Ukrainie bliżej do Ameryki niż do Europy
Treść
W odpowiedzi na brak klarownego stanowiska Unii Europejskiej w sprawie integracji z nią Ukrainy Kijów zacieśnia kontakty polityczne ze Stanami Zjednoczonymi. Do takiego przekonania doszli komentatorzy po ostatnich wizytach nad Dnieprem amerykańskiej sekretarz stanu Condoleezzy Rice i Tony'ego Blaira, premiera Wielkiej Brytanii, która sprawuje przewodnictwo w UE.
Szwajcarska gazeta "Neue Zuercher Zeitung" w artykule o znamiennym tytule "Ukraina jako strategiczny partner USA" uważa wizytę Rice na Ukrainie za bardzo pomocną dla prezydenta Wiktora Juszczenki. Komentator gazety zauważa, że Amerykanie wyprzedzają Europejczyków w zacieśnianiu kontaktów z nowymi władzami Ukrainy, ponieważ po pomarańczowej rewolucji żaden z poważnych europejskich liderów nie przyjechał do Kijowa. "Niczego nowego [w stosunki Ukrainy z Unią Europejską - przyp. red.] nie wniosła wizyta premiera Wielkiej Brytanii Tony'ego Blaira na początku grudnia. Ponadto Blair przebywał w Kijowie nie jako premier, ale jako przewodniczący UE. Brak zainteresowania w Europie [czyt. Unii Europejskiej] Ukrainą stawia prezydenta Juszczenkę w dość niezręcznej sytuacji i stwarza warunki do krytyki eurointegracyjnego kierunku prezydenta Ukrainy przez jego komunistycznych oponentów" - komentuje obecną sytuację na Ukrainie "Neue Zuercher Zeitung". Komentator podkreśla jednocześnie, że zainteresowanie Ameryki Ukrainą pomaga temu krajowi iść w kierunku Zachodu, a nie Rosji, zaś wizyta Rice w Kijowie świadczy o tym, że Ameryka trzyma rękę na pulsie polityki ukraińskiej.
Podobnie uważa komentator niemieckiego dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung", który napisał, że Condoleezza Rice wybrała Kijów na "ambonę", z której wystosowała pod adresem Moskwy krytyczne przesłanie. Podczas środowej wizyty w stolicy Ukrainy Rice napiętnowała próbę przejęcia przez Kreml kontroli nad zagranicznymi fundacjami i rosyjskimi organizacjami pozarządowymi. W opinii gazety, władze Rosji chcą w ten sposób uniemożliwić powtórkę sytuacji, jaka miała miejsce w Gruzji czy na Ukrainie. "Putin nie życzy sobie, by ktokolwiek przeszkadzał mu w odbudowie autorytarnego państwa. Dobrze, że przynajmniej Ameryka ostrzega przed tym" - podkreśla komentator.
Jednocześnie, goszcząc w Kijowie, Rice dała do zrozumienia rosyjskim władzom, że nie mogą traktować Ukrainy jak swego "politycznego i gospodarczego przedsionka" czy wręcz protektoratu. "Zachodnia orientacja Ukrainy zasługuje na wsparcie. Waszyngton udziela wsparcia" - zaznacza komentator niemieckiego dziennika, sugerując jednocześnie, że Unia popełniła tutaj karygodne zaniedbania.
Także w opinii ukraińskich komentatorów, sygnały płynące ze strony USA świadczą o tym, że zmienia się stosunek do Ukrainy w Waszyngtonie. "Na początku roku amerykańska administracja, mówiąc o demokratycznych przekształceniach, umieszczała Ukrainę w jednym rzędzie z Libanem i Irakiem. Obecnie USA zainteresowane są tym, by Ukraina udowodniła efektywność demokratycznego rozwoju, zademonstrowała osiągnięcia gospodarcze i wysoki poziom życia swoich obywateli" - pisze "Deń". Gazeta zwraca uwagę na deklarację Condoleezzy Rice, która stwierdziła, że Ameryka może pomóc w obronie zdobyczy Ukraińców, ale muszą to czynić przede wszystkim sami Ukraińcy.
"Deń" podkreśla, że oświadczenia amerykańskiej sekretarz stanu na temat ukraińskiej demokracji były szczególnie ważne w kontekście wypowiedzi prezydenta Rosji Władimira Putina, który w dniu wizyty Rice w Kijowie, mówiąc o ostatnim roku w stosunkach rosyjsko-ukraińskich, nazwał go "rokiem straconych możliwości".
"Kommiersant-Ukraina" i "Lwiwśka Hazeta" napisały z kolei, że jednym z celów wizyty Rice na Ukrainie było doprowadzenie do ponownego zjednoczenia ekipy pomarańczowej rewolucji przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi. - Ważne jest, by wszystkie siły demokratyczne powróciły do współpracy nad dalszymi reformami, aby osiągnąć cele, wyznaczone przez pomarańczową rewolucję - powiedziała sekretarz stanu USA podczas spotkania z premierem Jurijem Jechanurowem.
Eugeniusz Tuzow-Lubański, KWM, PAP
"Nasz Dziennik" 2005-12-09
Autor: mj