Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Twierdza polskości wraca do życia

Treść

Z Waldemarem Rekściem, członkiem zarządu gdańskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami i Związku Szlachty Polskiej, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler W pałacu w Waplewie Wielkim na pomorskim Powiślu cały czas trwają intensywne prace zmierzające do utworzenia w nim Muzeum Tradycji Szlacheckiej - Pomorskiego Ośrodka Spotkań z Polonią. Jaka jest historia tego pałacu? - Jest to wprost bezcenny obiekt, którego rangi i znaczenia dla patriotyczno-narodowej polskiej tradycji nie da się przecenić. Pałac ma bogatą historię. W XIV wieku teren ten został oddany autentycznie pruskiej rodzinie Tessimów, która zdecydowała się służyć Krzyżakom. Od roku 1611, gdy majątek ten zakupili Niemojewscy, aż do roku 1939 był nieprzerwanie w polskich rękach, od połowy XVIII wieku stanowiąc własność rodziny Sierakowskich. To Sierakowscy przebudowali dawny dwór na pałac, ale w otaczającym ten majątek morzu niemieckiego junkierstwa wyróżniał się on specjalnie wybraną polską architekturą. Podczas rozbiorów i w okresie międzywojennym waplewski pałac był autentyczną twierdzą polskości, drugą w Prusach Wschodnich po majątku też wielce zasłużonego rodu Donimirskich. Sierakowscy położyli ogromne zasługi dla krzewienia kultury i polskości, którymi pałac promieniał na całą okolicę. Co mianowicie uczynili? - Ich zasługą było nie tylko rozwijanie polskiego szkolnictwa i kultury rolnej na tych terenach, ale i stworzenie wspaniałej kolekcji dzieł sztuki z obrazami Tycjana, Dürera, Tintoretta, Rubensa i wielu innych światowych mistrzów, a także oczywiście z bogatą kolekcją malarstwa polskiego. Waplewo odwiedzali tak sławni Polacy jak Chopin, Kraszewski, Matejko, Żeromski czy Kolberg. Zbiory biblioteczne czy militariów były równie bogate jak zbiory malarstwa, czyniąc z Waplewa jeden z najcenniejszych polskich ośrodków muzealniczo-kulturalnych, nieustępujący zbiorom Czartoryskich w Krakowie czy Działyńskich w Gołuchowie. Gdy w roku 1939 majątek Sierakowskich przejęły hitlerowskie Niemcy, niemieckie gazety pisały z tryumfem: "Der Turm ist gefallen" - "Twierdza padła", a Melchior Wańkowicz, autor słynnego i jakże proroczego "Na tropach Smętka", ze smutkiem napisał, że "Twierdza polskości padła". Po wybuchu wojny Niemcy wymordowali rodzinę Sierakowskich, a w roku 1941 rozgrabili zbiory pałacowe, z których po wojnie odzyskano dla polskich zbiorów muzealnych tylko skromne resztki. Jest prawdopodobne, że pozostała część znajduje się w Niemczech w prywatnych rękach lub w Rosji, zrabowana przez Sowietów po zajęciu przez nich Gdańska, gdzie hitlerowcy gromadzili łupy z polskich domów. Jaki los spotkał pałac po wojnie? - Na szczęście nie podzielił on losu tylu innych rezydencji na tak zwanych Ziemiach Odzyskanych, a więc nie został spalony przez krasnoarmiejców ani zdewastowany przez ludność napływową, gdyż na pomorskim Powiślu przetrwała rdzennie autochtoniczna ludność polska, z wdzięcznością wspominająca zasłużoną rodzinę Sierakowskich. Po wojnie umieszczono w nim Ośrodek Hodowli Zarodowej, który należycie dbał o cały obiekt, w latach 70. poddając go kapitalnemu remontowi. Po roku 1989 cały zespół pałacowy przeszedł na własność Agencji Rolnej Skarbu Państwa. Zarazem jeden z dwóch żyjących potomków rodu Sierakowskich, Izabela hr. Sierakowska-Tomaszewska podjęła energiczne starania, aby pałacowi przywrócić dawną rangę wybitnego ośrodka polskiej kultury i patriotyzmu. W tych staraniach intensywnie wspierał ją Związek Szlachty Polskiej z nieocenionym prezesem dr. Marcinem Wiszowatym, a także dyrektor Muzeum Narodowego w Gdańsku Wojciech Bonisławski oraz obecny dyrektor tej nowej placówki muzealnej Andrzej Trzeciak. Ostatecznie 10 listopada 2006 roku w obecności marszałka sejmiku pomorskiego Jana Kozłowskiego, pani Izabeli hr. Sierakowskiej-Tomaszewskiej i jej męża, słynnego sportowego dziennikarza Bohdana Tomaszewskiego, dyrekcji Muzeum Narodowego w Gdańsku oraz przedstawicieli Związku Szlachty Polskiej podpisano akt notarialny, na mocy którego zespół pałacowy przekazano na własność województwa pomorskiego, aby służył znowu polskiej kulturze jako oddział gdańskiego Muzeum Narodowego pod nazwą Muzeum Tradycji Szlacheckiej - Pomorski Ośrodek Spotkań z Polonią. I pani Izabela hr. Sierakowska-Tomaszewska mogła z dumą powiedzieć, że twierdza polskości "...jednak nie upadła". Postępowanie władz wojewódzkich i dyrekcji gdańskiego Muzeum Narodowego zasługuje na najwyższe uznanie i słowa podziękowania od wszystkich. Także i dla Związku Szlachty Polskiej, który nie tylko wspierał działania hr. Sierakowskiej-Tomaszewskiej, ale i oficjalnie współpracuje w organizowaniu tej jakże cennej placówki muzealnej. 