Ubóstwo w ,,Regule" św. Benedykta
Treść
W klasztorach benedyktyńskich jest niedopuszczalne, aby którykolwiek z ich członków otrzymywał stałą pensję do dysponowania nią według swojego uznania. Gdy otrzymuje pieniądze na wydatki, na przykład w czasie podróży, jest obowiązany notować, na co je wydał, i szczegółowy rachunek przedstawić niezwłocznie przełożonemu…
Benedyktyni nie ślubują posłuszeństwa, czystości i ubóstwa, jak się to dzieje w innych zakonach – składają śluby stałości w klasztorze, naprawy obyczajów i posłuszeństwa. Powód tego jest następujący: Reguła św. Benedykta powstała w VI w., zaś śluby rad ewangelicznych pojawiły się w wieku XII, kiedy benedyktyni mieli już odmienną tradycję od sześciuset lat. Niemniej mnisi benedyktyńscy są zobowiązani do praktykowania ubóstwa. Ślub naprawy obyczajów był zawsze rozumiany jako zobowiązujący do przestrzegania praktyki ubóstwa zakonnego, gdyż w pierwszych wiekach Kościoła uważano za rzecz oczywistą, że mnich ma być ubogi, a św. Benedykt w Regule przekazał zasady pierwszych wieków. Należy więc rozważyć, co akt ten mówi o ubóstwie, a przy tym trzeba będzie rozpatrzyć dwie różne sprawy: praktykę osobistego ubóstwa mnicha i zagadnienie ubóstwa wspólnoty, to jest klasztoru.
Święty Benedykt postanawia w rozdziale pięćdziesiątym ósmym: przed złożeniem ślubów nowicjusz,
jeśli ma jakiś majątek, powinien albo rozdać go poprzednio ubogim, albo prawnym aktem darowizny zapisać klasztorowi, nie zachowując niczego z tych wszystkich rzeczy dla siebie. Wiadomo mu przecież, iż od dnia tego nie rozporządza już nawet własnym ciałem (RB 58, 24–25).
W rozdziale pięćdziesiątym dziewiątym natomiast powiedziano: rodzice nowicjusza
powinni w składanym przez siebie dokumencie zobowiązać się pod przysięgą, że nigdy ani sami, ani przez pośrednika, ani w jakikolwiek inny sposób niczego mu nie podarują ani nie umożliwią posiadania czegokolwiek. Jeśliby zaś nie chcieli tego uczynić, a pragnęli ofiarować jakąś jałmużnę klasztorowi jako wynagrodzenie, niechaj sporządzą na rzecz klasztoru akt prawny darowizny tych rzeczy, jakie zamierzają ofiarować, zatrzymując sobie, jeśli zechcą, prawo użytkowania. Trzeba tak to wszystko urządzić, by zapobiec powstaniu w sercu chłopca jakichś zamysłów, które mogłyby go zwieść i – co nie daj Boże – doprowadzić do zguby (RB 59, 3–6).
Ten przepis wyklucza możliwość nabywania jakichkolwiek rzeczy drogą darowizny lub spadku, natomiast zezwala, aby klasztor nabywał własność, a więc i ją posiadał.
Bardzo stanowcze są przepisy zawarte w rozdziale trzydziestym trzecim:
Tę zwłaszcza wadę należy w klasztorze wykorzenić: niech się nikt nie ośmiela cokolwiek dawać lub przyjmować bez pozwolenia opata, ani czegokolwiek posiadać na własność, choćby najmniejszej rzeczy, ani książki, ani tabliczek do pisania, ani rylca, niczego w ogóle. Mnisi nie mają przecież prawa rozporządzać samodzielnie nawet własnym ciałem i własną wolą, a wszystkiego, co niezbędne, oczekują od ojca klasztoru. Każdemu tylko to posiadać wolno, co mu opat sam dał lub na co mu pozwolił. Wszystko dla wszystkich powinno być wspólne i niechaj nikt niczego nie nazywa swoim ani za swoje nie uważa. Gdyby się okazało, że ktoś przywiązał się do tej szkaradnej wady, należy takiego brata raz i drugi upomnieć. Jeśli się zaś nie poprawi, podlega karze (RB 33).
