzińską jako agresora. Z analogiczną sytuacją mieliśmy do czynienia w przypadku prasy codziennej. W oparciu o media kręgi polityczne starają się prowadzić istną wojnę psychologiczną. Jednym z jej elementów wydaje się potencjalne zagrożenie Ukrainy ze strony Rosji, za którego przyczynę niektórzy specjaliści, a także otoczenie prezydenta Juszczenki uważają Krym. Zdanie to podziela ukraiński politolog Oleksandr Majstrenko. - Tendencje separatystyczne w świecie, wywołane otwarciem puszki Pandory po uznaniu niepodległości muzułmańskiego Kosowa, odbiją się tendencjami negatywnymi i na Ukrainie - ocenił w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". Dodał, że Krym stanowi ten punkt wybuchowy, gdzie może dojść do poważnego konfliktu między Tatarami a Rosjanami zamieszkałymi na półwyspie. W opinii Majstrenki, Ukraina nie jest państwem na tyle integralnym pod względem społecznym, aby była w stanie stawić skuteczny opór Rosji.
- O tym, że sytuacja na Krymie jest napięta, wiadomo od dawien dawna, dlatego będzie można mówić o eskalacji tego napięcia - ocenił w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Andrzej Maciejewski. Jego zdaniem, na Krymie może dojść do podobnej sytuacji, jaka miała miejsce w przypadku Gruzji, gdy chodzi o siłę presji medialnej. - Jestem przekonany, że Rosjanie mają świadomość tego, iż w przypadku Krymu i samej Ukrainy sytuacja nie wygląda tak prosto jak w przypadku Gruzji - podkreślił ekspert.
Tymczasem brak jednolitego i konsekwentnego stanowiska władz ukraińskich powoduje napięcia w społeczeństwie. Zachodnie regiony Ukrainy wspierają Micheila Saakaszwilego w jego wojnie z Rosją. Ale wschodnie i południowe regiony Ukrainy są po stronie Rosji i zbuntowanych republik Abchazji i Osetii Południowej. Propaganda o antyrosyjskim traktowaniu wojny kaukaskiej wywołała burzę nastrojów antyrosyjskich. Jednocześnie dało się odczuć prorosyjskie nastawienie sporej części Ukraińców, w szczególności ze wschodnich części kraju - widzów rosyjskiej telewizji. W Kijowie doszło do kilku bójek w centrum miasta - stronom w dyskusji często brakuje argumentów słownych.
Abstrahując od różnic mentalnościowych i historycznych, Ukraina wydaje się podzielona politycznie. Tymczasem zdaniem Maciejewskiego, nie ma Ukrainy "promoskiewskiej". - To jest twór polityków i ja bym od tego uciekał. Myślę, że świadomość Ukraińców musi tu wygrać nad aspiracjami wielu polityków - ocenił ekspert. Dodał, iż zarówno zachodnia, jak i wschodnia część tego kraju nadal musi wprowadzać głębokie zmiany. Podkreślił, że mimo istniejących różnic poglądów Ukraina jest jedna. Nieco inną opinię wyraził Oleksandr Majstrenko, który zwrócił uwagę, że społeczeństwo ukraińskie nie jest w takim stopniu skonsolidowane jak gruzińskie. - To jest idiotyczna sytuacja, iż patriotycznie nastawiony Ukrainiec musi wrogo odbierać Rosję. Takie podejście prowadzi do przemocy - stwierdził.
Wszystko wskazuje zatem na to, że rosyjsko-gruziński konflikt jedynie wyeksponował istniejące już od dawna problemy.
Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów
"Nasz Dziennik" 2008-08-20

Autor: wa