30 listopada 2007 roku podpisano oficjalną umowę w sprawie współpracy w tej kwestii między Związkiem Szlachty Polskiej i gdańskim Muzeum Narodowym. Co aktualnie dzieje się w waplewskim pałacu? - Na szczęście w doskonałym stanie są pałacowe wnętrza ze słynną Salą Gdańską i wspaniałą sienią, ozdobą której są przepiękne rzeźbione schody. Dzięki postawie dyrektora gdańskiego Muzeum Narodowego pana Bonisławskiego, energicznym poczynaniom dyrektora tej placówki pana Trzeciaka i współpracy ze Związkiem Szlachty Polskiej można być pewnym, że sukcesywnie będą odtwarzane na miarę możliwości nie tylko dawne zbiory, ale i wzbogacone zostaną o ekspozycję pokazującą m.in. rolę szlachty w ocaleniu polskości Pomorza. Rozmiar całego zespołu pozwala uczynić z niego znaczącą i to nie tylko w polskiej skali, placówkę muzealno-badawczą i żywy ośrodek kulturalny, otwarty także dla polskiej diaspory. Miejsce spotkań, naukowych konferencji i znaczących imprez kulturalnych, które już się odbywają. Oczywiście, zyskuje na tym cała okolica nie tylko dzięki nowym miejscom pracy, ale i rozwojowi ruchu turystycznego. Po dworach w Będominie i Sikorzynie jest to trzeci - i miejmy nadzieję, że nie ostatni - żywy ośrodek szlacheckiej kultury i tradycji na Pomorzu Gdańskim, które nie bez udziału Związku Szlachty Polskiej na szczęście ożywają. Jakie jest dziś w Polsce znaczenie Związku Szlachty Polskiej? - Związek powstał i został formalnie zarejestrowany w roku 1995 z inicjatywy grupy młodzieży szlacheckiej z Trójmiasta z panem Ireneuszem Osińskim, pierwszym jego prezesem, na czele. Początkowo jego istnienie media próbowały przemilczeć, potem próbowano nas wykpić, w czym oczywiście celowała sławetna "Gazeta Wyborcza". Dziś jesteśmy traktowani bardzo poważnie także i w kontaktach z władzami rządowymi i samorządowymi, coraz częściej będąc liczącym się partnerem i współpracownikiem w różnych ważnych przedsięwzięciach, jak choćby organizacja muzeum w waplewskim pałacu. Związek rozwijał się wolno, ale systematycznie, a jego rozwój nabrał dynamiki szczególnie od momentu, gdy prezesem Zarządu Głównego Związku Szlachty Polskiej został wspomniany dr Marcin Wiszowaty, pracownik naukowy Uniwersytetu Gdańskiego, działający w równym stopniu ofiarnie, jak i skutecznie. Dziś mamy swoje oddziały nie tylko w całej Polsce, ale i za granicą. Posiadamy własne lokale i biblioteki. Wydajemy własny periodyk "Verbum Nobile" oraz posiadamy własną, znakomitą wprost, stronę internetową www.szlachta.org, do odwiedzenia której wszystkich gorąco zachęcam. Wiekopomną zasługą Związku Szlachty Polskiej jest fakt, że właśnie dzięki tej stronie wiele rodzin rozproszonych w wyniku wojennego kataklizmu i jego następstw po całym świecie mogło się wzajemnie odszukać i nawiązać ze sobą kontakt, co zaowocowało coraz częstszymi zjazdami rodzin szlacheckich, potrafiącymi zgromadzić kilkaset osób z całego świata. Utrzymujemy kontakty z dziesiątkami podobnych organizacji na całym świecie, z których szczególnie ważne są kontakty z organizacjami szlachty litewskiej, białoruskiej czy ukraińskiej. Stałą i bardzo owocną współpracę utrzymujemy z Konwentem Polonia, najstarszą polską korporacją akademicką - kontynuatorem tradycji wileńskich filomatów i filaretów, w reaktywacji której na terenie Polski znaczącą rolę odegrał nasz prezes pan Wiszowaty. Ta korporacja jest wspaniałą szkołą obywatelskiego wychowania w duchu najcenniejszego dorobku Rzeczypospolitej Obojga Narodów - prawdziwym inkubatorem autentycznej polskiej elity, i jestem bardzo szczęśliwy, że mój syn