Ukraina stoi nad przepaścią
Treść
Katastrofalna sytuacja gospodarcza, coraz ostrzejsze konflikty wewnętrzne na szczytach władzy, chaos i dążenia Moskwy do odbudowania imperium - to czynniki, które stawiają Ukrainę w coraz gorszej sytuacji geopolitycznej. Dziennikarze i politolodzy ukraińscy zastanawiają się, czy ich ojczyzna, która stoi nad przepaścią, przetrwa jako niepodległe państwo w obecnych granicach.
Dziennikarze znad Dniepru i Dniestru coraz częściej w swoich tekstach piszą o ewentualnym upadku państwa ukraińskiego i jego rozbiorze. Przykładem takich prognoz jest artykuł pt. "Być albo nie być Ukrainy" opublikowany w wydaniu internetowym dziennika "Ukraińska Prawda" przez szefa agencji "Hajdaj" Witalija Pomazanowa. Politolog widzi dwa możliwe scenariusze rozwoju sytuacji na Ukrainie. Według pierwszego, kraj ten ma zniknąć z mapy świata jako niepodległe państwo. "Ukraina znajduje się w strefie interesów zarówno Zachodu, jak i Wschodu. I wcześniej lub później straci suwerenność. Częściowo wejdzie w skład Unii Europejskiej, a częściowo do Federacji Rosyjskiej, albo całkowicie znajdzie się pod protektoratem Rosji" - uważa Witalij Pomazanow. Ale według drugiego scenariusza, Ukraina może zachować niepodległość i granice, ale pod warunkiem, że ster władzy w państwie przejmą nowe elity.
Zdaniem politologa, Ukraina już dawno nie jest podmiotem polityki światowej, lecz tylko jej przedmiotem. Najbardziej realne niebezpieczeństwo rozbioru Ukrainy wiąże się, zdaniem Pomazanowa, z tlącym się wciąż i podsycanym konfliktem Kijowa z rosyjską ludnością Krymu. Pomazanow przestrzega, że Moskwa ma już opracowane metody wywoływania i wykorzystywania wewnętrznych konfliktów w krajach dawnego ZSRS. "Tak samo jak w Osetii Południowej najpierw Rosja będzie ogłaszać, że musi interweniować w obronie życia Rosjan mieszkających na Krymie. Potem, za parę dni, zjawią się tu kolumny rosyjskich czołgów, które będą bronić Rosjan np. przed Tatarami" - taki rozwój wydarzeń przewiduje Pomazanow w niedalekiej przyszłości na Ukrainie. "W końcu Kijów i prawobrzeżna Ukraina [na zachód od Dniepru - przyp. red.] podpadną pod protektorat UE, a lewobrzeżna część Ukrainy razem z Krymem pod protektorat Rosji" - konkluduje autor.
Anna Górska, ekspert ds. Ukrainy z Ośrodka Studiów Wschodnich, jest większym optymistą niż Pomazanow, choć też dostrzega wiele zagrożeń wiszących nad Ukrainą. - Rzeczywiście na Ukrainie są konflikty i w takich warunkach możliwe jest odbudowywanie silniejszych wpływów rosyjskich. Jednak praktycznie niewiarygodne jest, aby Ukraina się rozpadła - uważa Anna Górska. W jej opinii, wschodnia Ukraina, choć prorosyjska, nie dąży jednak do przyłączenia się do Rosji. Górska podkreśla, że Ukraina zachowa swoją niepodległość w sensie granic geograficznych, jednak nie jest to jednoznaczne z suwerennością. - Jeśli rosną zależności ekonomiczne i częściowo polityczne od innego państwa, to nie oznacza jeszcze rewizji granic i upadku niepodległej Ukrainy w sensie geograficznym - podkreśla ekspert Instytut Studiów Wschodnich. Jej zdaniem, sytuacja naszego wschodniego sąsiada byłaby lepsza, gdyby doszło tam do "wymiany elit", ponieważ obecne są skompromitowane.
