Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Tymoszenko w szpitalu

Treść

Była premier Ukrainy Julia Tymoszenko została wczoraj wcześnie rano przewieziona z więzienia w Charkowie do szpitala. Pod opieką niemieckiego lekarza ma przejść kilkutygodniowe leczenie przepukliny kręgosłupa.

Jak informują służby więzienne, opozycjonistkę przetransportowano z kolonii karnej w Charkowie w karetce pogotowia, którą eskortowały wozy milicyjne pod ochroną oddziału specjalnego Berkut. Na miejscu na Tymoszenko czekały dziesiątki jej zwolenników wznoszących m.in. okrzyki: "Wolność dla Julii!". Była premier trafiła pod opiekę niemieckiego lekarza Lutza Hatmsa, który w najbliższych tygodniach zajmie się jej leczeniem. W pierwszej kolejności, jak zauważa córka Tymoszenko - Jewhenija, niemiecki specjalista ma pomóc byłej premier w zakończeniu trwającej od 20 kwietnia głodówki. Od tego bowiem czasu, jak dodała, 51-letnia Tymoszenko schudła 10 kilogramów i bardzo osłabła (zdaniem badających we wtorek opozycjonistkę lekarzy więziennych, jej stan jest zadowalający). Sama Tymoszenko we wtorkowej rozmowie z córką miała zaznaczyć, że z chwilą, kiedy znajdzie się pod opiekę zagranicznego lekarza, zakończy głodówkę. Jak dodaje Jewhienija Tymoszenko, sama formalna procedura może potrwać od 10 do 14 dni i dopiero po niej może się rozpocząć leczenie kręgosłupa matki.
- We wtorek doktor Harms zbadał mamę i przekazał jej orzeczenie niemieckich lekarzy, którzy są zdania, że leczenie należy zacząć niezwłocznie, bo w przeciwnym razie grozi jej inwalidztwo - powiedziała córka Tymoszenko. Zaznaczyła przy tym, że jej matka zgodziła się na przewiezienie do szpitala tylko dlatego, że doktor Harms ma być cały czas przy niej obecny.
Pierwszą próbę rozpoczęcia leczenia Tymoszenko podjęto 3 tygodnie temu, gdy w nocy z 20 na 21 kwietnia przymusowo próbowano ją przetransportować z więzienia do szpitala w Charkowie. Opozycjonistka odmówiła przejazdu, podkreślając, że nie ufa ukraińskim lekarzom i chce być leczona jedynie przez zagranicznych specjalistów. Wówczas służby więzienne miały zastosować wobec niej siłę, o czym mają świadczyć liczne sińce. Od tego momentu opozycjonistka prowadzi strajk głodowy, sprzeciwiając się podobnemu traktowaniu. Po wybuchu międzynarodowego skandalu sprawą zajęła się prokuratura generalna, która stwierdziła ostatecznie, że nikt nie stosował siły wobec Tymoszenko i niewykluczone, że "pobiła się sama". Po tym incydencie była premier wróciła do kolonii karnej.

Marta Ziarnik

Nasz Dziennik Czwartek, 10 maja 2012, Nr 108 (4343)

Autor: au