Uciekliśmy "zapakowani" w pudłach
Treść
Z Joanną Kuklińską, żoną pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, rozmawia Mariusz Bober Jak wyglądała ewakuacja Pani i rodziny z Polski? Wyjechali Państwo samochodem ambasady amerykańskiej? - Tak, wyjechaliśmy furgonetką ambasady. Jechaliśmy 10 godzin do Berlina. Stamtąd już odlecieliśmy samolotem do Stanów Zjednoczonych. Jak byli Państwo schowani? - Każdy był "zapakowany" w osobne pudełko ustawione w samochodzie. To prawda, że w ostatniej chwili musieli Państwo zmieniać plany ucieczki, która była właściwie wcześniej planowana, ponieważ służby już "deptały rodzinie po piętach"? - Rzeczywiście. Jak zaaklimatyzowali się Państwo po przyjeździe do USA? - Na początku czuliśmy się bezpiecznie. Jednak służby PRL szukały nas. Dlatego musieli Państwo zmieniać miejsca zamieszkania? - Tak, trzy razy przeprowadzaliśmy się. Czy wyrządzone Pani rodzinie przez władze PRL krzywdy zostały już naprawione, przynajmniej w takim zakresie, w jakim teraz można to zrobić? Życia Pani synom niestety nie da się już przywrócić? - Ta sprawa nie została jak dotąd wyjaśniona. Tymczasem część społeczeństwa wciąż nie wierzy, że mąż mówił prawdę, że nie zdradził Ojczyzny. Władze komunistyczne nie tylko ukarały męża wyrokiem śmierci, ale też degradacją i konfiskatą mienia. Czy po 1989 r. zwrócono je rodzinie? - Otrzymaliśmy tylko odszkodowanie za przejęty dom. Wróćmy jeszcze na chwilę do tragicznego losu Pani synów, którzy zginęli w niejasnych okolicznościach w pierwszej połowie lat 90. Ma Pani jakieś podejrzenia? W powszechnym odbiorze głównym podejrzanym są rosyjskie służby specjalne. Jednak czy ma Pani lub czy Pani mąż miał jakieś dowody potwierdzające, że akurat Rosjanie dokonali lub uczestniczyli w prawdopodobnym morderstwie? - Nie mamy żadnych dowodów. Zwracaliśmy się w tej sprawie do władz USA. Jednak żadnych informacji nam nie przekazały. O planach sowieckiej agresji, której w konsekwencji ofiarą mogły paść miliony Polaków, wiedział nie tylko Pani mąż? Wiedzieli o nich przynajmniej członkowie Sztabu Generalnego? - Przypuszczam, że tak. Nie mieli jednak odwagi, by coś zrobić. Przed Państwa wyjazdem nie było sygnałów, że ze strony innych wysokich rangą oficerów, wiedzących o tej sprawie, mogą być podejmowane jakieś działania? - Trudno mi o tym coś powiedzieć. Przed naszym wyjazdem z Polski nie wiedziałam o tym. Nie słyszałam jednak, by ktokolwiek wówczas zrobił coś z tą wiedzą. Czy przebywając już w USA, dostrzegali Państwo skutki działań podjętych przez Pani męża. Mówiąc krótko, czy dostrzegał on np., że z powodu przekazanych przez niego informacji reżim PRL czy może komuniści sowieccy musieli zmienić swoją strategię i plany? - Rzeczywiście, można było zaobserwować pewne zmiany, ale upłynęło sporo czasu, zanim można było je dostrzec. Trudno mi natomiast odpowiedzieć na pytanie, jak bardzo ujawnione przez męża informacje wpłynęły na tę zmianę. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-05-09
Autor: wa