To postanowienie Reguły wymaga objaśnienia. Jest rzeczą oczywistą, że benedyktyn jak każdy inny człowiek potrzebuje odzieży, narzędzi pracy, książek itp. W klasztorze wszystkie te przedmioty nie stanowią prywatnej własności mnicha, lecz ma je dane do użytku i mogą mu być w każdej chwili odebrane przez przełożonego. Następnie może się zdarzyć, że mnich zarabia swoją pracą na wynagrodzenie. Nie wolno mu go posiadać ani komukolwiek odstąpić, wszystko, co zarobił, jest własnością klasztoru. Ujęto to w zasadę prawną: „Cokolwiek mnich nabywa, nabywa dla klasztoru”.
Trzeba podkreślić zasadniczą cechę ubóstwa benedyktyńskiego: wywodzi się ono z obowiązku posłuszeństwa, a mieć coś na własność oznacza możliwość dysponowania tym, a to stanowi wyłom w posłuszeństwie, bo jest działaniem poza posłuszeństwem.
O tym, jak wielką wagę przywiązywał św. Benedykt do praktyki ubóstwa, świadczy to, że posiadanie czegokolwiek przez mnicha nazywa „występną skłonnością” (RB 55, 18).
Reguła wraca do tej sprawy w rozdziale pięćdziesiątym piątym: „Gdyby u kogoś odkryto coś takiego, czego nie otrzymał on od opata, winny podlega bardzo ciężkiej karze” (RB 55, 17). Święty Benedykt żąda od mnicha, by wyrzekł się osobistej własności. Wobec tego poleca, by klasztor, to znaczy jego przełożony dał mnichowi, to co jest potrzebne, więc odzież, pożywienie, narzędzia pracy. Przy tym ostrzega, że wszystko, co jest zbyteczne, powinno być odebrane (zob. RB 55, 11). Kwestia tylko, co należy uważać za zbyteczne, a co za potrzebne. Regułodawca okazuje w tej kwestii wielki umiar. Jego przepisy dotyczące pożywienia mogą się wydawać obecnie raczej surowe, ale gdy zważymy, że ówcześni mnisi rekrutowali się przeważnie z italskich chłopów, nie podobna uznać je za twarde: pożywienie miało być proste, ale wystarczające, nie było mowy o głodzeniu się. Jeśli idzie o odzież Reguła zaleca, aby była skromna, by nie troszczyć się o barwę czy grubość materiału, nabywać to, co tańsze, ale jednocześnie uwzględniać klimat kraju. Każe dawać mnichom buty i pończochy, a przecież w owym czasie uboga ludność chodziła przeważnie boso. Charakterystyczne jest zalecenie, by mnisi udający się w podróż otrzymywali lepsze odzienie niż to, które noszą w domu. Przyniszczone ubrania mnich ma oddać do szatni i otrzymać nowe, a stare należy dać ubogim. A więc benedyktyn nie miał chodzić w tej samej odzieży, aż zedrze się na łachmany, lecz ją oddać, gdy jeszcze będzie mogła posłużyć obdarowanemu ubogiemu.
Mnich wyrzekł się własności osobistej, ale otrzymuje wszystko, czego potrzebuje, więc cóż to za ubóstwo? Wydaje się, że trafną odpowiedź na to pytanie dał biskup O’Neill, benedyktyn, mnich opactwa Woolhampton: mnich – jak zresztą każdy chrześcijanin – jest obowiązany do naśladowania Jezusa. Otóż Jego ubóstwo miało różne postacie: zupełne ogołocenie na Golgocie, skrajny niedostatek w stajni betlejemskiej, ubóstwo w czasie apostolskich wędrówek, gdy nieraz nie miał gdzie skłonić głowy (Mt 8,20) i ubóstwo w Nazarecie, bieda pracującego rzemieślnika, który może zaspokoić swe potrzeby tylko dzięki swej pracy. Ubóstwo benedyktyńskie powinno być takie jak to Jezusa w Nazarecie. Inne zakony mogą mieć, i miewają, inną koncepcję tej postawy, ale każdy zakon ma swoje powołanie i nie ma sensu, by się przestawiał na obce mu zasady.