Aleksander jest jej członkiem. A jakie są cele samego Związku? - Związek Szlachty Polskiej jest organizacją społeczno-kulturalną, która za główne cele stawia sobie odbudowę oraz integrację środowiska szlacheckiego oraz ożywienie i propagowanie szlacheckiego etosu rozumianego jako imperatyw wiernej służby Ojczyźnie. Nie jesteśmy żadną organizacją snobistyczną od eksponowania lipnych sygnetów, nadawania fikcyjnych tytułów czy innych bajerów, jak różne fałszywki w rodzaju tej z Sosnowca, cwaniacko żerującej na ludzkich ułomnościach. Kto może być jego członkiem? - Każdy, kto może się wylegitymować polskim szlachectwem, ale pod warunkiem że nigdy nie sprzeniewierzył się fundamentalnym dla każdego Polaka wartościom, a więc prostemu: "Bóg, Honor, Ojczyzna". I dla ludzi z określoną przeszłością polityczną lub na przykład kryminalną w Związku Szlachty Polskiej miejsca nie ma. W Polsce szlachectwo przechodziło z ojca na syna, a więc było dziedziczone po mieczu, a nie po kądzieli. Przez setki lat Rzeczpospolita była fenomenem w światowej skali - najbardziej postępowym państwem świata według dzisiejszej nomenklatury. Była autentyczną szlachecką republiką z elekcyjnym królem tylko dożywotnio, a nie dziedzicznie obieranym przez szlachtę. Polska szlachta to 10 procent całej ludności Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a podstawową szlachecką masę stanowiła szlachta zagrodowa, którą od innych stanów odróżniało przede wszystkim głębokie poczucie obywatelstwa, pojmowanego jako współodpowiedzialność za losy państwa i gotowość do stałej służby Polsce, czego symbolem była wisząca nad łóżkiem szabla. Na Mazowszu szlachta zagrodowa stanowiła aż 40 procent ludności. Polski szlachcic miał nie tylko poczucie dumy jako ten, kto "obiera królów i obala tyranów", jak to jakiś "szaraczek" powiedział Stefanowi Batoremu, ale był w stanie nieustającej gotowości do walki w obronie Rzeczypospolitej. To dzięki polskiej szlachcie Polska była państwem niespotykanej gdzie indziej w świecie tolerancji narodowościowej i religijnej. To przede wszystkim polska szlachta walczyła i ginęła w kolejnych powstaniach. To dzięki polskiej szlachcie zagrodowej i polskim dworom, takim jak Waplewo, polskość przetrwała na Pomorzu Gdańskim i trwa do tej pory na terenie dawnej Wileńszczyzny. Nieprzypadkowo na zapytanie Bermana i spółki, jak mają zniewalać polski naród, Stalin odpowiedział: "zniszczcie polską szlachtę, a reszta to głupstwo". I w latach 60. późniejszy komunistyczny minister, niejaki Władysław Loranc, z dumą oświadczył, że: "trwale podcięliśmy korzenie poszlacheckiej kultury". Nasza obecność i działalność pokazuje, że na szczęście te antypolskie plany się nie powiodły. Istniejemy i rozwijamy się, przywracając Polsce szlachecką kulturę i tradycję jako fundamentalną część tradycji narodowej. W całym świecie żyje około 4 milionów polskiej szlachty, która w dużym stopniu zatraciła poczucie własnego pochodzenia, i nasze działania coraz bardziej skutecznie pomagają tym ludziom odszukać własne korzenie i uczynić dla nich szlachecki etos obowiązującym jako "noblesse oblige". Oczywiście, nie tylko my działamy w tym samym kierunku. Jeszcze za komunistycznych rządów we wspaniałym zaścianku szlacheckim Brzeżno Szlacheckie pod Bytowem na Pomorzu, starym siedlisku rodu Brzezińskich, prywatnym sumptem postawiono jedyny wtedy zbudowany w Polsce pomnik-obelisk w 300-lecie odsieczy wiedeńskiej, dla upamiętnienia udziału Brzezińskich w pomorskich chorągwiach w wiedeńskiej victorii. Ta sama wieś-zaścianek, decyzją traktatu wersalskiego w roku 1918 miała się znaleźć po stronie niemieckiej i tylko opór miejscowej ludności - zaściankowej kaszubskiej szlachty, spowodował, że granicę przesunięto kilka kilometrów za zachód i polska szlachta pozostała w Polsce. Dziś w Brzeżnie każdego roku odbywa się wspaniałe widowisko historyczne: "Wymarsz chorągwi Wejhera pod Wiedeń", gromadzące tysiące turystów. Kapitalne połączenie patriotycznego wychowania z rozwojem turystyki. I my takie poczynania albo sami organizujemy, albo staramy się je wspierać. Dziękuję Panu za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-08-16

Autor: wa