Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Ukradliście nam wybory"

Treść

Sytuacja w Rosji po wyborach parlamentarnych jest dość niespokojna. Wprawdzie nie ogłoszono ostatecznych, oficjalnych wyników głosowania, ale Rosjanie znają je dość dokładnie. I są oburzeni. Choć rządząca Jedna Rosja (ER) wypadła słabo jak na swoje oczekiwania i przedwyborcze prognozy, to zachowała w zasadzie pełnię władzy i wpływów.

To wytwarza specyficzną sytuację społeczną. W przeświadczeniu wielu Rosjan wybory zostały sfałszowane, a poparcie dla ER sami szacują na 20-25 procent. Choć "partia oszustów i złodziei" wciąż realnie rządzi, to w społeczeństwie jest już silne poczucie, że słabnie. Stąd wybuch protestów, organizowanie wieców i akcji przeciw władzy. Siły bezpieczeństwa: policja i OMON, reagują jak zwykle brutalnie, ale poruszenie wśród zawiedzionych wyborców tylko się wzmaga. Co więcej, socjolodzy już odnotowali jakościową różnicę. Na ulice wychodzą nie tradycyjni uczestnicy rozmaitych pikiet, ale coraz więcej młodych ludzi, dotąd niezaangażowanych. To rosyjska młoda klasa średnia, są dobrze wykształceni i względnie zamożni albo mają nie najgorzej sytuowanych rodziców. Podstawowym środkiem komunikacji jest dla nich internet, a ten pozostaje niezależny i większość serwisów informacyjnych czy ogólnie politycznych ma nastawienie nieprzychylne władzy. Setki uczestników demonstracji jakby przestało się bać, śmiało odmawia wykonywania niezgodnych z prawem poleceń służb porządkowych, próbuje nawet dyskutować z policjantami. Na wiecach przemawiają znani od dawna działacze opozycyjni, ale pojawił się też nowy lider. Aleksandr Nawalny jest prawnikiem, absolwentem amerykańskiego Yale. W Moskwie posiada kancelarię prawną świadczącą usługi głównie dla zachodnich firm. Nawalny od dawna prowadzi blog na temat korupcji w Rosji. Jego poglądy można określić jako umiarkowany nacjonalizm. Po poniedziałkowym wiecu został zatrzymany i skazany na 15 dni aresztu. Dla tysięcy młodych ludzi jest teraz bohaterem. Ale nie tylko on. We wtorek policja zatrzymała w Moskwie po wiecu na placu Triumfalnym łącznie 300 osób. Są wśród nich liderzy Jabłoka Borys Niemcow i Siergiej Mitrochin, a także lider nacjonalistycznej Innej Rosji Eduard Limonow. Do więzienia trafiły też dziennikarki: Jelena Kostuczenko z "Nowej Gaziety" i Bożena Ryńska, pisząca do serwisów internetowych. Aleksandr Czernych z "Kommiersanta" został dotkliwie pobity. Funkcjonariusz w odpowiedzi na pokazywaną legitymację odkrzyknął: "Ty teraz nic nie znaczysz", po czym przewrócił korespondenta. Na komisariacie policjanci skakali po nim. Wreszcie po kilku godzinach wypuszczono polityków i dziennikarzy. Czernych został przeproszony, ale zapewne nikt nie poniesie odpowiedzialności za brutalne traktowanie. Tego samego dnia protestowano także w Sankt Petersburgu.