Ale polityczny system na Ukrainie jest zakonserwowany. Aby wejść do struktur władzy, trzeba mieć powiązania z oligarchami lub być na tyle bogatym, żeby móc kupić miejsce w "rodzinie" za grube pieniądze. Chociaż na Zachodzie, w tym i w Polsce, Ukraina w przeciwieństwie do Rosji jest uważana za państwo w pełni demokratyczne, to sami Ukraińcy takie opinie uważają za naiwne. W rzeczywistości bowiem "demokratyczną Ukrainą" zarządza około 20 oligarchicznych rodzin, które kontrolują kraj, w tym i wymiar sprawiedliwości, czy raczej, jak mówi wielu Ukraińców, "wymiar niesprawiedliwości". Wielu oligarchów ma także na koncie niewyjaśnione związki mafijne i przestępstwa. Dość powiedzieć, że w parlamencie ukraińskim wśród 450 deputowanych jest ponad 300 milionerów, których majątki liczy się zresztą nie w dziesiątkach czy setkach milionów hrywien, ale dolarów amerykańskich. Polityka w kraju oznacza generalnie możliwość osiągania niesamowitych zysków. W jakim państwie prezydent mógłby "zarobić" w ciągu dwóch kadencji 12 mld dolarów? A na Ukrainie taki majątek, jak twierdzą tutejsze media, zgromadził prezydent Leonid Kuczma. Legendy krążą także o bajecznych fortunach zbitych w latach 90. przez obecną premier Julię Tymoszenko. Krocie mieli też zarobić współpracownicy prezydenta Wiktora Juszczenki, on sam jest oskarżany o czerpanie zysków choćby z handlu gazem, choć nic prezydentowi dotąd nie udowodniono. System oligarchiczno-finansowy pokazał teraz swoją nieudolność tak w sferze gospodarczej, jak i politycznej. W dodatku publiczną tajemnicą jest to, że ukraińskie elity tworzą ludzie, którzy wywodzą się z dawnej partii komunistycznej i jej młodzieżowych przybudówek, we władzach pełno jest także byłych funkcjonariuszy i agentów KGB.
Kłopoty Ukrainy są spotęgowane przez gigantyczne problemy społeczne. Demoralizacja, pijaństwo, narkotyki, prostytucja są wszechobecne i dotykają w coraz większym stopniu młodzież. Ukraińcy są przerażeni, bo w Kijowie i innych miastach czymś "normalnym" jest np. widok matek małych dzieci pijących piwo lub wódkę lub palących papierosy w miejscu zabaw swoich dzieci. To nie tylko skutek komunistycznego dziedzictwa, ale i efekt lansowania w mediach źle pojętych zachodnich wzorców życia. Dlatego Ukraińców nie dziwi to, że jeszcze do niedawna narkotyki można było kupić od patroli milicyjnych lub w karetkach pogotowia.
Witalij Pomazanow, jak również wielu innych politologów i socjologów ukraińskich, przestrzega władze, że marazm z społeczeństwie jest tylko pozorny, bo kraj znajduje się na progu wybuchu ogromnych konfliktów na tle socjalnym, które potem mogą przerodzić się w nowy, silny ruch polityczny. Najpierw bowiem, zapowiada Pomazanow, młodzi ludzie, którzy będą chcieli dokonać zmian w kraju, będą próbowali dostać się do struktur władzy. "Te nowe elity nie będą rzecz jasna dopuszczone do władzy przez oligarchów. Dlatego, aby Ukraina weszła na nowe tory rozwoju, w kraju wybuchnie powstanie. I wtedy może dojść na Ukrainie do 'nocy długich noży'" - alarmuje politolog. Jego zdaniem, przedstawiciele obecnych władz po prostu uciekną z kraju w razie niebezpieczeństwa, a w warunkach zamętu władzę na jakiś czas przejmie armia i dopiero po uspokojeniu sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej odda władzę cywilom. "Żeby Ukraina ocalała, niezbędne są nowe elity. Elity mogą powstać dzięki wysiłkom mądrego przywódcy lub pod wpływem zewnętrznego (lub wewnętrznego) zagrożenia. Mądrego przywódcy u nas nie ma, dlatego kraj czekają poważne wstrząsy, czy chcemy tego, czy nie" - stwierdza Pomazanow, dodając, iż sprawy zaszły już tak daleko, że niemożliwe jest dokonanie zmian w kraju w sposób ewolucyjny.
Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów
"Nasz Dziennik" 2009-06-10
Autor: wa