Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ukarani za życie?

Treść

Lekarze mogą być karani za uniemożliwienie zabicia poczętego już dziecka; wystarczy, że jest chore i chcą tego rodzice. Do takich wniosków można dojść, analizując wczorajsze orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie Wojnarowscy kontra Szpital Wojewódzki w Łomży. Małżeństwo utrzymuje, że lekarze, odmawiając im badań genetycznych, "pozbawili ich prawa do decyzji o legalnym przerwaniu ciąży". Chcą, by szpital zapłacił za to 1,5 mln zł odszkodowania. To jedna trzecia rocznego kontraktu łomżyńskiej placówki. Wojnarowscy obwiniają lekarzy, szpital tłumaczy, że badań prenatalnych nie zakontraktowała kasa chorych. Czy ktoś jednak zastanowił się, jak czuje się narażona i tak na cierpienia fizyczne dziewczynka, której przyjdzie się zmierzyć z faktem, że rodzice chcieli ją zabić, tylko im nie wyszło?
Sąd Najwyższy zwrócił sprawę Wojnarowskich do sądu II instancji. To, czy należy im się odszkodowanie i w jakiej wysokości, zbada ponownie Sąd Apelacyjny w Białymstoku.
- Tu nie chodzi o kwestię przerywania ciąży, bo dziecko się urodziło. Pytanie jest takie, kto ponosi odpowiedzialność, w tym także finansową, za bardzo duże koszty utrzymania i wychowania takiego dziecka - mówi mec. Zbigniew Hołda, reprezentujący Wojnarowskich. - Jeżeli w proces decyzyjny matki wkroczył inny podmiot, w tym przypadku jest to pozwany szpital i lekarze, to uważamy, że kto podejmuje decyzje, ponosi odpowiedzialność. I na tej podstawie domagamy się zadośćuczynienia za naruszenie praw pacjenta, ale także odszkodowania za szkodę, którą jest bardzo duże obciążenie finansowe rodziców - mówił przed rozpoczęciem procesu. Hołda sugerował, że szpital odmawiał badań prenatalnych, bo nosi imię Stefana Kardynała Wyszyńskiego.
- Lekarz może się odwoływać do własnego sumienia, może odmówić dokonania tzw. aborcji. Jeżeli nawet ustawa dopuszcza jej dokonanie, m.in. w przypadku wady rozwojowej dziecka, powinien postawić sprawę jasno i wytłumaczyć, z jakiego powodu odmawia. Lekarz jest związany oczywiście przysięgą lekarską, jednak ta nie obejmuje takiego zalecenia, żeby zabić. Generalnie zadaniem lekarza jest chronić życie, a nie życie odbierać - twierdzi dr Ewa Ślizień-Kuczapska, ginekolog położnik.
Zarzuty pełnomocników Wojnarowskich z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w imieniu szpitala wczoraj odpierała przed sądem Elżbieta Barcikowska. Jej zdaniem, lekarze wykonali odpowiednie badania, więc powyższy zarzut jest bezzasadny. - Badania te były wykonane w 7. tygodniu ciąży, na podstawie których lekarz stwierdził prawidłowy rozwój dziecka i dodał, że ciąża jest wysokiego ryzyka, ale nie ze względu na chorobę pierwszego dziecka i ewentualne wady płodu, które by mogły wyniknąć, tylko ze względu na otyłość pani powódki i ze względu na cukrzycę - tłumaczyła Barcikowska. Dodała również, że matka chorej dziewczynki z posiadanymi informacjami zgłosiła się do swojego lekarza na powtórne badania dopiero po ponaddwumiesięcznej zwłoce. W międzyczasie miała również zaproszenie do specjalistycznej poradni w Krakowie, której już była pacjentką, ale z niego nie skorzystała. Oznacza to, że nie było w tej sprawie "zawinionego naruszenia praw pacjenta", a tylko w takim przypadku można przyznać odszkodowanie.
Zdaniem Elżbiety Barcikowskiej, szpitalny lekarz nie mógł wystawić kobiecie skierowania na badania prenatalne, gdyż usługa ta nie była zakontraktowana z kasą chorych i w gestii pacjentki należało zgłosić się z tą sprawą do swego lekarza prowadzącego. Pełnomocnik szpitala podkreśliła, że żądana przez Wojnarowskich kwota jest "zupełnie niewyobrażalna", ponieważ ta suma stanowi 1/3 wartości rocznego kontraktu łomżyńskiego szpitala.
Według SN, sądy niższych instancji pominęły fakt, że do legalnej tzw. aborcji wystarczy samo "duże prawdopodobieństwo" choroby, stwierdzone w wyniku badań prenatalnych lub "innych przesłanek medycznych", a więc np. chorób genetycznych.
Człowiekiem jest każdy od poczęcia, dlatego domaganie się od lekarzy zabijania chorych, nienarodzonych dzieci na życzenie rodziców należy uznać za wyjątkowo odrażający proceder.
Magdalena M. Stawarska

"Nasz Dziennik" 2005-10-14"

Autor: ab