Wydaje się, że właściwe ujęcie poziomu stopy życiowej benedyktynów jest następujące: ma być nieco niższa niż ta, jaką by miała większość z nich, gdyby nie wstąpili do klasztoru.
Benedyktyni nie tworzą jednego zakonu, lecz istnieje dwadzieścia kilka kongregacji, z których każda ma swoje ustawy. W niektórych kongregacjach w czasie Wielkiego Postu każdy mnich sporządza tzw. memoriale paupertatis (pamiątka ubóstwa), czyli spis wszystkich przedmiotów, które ma do swojego użytku, i wręcza go opatowi, mówiąc: „Te rzeczy i wszystkie, o których mogłem zapomnieć, oraz siebie samego zdaję ojcowskiemu rozporządzeniu”. Intencja tego postanowienia jest taka: idzie nie tylko o powtórzenie wyrzeczenia się własności, ale i o przypomnienie mnichowi konieczności rozważenia, czy rzeczywiście potrzebuje wszystkiego, czego używa.
W klasztorach benedyktyńskich jest niedopuszczalne, aby którykolwiek z ich członków otrzymywał stałą pensję do dysponowania nią według swojego uznania. Gdy otrzymuje pieniądze na wydatki, na przykład w czasie podróży, jest obowiązany notować, na co je wydał, i szczegółowy rachunek przedstawić niezwłocznie przełożonemu, który może zwrócić uwagę, jeśli wydatki byłyby niepotrzebne. Udzielanie pieniędzy do swobodnego wydawania lub zezwalanie na wspieranie mnicha przez rodzinę lub przyjaciół, po pierwsze, demoralizuje go, bo jest to zgoda na samowolę, a, po drugie, może być przyczyną nieporozumień czy zawiści wśród braci, skoro wedle słów Reguły wszystko mają mieć wspólne. Święty Benedykt przewidywał kary dla grzeszących przeciw ślubom, lecz nie należy sądzić, że praktykę ubóstwa wymusza się w klasztorach benedyktyńskich środkami policyjnymi. Do klasztoru wstępuje się dobrowolnie. Przez kilka lat przed złożeniem ślubów wieczystych poucza się mnicha, jakie przyjmuje zobowiązania. Przełożony zatem i wspólnota klasztorna ma prawo oczekiwać od niego, że będzie okazywał dobrą wolę spełniania tego, co ślubował. Należy więc odróżnić od obowiązku ubóstwa jego ducha i cnotę. Gdyby mnich, uznając, że nie jest właścicielem, nieustannie usiłował uzyskać pozwolenie przełożonego na gromadzenie różnych rzeczy do swego użytku, nie byłby wierny ślubom zakonnym. Wolno prosić o rzecz potrzebną, ale trzeba rozważyć w sumieniu, czy rzeczywiście jej potrzebujemy. Nie można zrzucać odpowiedzialności na przełożonego, mówiąc sobie: „Przełożony pozwolił, więc wszystko w porządku”. Nie można wymagać od opata, aby przyjął na swoje sumienie rozstrzyganie, czy wszystkie prośby mnichów są uzasadnione – to będzie robił z obowiązku w ważniejszych przypadkach, w drobniejszych ma prawo ufać, że wnoszący prośbę mnich sumiennie rozważył swoje potrzeby.
Cnota polega na tym, że mnich chętnie praktykuje ubóstwo przewidziane w Regule i że nie przywiązuje się do rzeczy, które ma do użytku. Choć się to może wydawać zabawne, ale jest ludzką cechą to, że kto nie ma możności gromadzenia wielkich dostatków, będzie przywiązywał się do drobiazgów. Cnotę ubóstwa trzeba wywalczyć w sobie, gdyż jest sprzeczna z powszechnym ludzkim pragnieniem posiadania. Czy więc jest ona możliwa do uzyskania? Tak, ale tylko dzięki łasce Bożej, o którą nieustannie mnich winien Boga prosić, pamiętając, że zrezygnował z wszystkiego, aby żadne pragnienia i dążności nie oddalały go od Chrystusa.
