Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ukrainie trudno będzie odzyskać wiarygodność

Treść

Z Tomaszem Chmalem, ekspertem w obszarze energetyki z Instytutu Sobieskiego, rozmawia Wojciech Kobryń

Prezydent Wiktor Juszczenko pojechał z wizytą do Brukseli na spotkanie z Komisją Europejską. Czy Ukraina stara się w ten sposób poprawić swoją reputację po konflikcie gazowym?
- Rosja i Ukraina bardzo straciły wizerunkowo na tym konflikcie, czego koszty będą odczuwać. Nie wnikając teraz w kwestie, kto był pierwszy, a kto oddał, w każdej bójce są dwie strony i dwie racje. Jednak tak naprawdę na gruncie prawa karnego każdy, kto bierze udział w bójce, ponosi konsekwencje swojego działania. Wydaje się, że Unia Europejska zmierza teraz do stworzenia alternatywnych szlaków gazowych, aby postawić na kwestię bezpieczeństwa energetycznego i by mówić o tej kwestii jednym głosem. I to jest dobre. Nasuwa się jednak pytanie, co prezydent Juszczenko ma do zaoferowania i czym może poprawić wiarygodność Ukrainy. Takie wizyty należałoby odbyć dużo wcześniej i przedstawić swoje argumenty oraz poinformować o ryzyku związanym z dostawami gazu ze wschodu. Według mnie, ta wizyta to próba odzyskania dobrego wizerunku w Europie, co będzie dość trudne. Można Ukrainie wierzyć na tyle, by starać się ją włączać w europejski system współpracy, natomiast trzeba ten kraj uświadomić, że w Europie tak się nie współpracuje. Ukraina musi podejmować odpowiednie racjonalne decyzje i działania, dlatego powinniśmy współpracować, ale na cywilizowanych zasadach, jakie obowiązują w Europie. Nie możemy akceptować niecywilizowanych przejawów zachowania, a wstrzymanie tranzytu jest właśnie takim nieuprawnionym działaniem pomiędzy partnerami, którzy się szanują.

Czyli, Pana zdaniem, to spotkanie nie przyniesie niczego nowego?
- W tej chwili nie widzę nowych, ciekawych argumentów, które mogłyby zostać zaprezentowane w Brukseli. Prezydent Juszczenko sam stracił na konflikcie na rzecz premier Julii Tymoszenko, ponieważ nie był w stanie go rozwiązać. Teraz w podejmowanych gestach nie widać żadnego konkretu. Nie można abstrahować od tego, co się stało i mówić, że to była wina tylko Rosji. Reakcja Ukrainy była zbyt ostra. My powinniśmy patrzeć na swoje interesy, a nie na interesy Ukrainy. Jeżeli Ukraina nie chce sobie sama pomóc w tym konflikcie, tzn. nie stara się zbliżyć bardziej do Europy i nie stara się przekonywać, że zachowuje się w sposób racjonalny i umiarkowany, to trudno się spodziewać jakiegoś wielkiego przełomu w tym zakresie.

José Mannuel Barroso, przewodniczący KE, poinformował, że należy "zacieśnić współpracę energetyczną między krajami" m.in. przez włączenie Ukrainy do wspólnego projektu Central Europen Network...
- To jest kwestia ogromnych inwestycji, które muszą nastąpić. Jest problem z tym, by podłączyć Litwę, Łotwę i Estonię do europejskiego systemu energetycznego. Most energetyczny Polski z Litwą "ślimaczy się" niewiarygodnie, Unia Europejska nic nie robi w tym zakresie, by projekt został zrealizowany. Trudno oczekiwać, że nagle nastąpi lepsza współpraca z Ukrainą, bo na tym gruncie też jest sporo do zrobienia. Należałoby zbudować m.in. most energetyczny pomiędzy Rzeszowem a obwodem chmielnickim, natomiast piłka jest po stronie Ukraińców i to im powinno zależeć, by przekonać UE, że chcą coś zrobić.

Czego, Pana zdaniem, możemy się spodziewać podczas wizyty prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki we Wrocławiu, gdzie spotka się z prezydentem Lechem Kaczyńskim?
- Nie spodziewam się nowych decyzji, te spotkania odbywają się cyklicznie. Jest mowa o kilku projektach energetycznych, niestety nie ma żadnych konkretów. Więcej jest szumu niż rzeczywistych akcji. Jeżeli chcemy wspierać Ukrainę, a powinniśmy to robić, to musimy oczekiwać również czegoś w zamian. Jednostronna polityka jest niemądrą polityką i nie ma sensu jej podtrzymywać. Jeśli chcemy mieć partnerstwo, to musimy od partnera czegoś wymagać, jednostronne wpieranie władz w tym czy innym państwie ja oceniam jako nieracjonalne. Jeżeli udzielamy Ukrainie poparcia, to oczekujmy również od Ukrainy wsparcia w wielu kwestiach. Dlaczego polskie firmy nie są dopuszczane do rynku ukraińskiego w przypadku prywatyzacji? Być może nasze przedsiębiorstwa byłyby w stanie zainwestować na Ukrainie w infrastrukturę energetyczną. My wspieramy, angażujemy się i popieramy Ukrainę, natomiast ze strony Kijowa nie widać wielkich gestów wobec Polski, dlatego nie możemy mówić o wzajemności.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-01-28

Autor: wa