Tysiące kibiców poniosą Małysza
Treść
Chociaż Adam Małysz prosi swych fanów, by nie oczekiwali zbyt wiele po jego występie w Zakopanem, ci są przekonani, że na Wielkiej Krokwi pod Giewontem odzyska blask i znów skutecznie będzie rywalizować z najlepszymi. Najważniejsze dla polskich kibiców zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich rozegrane zostaną jutro i w sobotę, a nasz mistrz jak za każdym razem liczyć może na wyjątkowe wsparcie i doping.
Wsparcie, które w tym roku jest mu bardziej niż dotychczas potrzebne. Orzeł z Wisły znalazł się bowiem na zakręcie, zagubił gdzieś formę, nie potrafił jej odzyskać. Pomimo wielkich nadziei i oczekiwań od początku sezonu skakał słabo, a kryzys z każdym tygodniem się pogłębiał. Tak naprawdę podobnie było już w poprzednim sezonie, zgodnie uznanym za jeden z najgorszych w karierze najbardziej utytułowanego polskiego skoczka. Dwanaście miesięcy temu Małysz również wierzył, iż w Zakopanem karta się odwróci, znów stanie na podium, poczuje wyjątkową radość z latania. Prawie się udało, w drugim konkursie był blisko, zajął czwarte miejsce - jak się później okazało, najlepsze w całym kiepskim sezonie. Bądźmy szczerzy: teraz taką lokatę wszyscy przyjęlibyśmy z ulgą i radością.
Przez ostatnie kilkanaście dni Małysz przebywał na krótkim obozie "naprawczym" u byłego selekcjonera naszej kadry, Hannu Lepistoe. Sam wystąpił z taką inicjatywą, chciał pod okiem rutynowanego Fina wyłapać wszystkie popełniane przez siebie błędy i je wyeliminować. Nie dokończył Turnieju Czterech Skoczni, nie wystąpił w konkursach w Bad Mitterndorf, czas ten poświęcając na spokojne treningi. Słowo "spokojne" może nawet nie jest najwłaściwsze, bo zawodnik był już kompletnie załamany i rozczarowany swoimi ostatnimi wynikami. Do tego stopnia, iż poważnie zastanawiał się, co dalej. Na szczęście zajęcia z Lepistoe napełniły go małą nadzieją. Jak sam przyznał, z każdym dniem czuł się coraz lepiej i lepiej skakał. Może nie na tyle, by już w Zakopanem walczyć o czołowe lokaty, ale uczynił widoczny krok do przodu. Jaki, przekonamy się już podczas dzisiejszych kwalifikacji.
Podczas gdy Małysz pracował w Lahti, reszta kadry pod okiem trenera Łukasza Kruczka trenowała w Zakopanem. Młody szkoleniowiec robił, co mógł, by jego podopieczni wyszli wreszcie z kryzysu i zaczęli latać na miarę oczekiwań, ale nie ma co ukrywać, że sytuacja była i jest ciężka. Do tego stopnia, że w środę cały sztab trenerski spotkał się z władzami Polskiego Związku Narciarskiego, by porozmawiać o stanie aktualnym i pomysłach na jutro. Wszyscy byli zgodni, że jest źle, ale też wspólnie przyznali, iż sezon nie jest jeszcze stracony. Zakopane, potem mistrzostwa świata w Libercu - to imprezy, na których nasi mogą jeszcze pokazać się z dobrej strony i powalczyć o wynik.
Pomimo słabej postawy polskich skoczków kibice nie zawiodą i znów szczelnie wypełnią trybuny wokół Wielkiej Krokwi. Owszem, nie było szaleństwa pamiętanego z lat poprzednich, bilety nie sprzedawały się jak świeże bułeczki i nie było żadnych problemów z ich nabyciem, ale ostatecznie prawie wszystkie znalazły kupców. Z jednej strony Małysz, a z drugiej Zakopane ze swą niezwykłą, niepowtarzalną atmosferą wciąż przyciągają.
Także zawodników, choć tym razem pod Giewontem zabraknie kilku wielkich skoczków o znaczących w świecie sportu nazwiskach. Lista nieobecnych jest zresztą wyjątkowo długa, znajdują się na niej broniący Kryształowej Kuli Austriak Thomas Morgenstern, Finowie Ville Larinto, Harri Olli i Matti Hautamaeki oraz Norweg Anders Jacobsen. Ich absencja związana jest z bardzo napiętym kalendarzem startów i zbliżającymi się mistrzostwami w Libercu, najważniejszą imprezą sezonu. Na szczęście nie zabraknie dwóch najlepszych skoczków Pucharu Świata Szwajcara Simona Ammanna i Austriaka Gregora Schlierenzauera, a także jego rodaka, triumfatora Turnieju Czterech Skoczni Wolfganga Loitzla oraz wracającego do wielkiej formy Niemca Martina Schmitta. Nie zabraknie też emocji, tego możemy być pewni.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-01-15
Autor: ab