Uda(wa)ny kompromis
Treść
Miało być gorąco, włącznie z dymisjami dwóch wiceprezesów Ligi Polskich Rodzin. Ale obrady Rady Politycznej skończyły się pseudokompromisem, który będącą w ofensywie grupę reformatorską zepchnął w rzeczywistości do narożnika. Choć w dyskusji głosy rozkładały się niemal równo, nie doszło do decydującego starcia. W zamian za to Rada prawie jednogłośnie (wstrzymali się tylko Anna Sobecka i Cyprian Gutkowski) przyjęła projekt uchwały proponowany przez Romana Giertycha. Powołano nowy zespół negocjacyjny z Bogusławem Kowalskim i Markiem Kotlinowskim. Dziś mają kontynuować zakończone już przecież negocjacje. Warunki stawiane przez LPR są, obiektywnie rzecz ujmując, zaporowe. Giertych ma nadzieję, że negocjacje zakończą się fiaskiem.
Oczyszczeniem Ligi Polskich Rodzin nazywali liczni członkowie Rady Politycznej wczorajsze obrady tego gremium. Merytoryczna dyskusja o przyszłości Polski trwała długie godziny. Przed posiedzeniem zwolennicy Romana Giertycha robili wszystko, by wygrać. Część członków Rady otrzymała informacje o przesunięciu rozpoczęcia obrad na godz. 19.00 (rozpoczęły się blisko 6 godzin wcześniej), a Przemysław Piasta odebrał SMS-a z informacją, że jeśli pojawi się w Warszawie, za tydzień nie będzie już wicemarszałkiem Sejmiku Wojewódzkiego w Wielkopolsce. Piasta, członek Rady Politycznej LPR, uchodził jeszcze niedawno za zaufanego współpracownika Romana Giertycha. Cieszył się również zaufaniem szarej eminencji tej partii - Wojciecha Wierzejskiego. "Wrogiem i zdrajcą" stał się praktycznie z dnia na dzień, gdy w ubiegłym tygodniu wziął udział w konferencji prasowej zorganizowanej w Toruniu. Właśnie tam część posłów i działaczy terenowych powiedziała głośno, że przyszłość LPR można uratować we współpracy koalicyjnej z Prawem i Sprawiedliwością, a nie w opozycji, jak uważa Giertych. Na domiar złego Piasta udzielił nam wywiadu, w którym krytykował błędne, jego zdaniem, decyzje władz partii.
"Za tydzień nie będziesz już wicemarszałkiem! W tym tygodniu sprawa będzie załatwiona centralnie!" - SMS-a takiej treści Piasta otrzymał na kilkanaście godzin przed posiedzeniem Rady Politycznej LPR od Bartosza Rzeźniczaka, "zaufanego" członka Młodzieży Wszechpolskiej. Podczas obrad nikt nie przyznał się do inspirowania podobnych działań. Zgodzono się, że młody działacz powinien ponieść konsekwencje takich czynów. Chętnych do karania osób odpowiedzialnych za fakty opisywane przez "Nasz Dziennik" już nie było. A raczej byli, ale "w imię jedności partii" nie zgłaszali zbyt daleko idących wniosków. Gwoli ścisłości - nie zgłaszali ich wcale.
SMS-y otrzymywali także inni członkowie Rady Politycznej LPR. Tym razem o rzekomej zmianie terminu posiedzenia. Czy w ten sposób współpracownicy Giertycha i Wierzejskiego chcieli zapewnić sobie większość na środowym posiedzeniu Rady?
- Ktoś nie gra uczciwie, ale my nie mamy się czego bać, bo jesteśmy pewni swoich racji i większości - mówił rano wiceprezes LPR Robert Strąk i przytoczył kolejny przykład dziwnego zachowania władz partii. Na dwie godziny przed posiedzeniem w lokalu przy ul. Kinowej odbył się obiad. Nie zostali na niego zaproszeni ci, co do których nie mogło być wątpliwości, że nie poprą Giertycha i jego pomysłu. On sam w czasie obrad był zaskoczony, że traci kolejnych zwolenników. Ofertę wynegocjowaną z PiS przez Bogusława Kowalskiego poparli m.in. senator Ryszard Bender, Jan Maria Jackowski i eurodeputowany Sylwester Chruszcz. Wielu innych członków Rady było wzburzonych wczorajszą publikacją "Naszego Dziennika". Zapewniają, że będą domagać się wewnętrznej kontroli finansów partii. Tylko najbliżsi Giertychowi ludzie mówią o "spekulacjach" i niewiele wartych pomówieniach. Wicemarszałek Sejmu Marek Kotlinowski w wywiadzie dla radiowej Trójki nazwał nasz artykuł pomówieniem i zagroził skierowaniem sprawy do sądu, a Wojciech Wierzejski spokojnie uznał, że artykuł nie zawiera żadnych zarzutów. Giertych, mimo wielu prób skontaktowania się z nim, nie zabrał głosu w tej sprawie.
- To zaklinanie rzeczywistości, a Wierzejski wierzy, że jak powie, że krzesła nie ma, to krzesło zniknie - ironizuje jeden z działaczy Ligi Polskich Rodzin.
Również Roman Giertych wydaje się nie być zainteresowany możliwością polemiki i ewentualnego odparcia zarzutów. Wczoraj nie zareagował na wielokrotnie podejmowane próby skontaktowania się z nim. Liga Polskich Rodzin zdobyła duże zaufanie swoich wyborców, wydaje się więc, że władze partii - dla jej dobra - powinny uświadomić sobie, że publiczne podnoszenie od dawna nabrzmiałych wewnętrznych problemów partii to nie przejaw "walki" z jej liderami czy prywatna wendeta, ale wskazanie, że najwyższy czas je rozwiązać.
Starcie okazało się klęską "grupy reformatorskiej", choć niektórzy posłowie starali się trzymać fason. Bogusław Kowalski mówił wręcz o sukcesie, Andrzej Mańka - o zrobieniu "pół kroku naprzód". I tylko Strąk, załamany, jak najszybciej opuszczał budynek przy ul. Kinowej, nie potrafiąc ukryć rozczarowania. Czy to koniec sporów wewnątrz partii? Przegrani zapowiadają walkę o "uratowanie stronnictwa". Według nich, jest to możliwe jedynie w koalicji. Giertych jest dokładnie odmiennego zdania.
Mikołaj Wójcik, Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2006-04-20
Autor: ab