Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ubezpieczaj albo lecz

Treść

Obowiązkowe ubezpieczenia z tytułu niepożądanych zdarzeń medycznych związane są z ustanowieniem komisji orzekających przy wojewodach, które mają rozdzielać na koszt firm ubezpieczeniowych rekompensaty dla pacjentów. Od komisji, w okresie do 4 miesięcy, pacjent powinien uzyskać jednoznaczną decyzję o wypłacie odszkodowania, która nie podlega zaskarżeniu. W tej sytuacji pieniądze wypłaci ubezpieczyciel, z którym szpital podpisał polisę. To, co z pozoru brzmi niegroźnie, a wręcz optymistycznie, dla szpitali oznacza de facto katastrofalny wzrost składki ubezpieczeniowej oraz pogorszenie się i tak trudnej sytuacji finansowej.
Są przypadki, że placówki będą zmuszone wydać na obowiązkowe ubezpieczenie wartość nawet około 1 procenta ubiegłorocznego kontraktu z NFZ.
Na Dolnym Śląsku część szpitali unieważniła przetargi, uznając, że oferta przedstawiona przez ubezpieczyciela, w tym przypadku PZU, jest nie do przyjęcia. Tak było w przypadku Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy, gdzie PZU za nową polisę zażądało ponad 725 tys. złotych. Biorąc pod uwagę, że szpital podobnie jak inne placówki tego typu płaci obowiązkowe ubezpieczenie OC oraz ubezpieczenie środków transportu, mienia itp., które opiewają na blisko 1 mln zł, to doliczając jeszcze wspomniane 725 tys. zł - wychodzi w sumie około 2 mln zł samych ubezpieczeń.
- To ogromny wydatek, na który nie jesteśmy po prostu przygotowani, tym bardziej że składka ubezpieczenia jest różna w przypadku różnych szpitali. Nie wiemy, skąd wynika szkodowość, stąd nasze zastrzeżenia: dlaczego i na jakiej podstawie pewne szpitale mają płacić np. 300 tys. zł, a inne 700 tys. zł - zastanawia się Krystyna Barcik, dyrektor legnickiego szpitala, w rozmowie z "Naszym Dziennikiem".
Ubezpieczenie z tytułu niepożądanych zdarzeń medycznych jest obowiązkowe, ale szpital jak na razie nie ogłosił kolejnego przetargu. Na Dolnym Śląsku większość szpitali - głównie powiatowych - unieważniła postępowania i nie zawarła umów z ubezpieczycielami. W przyszłym tygodniu w Opolu zaplanowano spotkanie konsorcjum szpitali powiatowych oraz konwenty starostów trzech województw: śląskiego, dolnośląskiego i opolskiego, z przedstawicielami resortu zdrowia i PZU właśnie w kwestii ubezpieczeń. Koszty dodatkowe, jakie ponoszą szpitale, nie do końca obchodzą NFZ. Fundusz bowiem płaci szpitalom za wykonywanie świadczeń medycznych. Te zaś z otrzymanych środków muszą pokryć nie tylko koszty leczenia, ale także utrzymania placówek, do czego w tym roku dodatkowo dochodzi jeszcze wzrost składki rentowej.
W ocenie posła Bolesława Piechy (PiS), przewodniczącego sejmowej Komisji Zdrowia, ta sytuacja to pokłosie forsowania przez rząd Donalda Tuska rozwiązań, o których gdzieś ktoś słyszał, ale dokładnie nie sprawdził, jak to działa w Europie - i wcielił to w polski porządek prawny bez wskazania dodatkowego źródła finansowania. - Takie formy, owszem, działają na rynkach ubezpieczeń w innych państwach, tyle tylko, że odszkodowania są wypłacane nie przez ubezpieczycieli, ale przez budżet danego państwa. W Polsce budżet państwa podlega określonym rygorom, dlatego przerzucono to na komercyjne ubezpieczalnie, a te z kolei przerzuciły to na szpitale - wyjaśnia wiceminister zdrowia w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
Z problemem ogromnych ubezpieczeń wiążą się obawy o dodatkowy wzrost zadłużenia polskich szpitali. To, co udawało się jeszcze odwracać ustawą z 2005 r. dotyczącą restrukturyzacji zadłużenia i oddłużenia szpitali, już w tym roku może wrócić z większą siłą. Opozycja przypomina, że podczas przygotowań ustawy, w czasie prac Komisji Zdrowia, wielokrotnie podnoszono ten problem. - Jak to zwykle bywało, kiedy resortem zdrowia zawiadywała minister Ewa Kopacz, wszelkie sugestie czy argumenty nie trafiały do nikogo i były grochem rzucanym o ścianę - przypomina Piecha.
Skutki złego prawa poniosą szpitale, sprawujące nad nimi pieczę starostwa powiatowe, a w konsekwencji - chorzy, którzy niebawem mogą się spodziewać kolejnych utrudnień w leczeniu.
Na Podkarpaciu w związku z dodatkowymi ubezpieczeniami z tytułu roszczeń przed komisją pojednawczą przy wojewodzie osiem szpitali zawiązało nieformalną grupę zakupową, która działając w porozumieniu z grupą brokerską, liczy na nieco niższe koszty ubezpieczenia. - Gdy koszt ubezpieczenia to rząd wielkości blisko pół miliona złotych, każda ulga jest ważna, zważywszy na fakt, że kontrakt z NFZ jest porównywalny do ubiegłorocznego, a koszty, w tym również obowiązkowych ubezpieczeń, rosną bez przerwy. Jakoś musimy sobie radzić - mówi Janusz Solarz, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego nr 2 im. św. Jadwigi Królowej w Rzeszowie. Jego zdaniem, nie może być jednak tak, że wszystkie roszczenia finansowe przerzuca się na koszty funkcjonowania szpitali, co jest szczególnie niebezpieczne wtedy, gdy zapędy rządu kierują się ku przekształcaniu szpitali w spółki prawa handlowego.
- Jako szpitale tego nie udźwigniemy, co w konsekwencji może prowadzić do upadłości. Jeżeli wzrostowi kosztów funkcjonowania szpitali w Polsce nie będzie towarzyszył adekwatny wzrost nakładów na ochronę zdrowia poprzez wzrost składki na ubezpieczenie zdrowotne i towarzyszącą temu zmianę wyceny procedur medycznych, nic nie osiągniemy - niepokoi się dyrektor Solarz. Szefowie poszczególnych placówek dostrzegają potrzebę ubezpieczania swoich szpitali, zwłaszcza kiedy rośnie ryzyko związane chociażby z coraz to większym wachlarzem wykonywanych świadczeń medycznych. Pytają jednak o granice kosztów, jakie przychodzi im ponosić w sytuacji, gdy państwo, z jednej strony nakłada obowiązki, a z drugiej umywa od tego ręce.
Mariusz Kamieniecki

Nasz Dziennik Czwartek, 12 stycznia 2012, Nr 9 (4244)

Autor: au