Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ukraina nie odblokuje polskiego eksportu

Treść

Wbrew wielokrotnym zapewnieniom Ukraina nie odblokuje eksportu polskiego mięsa. Takie stanowisko przedstawił naczelny inspektor medycyny weterynaryjnej Ukrainy Iwan Bisiuk w liście skierowanym do ambasadora Ukrainy w Polsce Ołeksandra Mocyka. Władze Polski są zdziwione takim stanowiskiem i oskarżają Kijów o blokowanie polskiego eksportu z motywów politycznych.
Jest to tym bardziej prawdopodobne, że Ukraina podważa polskie normy, które są zgodne ze standardami Unii Europejskiej, a jednocześnie twierdzi, że umożliwia eksport mięsa z innych państw UE, m.in. z Niemiec. Władze w Warszawie nie dowierzają w to i zapowiadają podjęcie kolejnych kroków zmierzających do uchylenia embarga.
"Import mięsa jako produkcji pochodzenia zwierzęcego zawsze przedstawia pewne ryzyko dla zoosanitarnego statusu kraju importującego. Ocena tego ryzyka jest złożona, bo standardy ochrony zdrowia i produkcji mięsa różnią się w krajach eksportujących i importujących" - w taki mętny sposób tłumaczył Iwan Bisiuk stanowisko służb weterynaryjnych w liście skierowanym w piątek do ambasadora Ukrainy w Polsce. "W kwestii embarga polskiego mięsa Ukraina występuje jako kraj importujący, dlatego zanim strona ukraińska zacznie handel produkcją mięsną, musi być pewna, że polska produkcja nie odbiega od przyjętych przez Ukrainę standardów zoosanitarnych" - wyjaśniał inspektor Bisiuk.
Według niego, ostatnie kontrole produkcji polskiego mięsa przez specjalistów ukraińskiego departamentu medycyny weterynaryjnej ujawniły przypadki niedostosowania do ukraińskich standardów przez służby weterynaryjne Polski. Bisiuk zapewnia, że strona polska została o tym poinformowana. Odpowiednie dokumenty kontroli zostały przekazane głównemu lekarzowi weterynarii Ewie Lech 15 listopada br. na spotkaniu z jej ukraińskim odpowiednikiem Iwanem Bisiukiem w Ministerstwie Polityki Rolniczej Ukrainy. Jak twierdzi strona ukraińska, dokonane w dniach 21 listopada - 7 grudnia dodatkowe inspekcje nie zmieniły oceny polskiego eksportu.
- Ukraińscy inspektorzy generalni - mimo że twierdzą, iż skontrolowali 13 zakładów - tak naprawdę poddali kontroli 23 - uściśla w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Ewa Lech. - Ukraińscy inspektorzy skontrolowali ostatnio 13 zakładów. Potem byli w 12 zakładach, z czego 10 skontrolowali, ale traktowali to jako kontrolę służb weterynaryjnych. My natomiast nie oddzielamy kontroli służb weterynaryjnych od kontroli zakładu. Bo przecież inspektorzy kopiowali m.in. dokumenty technologiczne zakładu, systemy kontroli. W sumie skontrolowali zatem 23 zakłady, a tak naprawdę nie chcą wznowić importu do siebie, mając zarzuty do naszych służb weterynaryjnych - podkreśla.
- Wysuwane pod naszym adresem zastrzeżenia w przytłaczającej większości odrzucamy, dlatego że to, co robimy, robimy w oparciu o przepisy unijne, które nie zawsze są zgodne z wymaganiami ukraińskimi - tłumaczy Ewa Lech. Dodaje, że w dyskusji ważna staje się kwestia oceny, czy to, co stwierdziły służby ukraińskie, istotnie zagraża bezpieczeństwu publicznemu, czy nie. - Ich uwagi praktycznie w całości odrzucamy. Na razie sytuacja jest patowa. Nie będziemy jednak czekali z założonymi rękami. Myślę, że kolejne podejmowane działania będą już nie tylko weterynaryjne, ale na wyższym szczeblu - mówi Lech.
Główny zarzut strony ukraińskiej dotyczy polskich świadectw weterynaryjnych, które można jakoby skopiować. - Komisja Europejska podpisała memorandum, w którym się zobowiązała, że - zgodnie z żądaniami strony rosyjskiej - świadectwa będą drukami specjalnie zabezpieczonymi hologramami. Ukraina takiego porozumienia nie podpisała i większość świadectw z krajami unijnymi jest na zwykłym papierze. Liczą się oryginalne pieczątki. Zatem wysuwany zarzut jest po prostu niepoważny i poniewczasie. Nie wiem więc, czy nie jest to po prostu brak dobrej woli - zastanawia się Ewa Lech.
Strona ukraińska przyznaje, że inne kraje UE eksportują mięso do tego kraju. Jednak - jak twierdzą ukraińskie służby weterynaryjne - odbywa się to na zasadzie dwustronnych umów. Ewa Lech nie dowierza jednak, że załatwiłoby to sprawę. - Oczywiście, że takie rozwiązanie byłoby możliwe także w Polsce. Ale musiałaby je rozstrzygnąć Komisja Europejska - zastrzega. Podała także w wątpliwość fakt, że Ukraina zgodziła się na import mięsa z Niemiec na zasadzie dwustronnej umowy. - Rosja bowiem także przekazuje informacje, jakoby dogadywała się z poszczególnymi krajami. Tyle że jest to nieprawda. Ja w każdym razie nic na ten temat nie wiem - podkreśla.
Odrzuca natomiast zasadność ukraińskich podejrzeń o tolerowanie przez Polskę reeksportu. - Pierwotnym i zasadniczym powodem zamknięcia granic był przemyt. A mięso przemycali bez żadnych dokumentów Ukraińcy. To zaś jest przecież problem Ukrainy, nie Polski. Ale Ukraina za ten przemyt obarcza nasze służby. Ja nie znam przypadków reeksportu - dodaje.
Eugeniusz Tuzow-Lubański, AMJ
"Nasz Dziennik" 2006-12-20

Autor: wa