Jak było z zachowywaniem ubóstwa osobistego w opactwach benedyktyńskich w ciągu czternastu wieków od napisania Reguły przez św. Benedykta? Mnisi są ludźmi, a więc grzesznikami; dzięki wstąpieniu do klasztoru czy złożeniu ślubów nikt nie staje się od razu święty, mnisi są wędrowcami na drodze ku Bogu, ślubowali, że będą naprawiać swoje obyczaje. Tym samym i z przestrzeganiem ubóstwa było rozmaicie, historia benedyktyńska zna okresy wzlotów i upadków. Bywały czasy, w których stopa życiowa mnichów w wielu klasztorach była rażąco wysoka. W okresie od XII do XVIII w. pojawiał się w niektórych klasztorach system niesłychanie szkodliwy i sprzeczny z Regułą, mianowicie tworzenia tak zwanych prebend dla urzędników klasztornych, to znaczy przyznawania im dochodów na pokrycie wydatków związanych z ich posługą, lecz bez obowiązku zdawania rozrachunków, a więc do swobodnej dyspozycji. To fatalnie wpływało na poziom duchowy klasztoru. Lekceważenie ubóstwa zakonnego nie jest największym grzechem, jaki można popełnić w klasztorze, ale zwykle stanowi początek złego, wprowadza na drogę, która kończyć się może zupełnym upadkiem i rozkładem duchowym. Praktyka i cnota ubóstwa wymaga czujności mnicha, bo mówiąc słowami poety „nikt nie wie, gdzie zajdzie, gdy na ziemi błądzi” (Lechoń).
Teraz omówimy sprawę ubóstwa wspólnotowego, to jest zamożności lub jej braku, jeśli chodzi o cały klasztor. Święty Benedykt przyjmował, że dom ma posiadać pewną własność. Jest mowa w Regule o przyjmowaniu przez klasztor darów. W rozdziale sześćdziesiątym szóstym czytamy, że klasztor powinien mieć własny ogród, młyn i warsztaty rzemieślników – mnisi w nich pracowali. W czasach św. Benedykta powszechnie sądzono, że klasztor musi mieć majątek zapewniający mnichom, zajętym przez kilka godzin dziennie modlitwą i czytaniem duchownym, środki utrzymania. Wynika z Reguły, że pracowali oni na polach należących do opactwa. W rozdziale czterdziestym ósmym znajdujemy jednak ciekawą informację, otóż św. Benedykt mówi, że benedyktyni nie powinni narzekać, jeśli z powodu ubóstwa klasztoru muszą sami pracować przy żniwach, i dodaje, że wtedy naprawdę będą mnichami, gdy będą żyli z pracy rąk swoich. Stąd widać, że Zakonodawca uważał za pożądane, aby klasztor utrzymywał się z pracy wspólnej mnichów, lecz najwyraźniej godził się na to, by miał też inne dochody. Nie życzył sobie jednak, by klasztor się bogacił. W rozdziale pięćdziesiątym siódmym, mówiąc o mnichach rzemieślnikach, poleca, żeby przy sprzedaży wyrobów rzemieślniczych sprzedawać nieco taniej niż świeccy, gdyż należy czuwać, by przy wyznaczaniu ceny nie wkradła się chciwość (zob. RB 57, 7–9).