Naszyści: "Putin - zwycięzca"
W odpowiedzi proputinowska młodzieżówka Nasi próbuje zagłuszyć manifestacje opozycji, bijąc w bębny i skandując: "Putin - zwycięstwo". Podobno członkowie organizacji są zwożeni do stolicy z innych obwodów i organizatorzy płacą za wyjazd po kilkaset rubli. Władza ucieka się też do środków, których nie widziano od puczu Janajewa w 1991 roku. We wtorek mieszkańcy Moskwy zobaczyli dziesiątki autokarów z uzbrojonymi ludźmi wjeżdżających do miasta. Ministerstwo spraw wewnętrznych potwierdziło, że "dla zapewnienia spokoju i bezpieczeństwa" ściągnięto tzw. wojska wewnętrzne. Miasto patrolują samochody terenowe, nad ulicami latają śmigłowce.
Opozycja następną wielką manifestację zaplanowała na jutro. Ma w niej wziąć udział ponad 20 tys. osób. Demonstrację zarejestrowano i uzyskano wszystkie potrzebne zgody. Ma się odbyć przy placu Rewolucji. To skwer naprzeciw słynnego Teatru Bolszoj, nieopodal Kremla, a także siedziby Centralnej Komisji Wyborczej. Tymczasem wicemer Moskwy Piotr Biriukow zamknął plac z powodu remontu. Podobno nastąpiła awaria wodociągu. Ekipy robotników już ogrodziły większą część placu i zaczęły go rozkopywać. Wczoraj ogłoszono, że w manifestacji może wziąć udział tylko 300 osób. Jeśli przyjdzie więcej, organizatorzy "zostaną pociągnięci do odpowiedzialności". Opozycję poparł ostatni przywódca ZSRS Michaił Gorbaczow, który z reguły dystansuje się od bieżącej polityki i woli tematy z zakresu spraw międzynarodowych i sytuacji globalnej, ale też wyraźnie nie sympatyzuje z ekipą Putina. - Z każdym dniem coraz więcej Rosjan nie wierzy, że ogłoszone wyniki wyborów są uczciwe. Uważam, że władze mogą podjąć tylko jedną decyzję: anulować wyniki wyborów i zorganizować nowe - stwierdził były (i jedyny) prezydent Związku Sowieckiego.
O zaniepokojeniu brakiem w pełni demokratycznych wyborów mówiła sekretarz stanu USA Hillary Clinton. Komisja Kongresu zajmująca się sprawami bezpieczeństwa i współpracy w Europie (tzw. komisja helsińska) wydała oświadczenie na temat sytuacji w Rosji. "Wzywamy rząd Rosji, aby przestrzegał norm międzynarodowych i zobowiązań dotyczących demokracji, praw człowieka i rządów prawa" - napisano w wydanym dokumencie. Także przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek wyraził zaniepokojenie zatrzymaniami dziesiątków protestujących członków opozycji. Prezydent Dmitrij Miedwiediew skrytykował próby podważania wyników wyborów. W środę nazwał przewodniczącego Centralnej Komisji Wyborczej Władimira Czurowa "czarodziejem". Chociaż miał to być komplement, został zrozumiany bardzo niejednoznacznie. Bardziej surowy jest premier Władimir Putin. - W razie naruszeń prawa władze powinny domagać się jego przestrzegania wszelkimi legalnymi środkami - stwierdził w pierwszym po wybuchu protestów wystąpieniu publicznym.

Wyborcy oczekiwali zmian
Ale on także musi reagować na zmieniającą się sytuację. Jego rzecznik Dmitrij Pieskow oświadczył, że premier "nigdy nie był bezpośrednio związany z Jedną Rosją". Rzeczywiście Putin formalnie nie jest członkiem rządzącej partii, ale jej... przewodniczącym i z ramienia Jednej Rosji kandyduje na urząd prezydenta, a wcześniej został premierem. Formalnie jednak po prostu "zgodził się przyjąć propozycję kandydowania, na którą wysunęła go partia". Według Pieskowa, jego szef nie musi obawiać się o zwycięstwo w wyborach 4 marca. - Popularność Putina i popularność partii to dwa zupełnie różne pojęcia w naszej polityce wewnętrznej - zapewnił przedstawiciel premiera Rosji. Zgodził się jednak, że wyborcy oczekują zmian, a konkretnie kogoś nowego. Sam premier próbował na spotkaniu ze swoimi zwolennikami z regionów niejako podzielić się odpowiedzialnością za słaby wynik z opozycją. - Określenie "partia oszustów i złodziei" nie dotyczy tylko Jednej Rosji, ale całej władzy - stwierdził i wezwał swoich stronników do większego zainteresowania sprawami zwykłych ludzi. Putin uważa jednak wynik wyborów za sukces.
Trudno stwierdzić, czy dystansowanie się Putina od swojej partii będzie skuteczne. Hasła demonstrantów w równej mierze krytykują Jedną Rosję i jej przewodniczącego. Ale to dotyczy przede wszystkim "stolic", czyli Moskwy i Sankt Petersburga, w których koncentrują się protesty powyborcze. Być może milcząca dotąd prowincja nie jest aż tak skłonna do poparcia nagłej zmiany i opowie się za "odnowionym" Putinem, dając wiarę tradycyjnemu powiedzeniu o "dobrym carze i złych doradcach".

Piotr Falkowski

Nasz Dziennik Piątek, 9 grudnia 2011, Nr 286 (4217)

Autor: au