Począwszy od VIII w. klasztory zaczynają się bogacić. Fundatorzy i inni dobrodzieje darowywali im wielkie obszary ziemi. Były to przeważnie lasy, nie przynoszące w owym czasie dochodów, bo nie było popytu na drewno, i ziemie niezagospodarowane. Jednak klasztory, stosując umiejętną gospodarkę, zamieniały nieużytki w pola uprawne, osuszały bagna, karczowały lasy. Na ich ziemiach chętnie osiedlali się chłopi, bo zwykle sytuacja poddanego na ziemiach klasztornych była lepsza niż na ziemiach świeckich panów. O to mnisi dbali we własnym interesie. Tak więc klasztory stały się – oczywiście nie wszystkie – właścicielami rozległych gospodarstw. Dzięki temu mogły oddawać wielkie usługi społecznościom. Tylko klasztory miewały wielkie zapasy ziarna, więc w latach nieurodzaju mogły żywić głodnych i to niekiedy całe tysiące. Utrzymywały przytułki dla starców, sierocińce, budowały drogi i mosty na szlakach pielgrzymkowych, prowadziły szkoły, w klasztorach przepisywano książki, tak że były przed wynalazkiem druku prawie wyłącznym ich producentem. Jednak to bogacenie się było związane z zagrożeniem dla ducha zakonnego. Klasztory zostały wciągnięte w zatargi z możnymi sąsiadami usiłującymi zagrabić dobra klasztorne, w procesy z dzierżawcami dóbr, którzy chętnie nie płacili czynszów. Bogactwo stanowiło pokusę podnoszenia stopy życiowej mnichów, co podważało sens istnienia klasztoru. Nadto opat bogatego opactwa stawał się możnowładcą wciągniętym w bieg świeckich spraw feudalnego społeczeństwa, a skutkiem tego zaniedbywał swoje obowiązki kierownika duchowego. Z tego powodu też często monarchowie i możni usiłowali wprowadzić na urząd opata członka swojej rodziny lub jakiegoś protegowanego. Ten nacisk zewnętrzny był bardzo często skuteczny i opatami zostawali ludzie nie mający kwalifikacji duchowych na to stanowisko. Dzieje benedyktynów w średniowieczu, a w czasach nowożytnych aż do XVIII w., to okres powtarzających się reform klasztorów, by naprawić szkody duchowe wynikające z ich wplątania w sprawy materialne. Jednocześnie trzeba stwierdzić, że jeśli bogactwo może być dla życia duchowego klasztoru szkodliwe, to nędza najczęściej rujnowała go zupełnie. Jeśli nie mógł zapewnić mnichom tego, co niezbędne, to poszczególni mnisi starali się radzić sobie na własną rękę i życie wspólne zamierało.
Mnóstwo klasztorów benedyktyńskich przestało istnieć. Skasowano je w XVI w. w krajach opanowanych przez protestantyzm. W wiekach XVIII i XIX w wielu krajach zostały skasowane przy politycznych przewrotach lub przez rządy niechętne Kościołowi. Odżyły w XIX i XX w., ale nie są obciążone wielkimi bogactwami. W niektórych krajach trafiają się klasztory dość zamożne. Ogromna większość z nich nie rozporządza gruntami. Miewają ogród lub nawet folwark, ale na ogół utrzymują się z rękodzieła – istnieją w klasztorach drukarnie, introligatornie, warsztaty przemysłu artystycznego metalowego, drzewnego, zwłaszcza artystycznej ceramiki. W nich pracują nie tylko bracia bez święceń kapłańskich, ale także mnisi kapłani. W ten sposób coraz namacalniej realizuje się pragnienie św. Benedykta, by mnisi żyli z pracy rąk swoich.
Benedyktyni mogą i powinni modlić się do Boga słowami Księgi Przysłów: Nie dawaj mi bogactwa ni nędzy, żyw mnie chlebem niezbędnym (Prz 30,8).
Fragment książki Suscipe me, Domine… Benedyktyńskie śluby zakonne
Bernard Turowicz OSB (1904–1989) – benedyktyn tyniecki, śluby monastyczne złożył w 1946 r. Święcenia kapłańskie przyjął w 1949 r. Był profesorem matematyki. Opublikował kilkadziesiąt prac dotyczących równań różniczkowych, analizy funkcjonalnej, algebry, teorii sterowania i teorii automatycznej regulacji, rachunku prawdopodobieństwa, logiki matematycznej, teorii gier i analizy numerycznej.
Żródło: cspb.pl,
Autor: mj